Tandetna filmowa błyskotka
Przed laty serial HBO „Seks w wielkim mieście” zrewolucjonizował spojrzenie Amerykanów na współczesne kobiety. Zdumione purytańskie społeczeństwo zachwyciło się nową _american woman_ i pogrzebało dotychczasową królową, idealna Panią Domu - Marthę Stewart, razem z jej świątecznymi wypiekami.
W 1998 roku okazało się, że kobiety pragną seksu, myślą o seksie, rozmawiają o nim oraz szukają go tak samo nieustannie jak mężczyźni. Jednak są w tym o wiele bardziej wyzwolone, kreatywne, pewne siebie i - co oczywiście nie jest bez znaczenia - przy kasie. Każda z nas mogła się odnaleźć w typie jednej z głównych bohaterek. One nie tylko dały nam seks, miłość i energię wielkiego miasta, ale także zupełnie nowy charakter kobiecych przyjaźni. Status „przyjaciółki” zyskał moc na równi istotną co nasz rodzic, narzeczony, czy mąż.
Jednak 12 lat później rewolucja została zaprzedana za blichtr, przepych i nadmierną teatralność. Do tej pory cztery babki z „Seksu w wielkim mieście” były ikonami mody. Teraz stały się jej ofiarami.
Wierna sympatyczka serialu wciąż zadaje sobie jedno pytanie: Gdzie się podziały moje przyjaciółki?
Od pierwszej długometrażowej produkcji minęły dwa lata. Tym razem osią filmu jest kryzys małżeński Carrie i Biga. Popularnej pisarce doskwiera rutyna, która wdarła się do ich nowobogackiego życia na Manhattanie z widokiem na Central Park. Problemy ma jednak nie tylko piękna pani Preston. Charlotte nie daje sobie rady z dziećmi i wpada w obsesję na punkcie niani, która nie nosi stanika. Miranda, jak zwykle, próbuje połączyć życie osobiste z zawodowym. A nieposkromiona i jak zwykle fantastyczna Samantha przechodzi... menopauzę. Los uśmiecha się jednak do utrapionych bohaterek i wszystkie wyruszają w bajeczną, luksusową i na dodatek darmową, wyprawę do Emiratów Arabskich. Tam w krainie ociekającym pustynnym złotem i nie tylko, dziewczyny będą grzeszyć banalnymi problemami, przerysowanym wyglądem, niewiarygodnymi sytuacjami i co ciekawsze – zdradą.
Zbyt bogaty i błyszczący świat, bijący blaskiem z ekranu, bardziej nas irytuje niż bawi lub pociesza. Żeby wieść życie godne postaci z SWM, trzeba wyjść co najmniej za Donalda Trumpa i to bez intercyzy. Dziewczyny są wciąż urocze i nadal można je polubić, jednak ich obecne problemy i sytuacje w których się znalazły zdecydowanie nie ułatwiają nam identyfikacji. Tym razem producenci filmu ze swoich bohaterek i widowni zrobili pazerne sroki pragnące błyskotek.
Po zakończeniu projekcji okazuje się, że druga próba przeniesienia przygód, lęków i miłosnych perypetii z Nowego Jorku na srebrny ekran jest nie tylko błędem, ale i nokautem dla całej konwencji serialu. Przekaz i rewolucyjny charakter znanej serii został wyprzedany za bezcen. Film popadł w stereotyp od którego serial zawsze skutecznie starał się uciec - „kobiety są głupie i lecą na kasę”. A na dodatek złego, to w najnowszym „Seksie w wielki mieście” jest zdecydowanie za mało seksu i ukochanego Nowego Jorku. No i jak to wszystko miało się udać?