Agnieszka Odorowicz: ''Caryca'' polskiego kina
Kilka lat temu na festiwalu w Cannes zagraniczny magazyn „Variety” uznał ją za jedną z najbardziej wpływowych osób w świecie filmowym. Niedawno znalazła się w zestawieniu dziesięciu najważniejszych Polek Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego "Teraz Polska".
Kilka lat temu na festiwalu w Cannes zagraniczny magazyn „Variety” uznał ją za jedną z najbardziej wpływowych osób w świecie filmowym. Niedawno znalazła się w zestawieniu dziesięciu najważniejszych Polek Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego "Teraz Polska".
Agnieszkę Odorowicz, dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, jedni kochają, drudzy nienawidzą. Dawno już żadna postać nie wzbudzała w rodzimym środowisku artystycznym tylu emocji.
Mówi się, że „twardą ręką trzyma całą produkcję filmową w Polsce”, nazwa się ją „carycą polskiego kina”. Lecz teraz, kiedy kończy się jej kadencja w PISF-ie, nie wiadomo, jak potoczą się jej losy.
Zaradna dziewczyna
Urodziła się 15 grudnia 1974 roku w Katowicach.Po maturze rozpoczęła studia na krakowskiej Akademii Ekonomicznej i już wtedy udowodniła, że ma niezwykły zmysł organizacyjny i talent przywódczy.
Szybko zaczęła się realizować, organizując rozmaite festiwale, przeglądy piosenek, koncerty i benefisy - również te międzynarodowe.
Nie mylili się ci, którzy wróżyli jej wielką karierę. W 2003 roku została pomocnikiem ministra kultury, rok później otrzymała stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Kultury. Wtedy też dopracowała ustawę o kinematografii i doprowadziła do powołania Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
Twarde rządy
Matka PISF-u zażarcie walczyła o swoje dziecko. Przekonywała do swojego projektu posłów, walczyła o sympatię hermetycznego środowiska filmowego. W 2005 roku sama stanęła na czele swego Instytutu.
O jej „twardych rządach” i nieprzewidywalnych decyzjach krążą legendy, ale nikt nie podważał jej autorytetu, mówiono też o jej sprawiedliwości i uczciwości. Z czasem jednak pojawiły się problemy. Odorowicz oskarżono na przykład, że za pieniądze Instytutu – sto tysięcy – wyremontowała sobie mieszkanie.
Na konferencji prasowej Odorowicz potwierdziła tę informację, wyjaśniając jednocześnie, że mieszkanie miało zostać sprzedane Instytutowi. Gdy do transakcji nie doszło, kwotę za remont zwróciła.
Najbardziej wpływowa kobieta
Mimo sporej i stale rosnącej liczby przeciwników, Odorowicz radziła sobie świetnie i nawet po skończonej kadencji ponownie wybrano ją na szefową PISF-u. Nic dziwnego – Odorowicz cieszyła się szacunkiem nie tylko w Polsce, ale i zagranicą.
W 2006 roku na festiwalu w Cannes zagraniczny magazyn „Variety” uznał ją za jedną z najbardziej wpływowych osób w świecie filmowym.
Doceniono jej ogromny wkład w promocję polskiego kina i podkreślano, jak wiele robi dla rodzimej branży filmowej.
Caryca polskiego kina
Sama Odorowicz twierdzi, że nie przepada za przydomkiem „Caryca”, który nadały jej polskie media.
- Uważam raczej, że przez tych 10 lat dobrze służyliśmy i artystom, i widzom – dodawała. - To był okres udanej współpracy, stworzyliśmy system wspierania sztuki filmowej, z którego obie strony są zadowolone: twórcy mogą realizować filmy, które cieszą się uznaniem krytyki i widzów.
''W PISF nie ma żadnej cenzury''
Za jej rządów powstało mnóstwo kontrowersyjnych i dzielących polskie społeczeństwo filmów. Jak podkreśla, dla niej najważniejszy jest dobry scenariusz.
- W PISF nie ma żadnej cenzury* – tłumaczyła w „Polska The Times”. *- Trafiają do nas najróżniejsze scenariusze, poruszające najtrudniejsze i kontrowersyjne tematy, także dotyczące homoseksualizmu w Kościele katolickim, więzień CIA na Mazurach czy mówiące o trudnych i bolesnych relacjach polsko-żydowskich. Każdy z tych projektów zamienił się w film.
Ale przyznaje, że nie zawsze podejmowali dobre decyzje.
- Generalnie nie należy oczekiwać, że każda produkcja filmowa przerodzi się w wybitny czy bardzo dobry film. W żadnej kinematografii na świecie tak nie jest – mówiła.
''Skandaliczna decyzja''
Kadencja Odorowicz dobiega końca. Choć nie będzie już szefową PISF-u, dalej zamierza zajmować się kulturą. Już od dawna krążyły plotki, że marzy jej się posada szefowej telewizji, bo chce „zaprowadzić tam porządek”.
Wydaje się jednak, że będzie musiała rozejrzeć się za innym zajęciem. Rada nadzorcza Telewizji Polskiej z 35 kandydatów na członka zarządu wybrała 12. Wśród nich nie ma Odorowicz, która uchodziła za „pewniaka”.
Ta decyzja wywołała ogromne oburzenie w środowisku filmowym. Powstała petycja, w której Obywatele Kultury piszą: „Dość tego! Chcemy jawności i transparentności w procesie wyboru członków zarządu mediów publicznych!”.
Podpisali się już pod nią między innymi Paweł Pawlikowski, Agnieszka Holland i Jacek Bromski (na zdjęciu). (sm/gk)