- Śmierci się nie boję. Jest czas życia i czas umierania. To tylko biologia. I żelazne prawo, że każdy musi umrzeć na tej ziemi. Uważam, że śmierć to tylko ciąg dalszy życia, tyle że bez ciała. Co choruje, odejdzie – mówiła Nina Andrycz w rozmowie z Łukaszem Maciejewskim opublikowanej w książce „Aktorki. Spotkania”.
- Śmierci się nie boję. Jest czas życia i czas umierania. To tylko biologia. I żelazne prawo, że każdy musi umrzeć na tej ziemi. Uważam, że śmierć to tylko ciąg dalszy życia, tyle że bez ciała. Co choruje, odejdzie – mówiła Nina Andrycz w rozmowie z Łukaszem Maciejewskim opublikowanej w książce „Aktorki. Spotkania”.
Nina Andrycz, wybitna aktorka, nazywana królową polskiej sceny teatralnej, zmarła 31 stycznia 2014 roku. Miała 101 lat.
Matka chciała ją... odmłodzić
Urodziła się 11 listopada 1912 roku w Brześciu, choć inne źródła podają, że przyszła na świat trzy lata później.
Jak wyznawała, błędną datę podała jej matka, która chciała odmłodzić córkę... by ta po wojnie łatwiej znalazła męża.
Dzieciństwo spędziła we Lwowie, pod opieką matki; choć w domu im się nie przelewało, obie niezwykle często chodziły do teatru i opery. To wtedy kilkuletnia Andrycz pokochała aktorstwo.
''Było mi z nim jak w raju''
Na początku lat 30. zaczęła się kształcić w stołecznym Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej. Tam po raz pierwszy się zakochała – w swoim wykładowcy, Aleksandrze Węgierko.
- Cała szkoła wiedziała. Nasze spojrzenia nas zdradzały. Kiedy on wchodził do klasy, to od razu szukał mnie oczami. Było mi z nim jak w raju. Łączyło nas pokrewieństwo duchowe. Jeden jego pocałunek był wart wielu płomiennych stosunków. Moja pierwsza miłość była tak romantyczna, a jej podkład erotyczny był tak wzniosły, że następne doświadczenia wyglądały... jakby słabiej – cytuje jej słowa Na żywo.
''Skończyłam szkołę teatralną jako dziewica''
Węgierko miał jednak żonę, a Andrycz nigdy nie przekroczyła zakazanej granicy.
- Skończyłam szkołę teatralną jako dziewica – zapewniała.
Ta historia miała tragiczny finał* – Węgierko zginął na wojnie.Andrycz nie ukrywa, że był jej pierwszą prawdziwą miłością i wspominała go do końca życia, *nawet kiedy oddała rękę innemu mężczyźnie.
''Józef zmusił mnie do małżeństwa''
Po wojnie Andrycz dostała angaż w Teatrze Polskim. To tam wypatrzył ją premier Józef Cyrankiewicz.
- Był nieprzeciętnie ładny, podobny do Yula Brynnera – opisywała swojego wielbiciela w jednym z wywiadów. Ale wcale nie zamierzała wychodzić za niego za mąż.
- Józef zmusił mnie do małżeństwa. Proponowałam, że zostanę jego przyjaciółką. Powiedział: „Przyjaciółek to ja miałem dosyć w młodości, a teraz chcę żonę. Taką jak ty”. Uznałam, że jest godny tego, żeby mnie uwielbiać – przytacza jej słowa magazyn Na żywo.
Wzięli ślub w 1947 roku.
Największy rywal – teatr
Niestety, już wkrótce w ich małżeństwie zaczęły pojawiać się pierwsze zgrzyty.
Cyrankiewicza zaczęła denerwować pasja żony, a teatr nazywał swoim największym rywalem.
**- Byłam namawiana przez męża, by zwolnić tempo, by urodzić dziecko. Ładnie bym teraz wyglądała! Gdybym urodziła, broń Boże, chłopaka, dziś byłby synem komucha – cytuje jej słowa Na żywo.
Chciała „rodzić role, nie dzieci”
- Kiedy jest się naprawdę gwiazdą, to nie rodzi się dzieci. Rodzi się role – mówiła.
Nie chciała zostać matką, uważała, że się do tego nie nadaje. Wszystkie ciąże usuwała, nie przejmując się protestami męża. Ich ścieżki zaczęły się rozchodzić, oboje wdawali się w liczne romanse.
- Kiedy zrozumiał, że nie urodzę, zaczął popijać. Gdybym urodziła, nasze małżeństwo przetrwałoby do grobowej deski – przytacza jej słowa Życie na gorąco.
Rozwiedli się po 21 latach.
Teatr - ''jedyny mężczyzna, któremu byłam wierna przez całe życie''
Niektórzy uważali Andrycz za kobietę zimną i wyniosłą, ale jej współpracownicy twierdzili, że była sprawiedliwa, szanowała ludzi, którzy ciężko pracują i podchodzą profesjonalnie do wyznaczonych im zadań.
Tak naprawdę zależało jej tylko na teatrze .
- To jedyny mężczyzna, któremu byłam wierna przez całe życie i nigdy nie myślałam o zdradzie. W dodatku dałam mu wiele dzieci. Bo role to moje córki... piękne, szalone, mądre, głupie. Różne – przypomina jej słowa magazyn Świat i ludzie.
''Nadal mi się oświadczają''
Do końca życia otaczali ją zakochani mężczyźni, którzy nie potrafili oprzeć się jej urokowi i... składali propozycje matrymonialne.
- Flirtowałam, i owszem. Ale wiązać się tak trwale to już nie chciałam. Rywalizują o mnie, przynoszą kwiatki. Nadal mi się oświadczają. Ostatnio miałam dwie propozycje małżeńskie. Oczywiście obie odrzuciłam, bo nie kochałam tych ludzi – opowiadała w jednym z wywiadów.
''Królowa sceny Teatru Polskiego''
Odeszła szczęśliwa, jako kobieta spełniona.
- Robiłam to, co kochałam. Tylu mężczyzn kładło mi majątek u stóp, a ja nigdy nie przywiązywałam do tego wagi. Najszczęśliwsza byłam na scenie – opowiadała.
Miała jedno życzenie – chciała, by na jej nagrobku widniał napis: „Królowa sceny Teatru Polskiego”. (sm/gk)