''9 1/2 tygodnia'': Jego twarz to dziś ruina, a ona wciąż wygląda doskonale
„9 1/2 tygodnia”, amerykański film erotyczny oparty na powieści Elizabeth McNeill, w drugiej połowie lat 80. wzbudził prawdziwą sensację i wywołał wśród publiki i krytyków niemałe kontrowersje.
„9 1/2 tygodnia”, amerykański film erotyczny oparty na powieści Elizabeth McNeill, w drugiej połowie lat 80. wzbudził prawdziwą sensację i wywołał wśród publiki i krytyków niemałe kontrowersje.
Pasjonująca opowieść o niszczącej sile namiętności wywarła wrażenie na widzach na całym świecie, a z wcielających się w głównych bohaterów Kim Basinger i Mickeya Rourke'a uczyniła prawdziwe gwiazdy... ale nie na długo.
Jak więc potoczyły się losy miłosnego, dziś nieco zapomnianego, filmowego duetu?
Walka z nieśmiałością
W młodości Basinger przez wiele lat borykała się z chorobliwą wręcz nieśmiałością, wywołaną po części surowym i oschłym zachowaniem ojca, który nie szczędził swej dorastającej córce nieprzyjemnych i pełnych krytyki słów.
Aby pokonać tę paraliżującą, uprzykrzającą jej życie wstydliwość nastolatka zaczęła uczęszczać na lekcje tańca.
Pewności siebie dodawał jej również angaż w agencji modelek i udział w kampaniach promocyjnych światowych marek.
Od szamponu do erotyki
Karierę aktorską zaczynała od reklamy szamponu, ale wkrótce potem nadeszły propozycje udziału w serialach, aż wreszcie i oferty ról w pełnometrażowych produkcjach.
Prawdziwym przełomem okazał się występ w „9 1/2 tygodnia” (1986). Od tamtej pory Basinger mogła nareszcie przebierać w scenariuszach.
Zagrała więc w „Nadine”, „Moja macocha jest kosmitką”, „Batmanie” czy „Tajemnicach Los Angeles”. Lecz choć na ekranach pojawiała się regularnie, już wkrótce proponowane role przestały być tak atrakcyjne i często ograniczały się jedynie do drugiego planu.
Walka z problemami
Oprócz problemów finansowych(związanych chociażby z wycofaniem się aktorki z udziału w „Uwięzionej Heleny” – sprawa trafiła do sądu), Basinger musiała też zmagać się* z niepowodzeniami w życiu osobistym.*
Po kilku latach rozpadło się jej małżeństwo z Ronem Snyder-Brittonem. Rozwodem zakończył się również związek z Alekiem Baldwinem, zwieńczony burzliwą batalią o opiekę nad dzieckiem.
''Zawsze ufałam intuicji''
I choć Basinger dawno ma za sobą czasy, kiedy zasypywano ją ofertami ról, w jednym z wywiadów podkreślała, że jest zadowolona z rozwoju swojej kariery.
- Zawsze ufałam swojej intuicji. Starannie wybierałam role, robiłam sobie przerwy. Starzeję się i wciąż dostaję sporo propozycji, tylko są inne niż kiedyś: ciekawsze i bardziej wymagające. To dobry zwiastun. Byłoby wspaniale, gdyby Ameryka idąc za przykładem Europy przestała wreszcie mieć obsesję na punkcie wiecznej młodości – mówiła aktorka.
Utalentowany bokser
Młody Mickey Rourke bardziej niż aktorem wolał zostać bokserem. W amatorskim boksie odnosił spektakularne sukcesy, ale z kariery na ringu zrezygnował po kilku dotkliwych kontuzjach.
Wtedy też zainteresował się teatrem (zapisał się na kurs aktorski) i... narkotykami.
Pod koniec lat 70. trafił wreszcie na wielkie ekrany i od tamtej pory postanowił nie rozstawać się ze światem filmu.
Konfliktowy charakter
W realizacji tych ambitnych planów przeszkodził mu jednak jego konfliktowy charakter.
Rourke chętnie wdawał się w kłótnie ze współpracownikami, obrażał menadżerów i irytował swoich przełożonych.
Wreszcie miarka się przebrała i w połowie lat 90. aktor przestał otrzymywać intratne propozycje, zadowalając się jedynie mało znaczącymi rolami, zazwyczaj epizodycznymi.
‘’Czy byłem wariatem?’’
Rourke borykał się z problemami związanymi ze zdrowiem psychicznym i przez kilka lat uczęszczał na wizyty specjalistyczne.
- Jedyną rzeczą, na którą mogłem sobie pozwolić, był psychiatra. Przez pierwsze dwa lata miałem trzy wizyty w tygodniu. Teraz tylko jedną. W ciągu sześciu lat opuściłem ledwie dwa spotkania. Kiedyś zapytałem mojego psychiatrę, czy byłem wariatem. Po wyrazie jego twarzy zrozumiałem, że myśli, że tak. Ale zaraz powiedział: Teraz już nie jesteś - zwierzał się kilka lat temu Gazecie Wyborczej.
Powrót do gry
Od dna odbił się dopiero na początku XXI wieku, w dużej mierze dzięki Robertowi Rodriguezowi, który obsadził aktora najpierw w „Pewnego razu w Meksyku: Desperado 2”, a potem w „Sin City”.
- Wiedziałem, że jestem dobrym aktorem. Może nawet lepszym od większości. Zapomniałem jednak, że to za mało, by utrzymać się w Hollywood. Robienie filmów to biznes, a ja nie znałem reguł. Nie wiedziałem, że nie chodziło o sztukę, że tak naprawdę wszystko kręciło się wokół pieniędzy – mówił w Forum.
Po „Zapaśniku” (nominacja do Oscara, Złoty Glob) fama o jego talencie rozeszła się w mgnieniu oka. Od tamtej pory Rourke – choć gazety ciągle odnotowują z wyraźnym przerażeniem, że wygląda coraz gorzej (więcej tutaj)
– radzi sobie doskonale. (sm/gk)