W sieci znalazło się kilka opinii spostrzegawczych widzów, którzy punktują niedoróbki włosko-polskiej produkcji. Tu i ówdzie można zobaczyć żarówki w żyrandolach oraz kiepską charakteryzację bardziej pasującą do Teatru Telewizji niż produkcji za kilkadziesiąt milinów złotych.
Temat „Bitwy pod Wiedniem” wraca jak bumerang. Najpierw pojawiły się kąśliwe recenzje i komentarze, a później premierowy weekend w kinach, który, pod względem frekwencyjnym, bynajmniej nie był spektakularny. Jak podaje dystrybutor, od premiery do poniedziałku film zobaczyło jedynie nieco ponad 90 tys. Polaków. Ciekawe czy wycieczki szkole i widzowie powodowani masochistyczną ciekawością wychwycili morze wpadek, jakie pojawiają się w filmie Renzo Martinelliego?
W sieci znalazło się kilka opinii spostrzegawczych widzów, którzy punktują niedoróbki włosko-polskiej produkcji. Tu i ówdzie można zobaczyć żarówki w żyrandolach oraz kiepską charakteryzację bardziej pasującą do Teatru Telewizji niż produkcji za kilkadziesiąt milinów złotych.
To nie wszystko. Zobaczcie, jakich błędów dopuszczono się w postprodukcji filmu.
Konie nie rzucają cienia
Na swoim blogu carrycoalstonewcastle.tumblr.com autor podpisujący się ksywką borosz wypunktował w dość szyderczy sposób rażące niedoróbki, jakie można wychwycić w samym tylko zwiastunie „Bitwy pod Wiedniem”.
Na zdjęciu obok dowiadujemy się, że niektóre konie znane są z tego, że nie rzucają cienia. Tak po prostu. I jak widać, na polach Wiednia zwierzęta-widmo zostały wykorzystane do celów taktycznych.
Najwyraźniej w fazie postprodukcji umknęło komuś, że stojące obok siebie zwierzęta i żołnierze są oświetlani przez słońce jednakowo…
Postacie z wycinanki
We włosko-polskiej produkcji kuleje również tzw. kluczowanie, czyli nakładanie na jeden obraz innego, w tym przypadku Wojciecha Mecwaldowskiego i jego kompanów.
Bloger zauważa, że postacie wyglądają „jak wycięte nożyczkami” i naprawdę trudno się z tym nie zgodzić. Uderza również zupełny brak perspektywy.
Dwa Słońca?
Skoro pędzące wojsko ma zachód słońca za plecami, to skąd w tej scenie wzięło się dodatkowe źródło światła?
Widać jak na dłoni, że prawa strona konnicy jest oświetlana również z prawej strony.
Czyżby akcja filmu nie rozgrywała się na Ziemi?
Jak stara gra komputerowa
Kolejny dowód na potwierdzenie przewijającego się w recenzjach zarzutu, że efekty w „Bitwie pod Wiedniem” przywodzą na myśl złote czasy Windowsa 95.
Te łany zboża stojące przed jegomościem w turbanie to 300 tys. żołnierzy, którzy, jak słusznie zauważył autor carrycoalstonewcastle.tumblr.com, wyglądają jak snopki siana z kiepskiej gry komputerowej.
Kopiuj-wklej
Na zdjęciu obok widzimy nadciągające wojska, które zdaniem autora zostały stworzone za pomocą tzw. Clone Stamp, obowiązkowego narzędzia każdego średnio profesjonalnego programu graficznego…
Autor bloga zarzuca również, że w fazie postproduckji zapomniano o spasowaniu czerni i bieli. Kto by sobie tym zaprzątał głowę?
Atak klonów
Kolejny spektakularny efekt „profesjonalnej” replikacji, jaki możecie zauważyć w „Bitwie pod Wiedniem”.
Wystarczy zaznaczyć interesujący was obszar, nacisnąć przycisk „kopiuj” i kilkukrotnie wkleić w interesujące miejsca. Efekt – kilkutysięczna, zwarta armia…
''Niewidoczna'' replikacja
Kolejny "kwiatek", tym razem jeszcze bardziej rozczulający. Czym innym jest replikacja tłumu stojącego gdzieś w oddali, a czym innym powielenie kilku postaci na pierwszym planie.
Jak widać włoscy „fachowcy” nie mieli z tym większego problemu, kopiując kilku tureckich wojakówstojących od siebie w odległości kilku metrów.
Tętnica w plecach
Ostatnia scena zwiastuna pokazująca, że twórcom zależało na jak największym oddaniu realizmu, a „Bitwa pod Wiedniem” to nie przelewki.
Nikt z nas nie doświadczył tego na własnej skórze, ale przypuszczamy, że po uderzeniu kogoś ostrym przedmiotem w okolice obojczyka, z rany nie powinien wystrzelić strumień krwi.
Wygląda na to, że pechowy jeździec miał w tamtym miejscu tętnicę. (gk/mf)