"Aftersun". Wakacje w tureckim kurorcie z gwiazdą serialu "Normalni ludzie". Ten film porusza
Pocztówka z wakacji, która niesie prawdziwy ciężar. "Aftersun" dostarcza bowiem nie mniej ciepła niż Morze Egejskie w sezonie letnim, ale też przytłaczających emocji, które zostały pieczołowicie utkane przez reżyserkę. To wszystko w ekranowym towarzystwie znanego z serialu "Normalni ludzie" Paula Mescala i młodziutkiej, ale wybitnej Franceski Corio.
Pełnometrażowy debiut Charlotte Wells rozpoczyna się od dźwięku przewijania taśmy na kamerze VHS, która rejestruje wyjazd do słonecznej Turcji dwójki bohaterów - ojca i nastoletniej córki. Jak to bywa z filmami z wakacji, są one zapisem beztroskich chwil, wycinkiem rzeczywistości, jej strzępkiem. Przez swoje ograniczenie nie obejmują wszystkiego, złożoności relacji, problemów, powoli kiełkujących zaniedbań czy też decyzji, które w przyszłości będą eskalować. To wszystko kryje się poza kadrem.
Sama reżyserka wydaje się postępować podobnie z widzem. Dawkuje nam wiedzę na temat Caluma (Paul Mescal nominowany za tę rolę do Oscara) i jego córki Sophie (Francesca Corio), pozostawiając nas w lekkiej dezorientacji i z szeregiem pytań, które zaczynają się coraz bardziej kłębić. Niektóre odpowiedzi poznamy wraz z postępem fabuły, część z nich w ogóle nie padnie.
Sophie, nad wyraz dojrzała emocjonalnie jak na swój wiek 11-latka, na co dzień mieszka z matką, dlatego wyjazd z ojcem jest okazją do podreperowania naderwanych więzi. Wszystko to w tureckim kurorcie, któremu jednak daleko do ekskluzywności obiektów z "Białego Lotosu". Za oknem na rusztowaniach trwają prace remontowe, słowem wszystko przeczy obrazom znanym ze stron katalogów biur podróży.
Może i ciepłe powietrze smaga liście palm, a samemu można się wylegiwać nad basenem, ale z drugiej strony nie brak tu salonów z automatami czy rozstawionych na świeżym powietrzu stołów bilardowych. Jest to więc bardziej kurort z Władysławowa w śródziemnomorskiej wersji niż prawdziwa rajska sielanka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie zraża to jednak bohaterów do wspólnego spędzania czasu na plażach, wycieczkach, wieczornych kolacjach czy korzystaniu z atrakcji oferowanych przez obiekt. Wells w tym wakacyjnym bezczasie stara się uchwycić to, co nieuchwytne. Pokazuje nam relację Caluma i Sophie, zaś ekran wypełnia ciepło ich wzajemnego zabiegania o łączące ich więzi. Nie dajmy się jednak temu zwieść, bo wszystko rozbija się o niewidzialne bariery.
"Aftersun" nie jest bowiem bezpieczną, sentymentalną opowieścią przedstawioną przez pryzmat różowych okularów. Na każdy uśmiech przypada skrywana przed otoczeniem łza, a na chwilę beztroski pulsujące podskórnie napięcie. Reżyserka jest na szczęście w tym wszystkim powściągliwa. Nie idzie na skróty, oferując melancholię i bijący po oczach dramat, ale też unika chirurgicznego chłodu oraz wyzbycia się emocji. To prawdziwa sztuka tak odpowiednio wyważyć nastrój.
Pomagają jej w tym m.in. zabiegi montażowe. Powracający motyw z rave’owej imprezy rozbija narrację, wprowadzając nutę odrealnienia i wywołując uczucie niepokoju oraz dezorientacji. Reżyserka decyduje się także na kilka przeskoków czasowych, a ścieżkę dźwiękową wypełnia z jednej strony szlagierami przełomu wieków (Blur, Los Del Rio, R.E.M., Chumbawamba), z drugiej zaś ambientowymi dźwiękowymi przestrzeniami zwiastującymi widmo katastrofy. Wszystko to splata się w finałowej scenie, w której słyszymy "Under Pressure" Queen i Davida Bowiego w przearanżowanej wersji zrywającej z taneczną proweniencją. Kapitalne - to trzeba zobaczyć, to trzeba poczuć.
"Aftersun": oficjalny polski zwiastun
"Aftersun" to przede wszystkim dziecięca perspektywa, choć z pewnością nie infantylna, bliżej jej do dorosłości. Oczami Sophie przyglądamy się dojrzewającej dopiero tragedii. Kiedy nastąpił punkt zwrotny i kiedy przelała się czara goryczy? Nie wiadomo. Co tak naprawdę trapi Caluma, który przecież nie ustaje w swoich dążeniach do bycia dobrym ojcem? Skąd jego ręka w gipsie? Czym się zajmuje? Nie wiadomo. Podobnie, jak Sophie, musimy sobie ułożyć tę rzeczywistość z podrzucanych nam strzępów informacji i niedopowiedzeń.
To wszystko jednak zmusza do refleksji. Ta kombinacja nostalgicznego wspomnienia i ćwiczenia z pokonywania demonów przeszłości rodem z kozetki u psychoterapeuty, nie potrafi pozostawić obojętnym. Autentyczności jest tutaj na tony, co z pewnością zapisuje się na plus aktorskiemu duetowi, który nie tyle gra, ile po prostu "jest" - i to bez nuty fałszu. Po seansie ma się ochotę pozostać w fotelu z oczami wbitymi w przestrzeń i pogrążyć się w zamyśleniu. Trudno będzie wyjść z kina, pozostając tym samym człowiekiem.
Robert Skowroński dla Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o prawdopodobnie najlepszym serialu 2023 roku (sic!), załamujemy ręce nad Złotymi Malinami i nominacjami do Oscarów, a także przeżywamy rozstanie Shakiry i Gerarda Pique. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.