''1000 lat po Ziemi'' Niezwykłe spotkanie z twórcami filmu! [foto]
13.06.2013 15:05
Night, "1000 lat po Ziemi" początkowo zapowiadał się jako typowy film o przetrwaniu (survival story). Potem dodałeś elementy science fiction. Czy w tej najnowszej produkcji znajdziemy charakterystyczny dla twojej twórczości zwrot akcji?
M. Night Shyamalan: Trochę żałuję, że ludzie myślą, że ten zwrot akcji, o którym wspomniałaś, jest charakterystyczny dla wszystkich moich filmów. Nie wykorzystuję go za każdym razem. Niemniej faktycznie trochę go nadużywam. Tym razem będzie to prosty film. W zasadzie, kiedy rozmawiałem z Willem Smithem o naszej współpracy, od początku naszym założeniem było stworzyć historię, którą z łatwością można by przenieść na deski teatru. Chciałem, żeby „1000 lat po Ziemi” był przede wszystkim poruszającym dramatem z wykorzystaniem elementów kina sci-fi. Staraliśmy się stworzyć najprostszą historię i najbardziej wiarygodną emocjonalnie, jak to było tylko możliwe.
Will, podobno byłeś autorem całej historii w początkowej fazie scenariusza.
MNS: NIECAŁEJ historii! (śmiech)
Will Smith: Tak, tak. Niecałej. Tylko większości. (śmiech)
MNS: Tylko tych najlepszych momentów.
WS: Nie, oczywiście, że nie. W zasadzie to dość zabawna historia. Były urodziny Nighta i zadzwoniłem do niego, żeby powiedzieć mu "Sto lat!". A on na to: "Stary, nie chcę od ciebie żadnych życzeń. Daj mi lepiej pomysł na film, który moglibyśmy zrobić razem". Więc dla żartu zaczęliśmy wymyślać jakieś historyjki na poczekaniu i opowiadać je sobie przez telefon. Ja jedną, on drugą i tak w kółko. Nagle rzuciłem mu coś na wzór zalążka historii "1000 lat po Ziemi", a on na to: "Tak jest. To jest to! Oddzwonię do ciebie".
MNS: W zasadzie, to Will zadzwonił w dniu moich urodzin, ale nie przyszedł na przyjęcie, więc zacznijmy od tego.
WS: (Śmiejąc się) No cóż, nie przyszedłem, ale dlatego właśnie dzwoniłem.
MNS: To był telefon przesiąknięty poczuciem winy. Kiedy zadzwonił powiedziałem mu, że oglądałem "Karate Kid". Mówię: "Stary, ten dzieciak naprawdę potrafi grać". I zaczęła się wymiana pomysłów - od bardzo złych po takie sobie. Później podsunął mi ten pomysł, ten jeden jedyny pomysł, a ja na to: "Wchodzę w to!". Myślał, że żartuję. Ale ja nie żartowałem.
WS: To prawda. Nie żartował.
Mam pytanie do Willa i Jadena. Głównym wątkiem filmu "1000 lat po Ziemi" jest relacja pomiędzy waszymi bohaterami. Jak wam się udaje stworzyć taką fikcyjną poniekąd więź, biorąc pod uwagę, że w życiu prywatnym jesteście rodziną.
Jaden Smith: Cóż wszystko zaczęło się od produkcji "W pogoni za szczęściem". Od tamtej pory już wiemy, jak dużym ułatwieniem jest dla nas grać relację ojciec-syn. Później na tych samych zasadach współpracowaliśmy na planie "Karate Kid", a teraz to.
WS: Myślę, że w tego typu sytuacjach, które nam się przytrafiają przy wspólnych projektach, o wiele lepiej skupić się na budowaniu postaci. Zagranie rodzinnej więzi wychodzi nam naturalnie. Mój bohater, Cypher Raige, jest najlepszym i najmądrzejszym generałem w historii ludzkości. W filmie ma syna, który stara się pójść w jego ślady. W filmie jest wiele podobieństw do naszego prawdziwego życia. Dla nas to była wspaniała okazja, żeby pokazać jak ojciec, pragnie pomóc własnemu synowi znaleźć jego własną drogę w świecie, w którym, chcąc nie chcąc, początkowo ten drugi stoi w cieni tego pierwszego.
Will i Jaden, skoro już o współpracy mowa, to opowiedzcie, kiedy pierwszy raz rozmawialiście o wzięciu udziału w projekcie Shylemana i jaka była wasza reakcji po obejrzeniu gotowego filmu?
JS: Pierwszy raz rozmawialiśmy o filmie w Chinach. Właśnie wychodziłem na nagranie sceny do "Karate Kid", kiedy zawołałeś: "Hej, Jaden, czy słowo URSA brzmi strasznie?". A ja na to: "Tato, ja tu próbuję nauczyć się chińskiego. Pogadajmy o tym, kiedy już będziesz wiedział jak to brzmi". To był ten pierwszy raz, kiedy ojciec wspomniał o filmie, ale nie wyjaśnił mi wówczas o co chodzi. Dopiero później powrócił do tematu już po rozmowie z Nightem.
"1000 lat po Ziemi" w głównej mierze opowiadane jest z punktu widzenia dziecka. Skąd ten pomysł?
MNS: Uważam, że moment transformacji dziecka w młodego mężczyzny jest wyjątkowy. To w tym czasie buduje się nasza świadomość względem otaczającego nas świata i jego reguł. To jakby ostatni moment, w którym wciąż wierzymy w magię. Ważne jest żeby przejść w dorosłość i wciąż wierzyć w tę ogólnie pojętą magię - cokolwiek byśmy nią nie nazwali. Obserwowanie Jadena właśnie w tym momencie jego życia i nagrywanie go podczas pracy nad filmem, to bardzo silne przeżycie, które już samo w sobie nadaje się na filmową historię.
Powiedzcie, jaką planetę Ziemię zobaczymy w filmie.
JS: Będzie to planeta, którą 1000 lat temu opuścili ludzie, więc będzie bardzo zarośnięta przez naturę. Prawdziwa Zielona Planeta.
WS: To było głębokie, naprawdę (śmiech). JS: Pomimo tego rozrostu przyrody, Ziemia w filmie jest bardzo toksyczna i niebezpieczna dla ludzi. W powietrzu jest tak duże stężenie tlenu, że aż trudno oddychać. WS: Temperatura drastycznie się waha - upały za dnia i mróz nocą. Jest bardzo zielono. MNS: Tak, bardzo. Istnieje myśl filozoficzna, która mówi o tym, że Ziemia jest jak jeden wielki organizm. Nazywa się chyba Gaia...
WS: Tak, Hipoteza Gai.
MNS: O dokładnie! Hipoteza Gai! Kiedy więc ludzie opuścili Ziemię, ona w niepojęty sposób rozkwitła wzbogacając się o nowe gatunki roślin i zwierząt. Moi bohaterowie, kiedy wracając na swoja dawną planetę, są pierwszymi ludźmi od tysiąca lat. Widzą wszędzie czerwone lasy, gatunki zwierząt, które rozwinęły się i ewoluowały w niespodziewany dla nas sposób, bujną roślinność... Ktoś powiedział, że nasza Ziemia w filmie wygląda jak raj, z którego zostaliśmy wyrzuceni i do którego mamy teraz możliwość powrócić ostatni raz.
Domyślam się, że w waszej historii jest też przesłanie dla młodych widzów.
WS: Tak i to bardzo ważny przekaz mówiący o środowisku.
JS: Jeżeli chodzi o środowisko, to uważam, że teraz jest ostatni dzwonek alarmowy. I to dla ludzi w każdym wieku, na całym świecie. Jestem przekonany, że coś takiego, co zobaczycie w filmie "1000 lat po Ziemi" może się faktycznie wydarzyć. Podświadomie to był pewnie kolejny powód...
* MNS:* Niezłe słowo!
WS: Mój syn użył słowa "podświadomie" ("subliminally" - przyp. red.)! Niektóre dzieciaki nawet nie wiedzą, co to znaczy. (Śmiech)
JS: Wracając - uważam, że film ma bardzo ważne, pozytywne przesłanie!
Jaden, czy tak jest zawsze? Ojciec często ci docina i żartuje sobie z ciebie?
JS: Tak, tak. Przez dziewięćdziesiąt procent czasu.
Zdarza ci się mu odpłacić?
JS: Nie, raczej nie. Zazwyczaj odpuszczam. To tak, jakby cię uderzyła fala. Trzeba się temu poddać, nic nie poradzisz. Kiedy już jest po wszystkim, można wrócić i zacząć ponownie oddychać.
Night, bardzo często wykorzystujesz naturę w swoich filmach jako jednego z głównych bohaterów. W twojej twórczości przyroda budzi się do życia w zupełnie nowym tego słowa znaczeniu - jest aktywna, działa i często jest niebezpieczna.
Wiesz co, to dziwne. Faktycznie w swoich ostatnich trzech czy czterech filmach chodziło mi głównie o naturę. Nie zależało mi na tym, nie miałem takiego założenia, po prostu tak wyszło. Najwidoczniej, coś siedzi w mojej głowie. Nawet "Kobieta w błękitnej wodzie" opowiadała o mężczyźnie i jego związku z przyrodą. Później "Zdarzenie" w zasadzie było o tym samym, tylko że zrobiłem horror. No i jeszcze "Ostatni władca wiatru"... Aż sam jestem zdziwiony. Mimo wszystko, to są ważne pytania - czym jest dla nas przyroda, która nas otacza, jej żywioły, jak na nią reagujemy i czego możemy się od niej nauczyć. Myślę, że dla ludzi powinno być ważne, aby znaleźć swój rytm w życiu i dopasować go do rytmu przyrody. Jeżeli to się uda, to nasza głowa, myśli, ciało i cała reszta będą na odpowiednim miejscu w
pełnej harmonii. To dla mnie bardzo ważne, pewnie dlatego jestem tak zaślepiony w przyrodzie w swoich filmach. Ale też nie tylko w moich filmach.
Staram się żyć w zgodzie z naturą, być z nią zsynchronizowany i być z nią w kontakcie, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Na przykład wczoraj - przyjechaliśmy wieczorem do hotelu i w środku nocy wyszedłem jeszcze na chwilę na plażę. Chciałem się uspokoić, pobyć w ciszy. I czuję, że nic z tego nie będzie. Zaczynam czuć się niekomfortowo, ponieważ nie mogę się zsynchronizować...
WS: I ponieważ jesteś nagi. (śmiech)
MNS: To prawda. (śmiech) Wszyscy ludzie się patrzą, a ja nie mam pojęcia w czym problem.
WS: Cały czas tylko powtarzasz: „Hej, staram się być blisko natury”. (śmiech)
MNS: Ale poważnie, zeszłej nocy naprawdę starałem się wyciszyć i nie mogłem. Wciąż miałem w głowie myśli o dzisiejszych wywiadach, o pierwszych pokazach mojego filmu, o tym i o tamtym. Staram się być w kontakcie z naturą, ale czasami nie jest to takie proste.
Night, czy na zakończenia mógłbyś opowiedzieć nam coś więcej na temat strony graficznej filmu? Jakie były twoje inspiracje, początkowe założenia i wpływy, które wykorzystałeś budując stronę wizualną "1000 lat po Ziemi"?
MNS: Szczerze mówiąc, moją największą inspiracją, kiedy tworzyłem obraz przyrody w „1000 lat po Ziemi”, był dla mnie film „Droga przez miasto” (1955) indyjskiego reżysera, Satyjita Raya. To dość stary film, który kocham i oglądałem go wielokrotnie zanim zacząłem kręcić mój ostatni obraz. Obie produkcje łączy postać młodego chłopaka i jego związek z naturą. "Droga przez miasto" miała największy wpływ na sposób prezentowania Jadena na tle nieokiełznanej przyrody.
Od 14 czerwca 2013 roku zapraszamy do kin.