"Ania z Zielonego Wzgórza" ma twarz Amebyth McNulty. Netflix stawia na autentyzm
Daleko jej do ideału piękna, bywa również nieskromna i głośna. Twórcy nowej "Ani z Zielonego Wzgórza" postawili sobie za cel stworzyć bohaterkę z krwi i kości. Popularność serialu przekonuje, że udało im się.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
- Gdyby to była po prostu kolejna adaptacja, to po co w ogóle zawracać sobie głowę? Nasza wersja jest bardziej pikantna. Często słyszę, że ludzie początkowo byli zszokowani naszą Anią. Głównie tym, że jej historia tak bardzo różni się od książki, że nie wiedzieli, czego mają się spodziewać. Byli zaskakiwani, co bardzo im się podobało - powiedziała dla gazety Wyborczej Amybeth McNulty, aktorka grająca tytułową rolę w serialu "Ania, nie Anna".
Drugi sezon Ani z Zielonego wzgórza pojawi się na platformie Netflix już 6 lipca. Pierwsza część zrobiła niemało zamieszania. W końcu to inna Ania niż ta, do której przyzwyczaił nas serial z Megan Follows pod koniec lat 80. W zasadzie do tej pory była to jedyna serialowa ekranizacja książek Lucy Mound Montgomery, jaką znaliśmy.
Nic zatem dziwnego, że Netflix postanowił zrobić swoją wersję. Uwspółcześnioną i zdecydowanie odważniejszą. Główna bohaterka jest bliższa dzisiejszym nastolatkom. Pyskata, bardziej neurotyczna i wrażliwa, co często wpędza ją w niemałe kłopoty. Ania jawnie manifestuje swoje poglądy: nie chce wychodzić za mąż, chce pisać wiersze i zachwycać się światem. A do Boga, przynajmniej tego pojmowanego w sposób patriarchalny jej nie po drodze:
Dlaczego właściwie należy klękać do modlitwy? Gdybym ja szczerze pragnęła się pomodlić, wiem, co bym uczyniła. Poszłabym sama, samiutka na wielką, piękną łąkę albo jeszcze lepiej do dużego, ciemnego lasu i patrzałabym na obłoki, het, w górę, w te cudne, bezgraniczne niebiosa. Wtedy po prostu odczuwałabym modlitwę...- powiedziała bohaterka.
Nie jest typem dziewczynki, która chętnie usiądzie to ręcznej robótki czy odnajdzie się w kuchni robiąc wypieki. Wręcz przeciwnie, Ania wydaje się być niesforna i niereformowalna. Zapomina o obowiązkach, bałagani i głośno wykłóca się z opiekunami o własne prawa. W ostatnim tomie powieści, już jako dorosła kobieta i matka gromadki dzieci, jest osobą smutną i rozczarowaną życiem, która wciąż wydaje się za czymś tęsknić.
Netflix zdaje się wykorzystywać motywy z ostatniej, niedawno opublikowanej części o Ani Shirley - Blythe "The Blythes Are Quoted" (przez polskich wydawców wydana jako "Ania z Wyspy Księcia Edwarda"), a jej cechy umieścił w 14-letniej bohaterce, która ma "starą duszę”. Te odmienne pojmowanie świata sprawia, że bywa nieakceptowana i wyśmiewana przez rówieśników.
W główną rolę wcieliła się Kanadyjka irlandzkiego pochodzenia, Amybeth McNulty. Tak świeża i oryginalna na tle serialowych bohaterów, którzy wyglądają niczym woskowe figury bez żadnej skazy. Amybeth pokonała aż 1800 kandydatek by dostać rolę. Jak powiedziała w wywiadzie dla "Radio Times" wszystko przez to, że urzekła twórców swoją sympatią do drzew. Uwspółcześniona wersja książki jest jej bliska. W końcu nowa Ania to wojowniczka i idealistka.
- Na nieszczęście w tamtych latach słowo "feminizm" nie istniało, w takiej formie jak teraz. Myślę, że Ania była przypadkową feministką - powiedziała aktorka dla portalu "Radio Times".
W nowym sezonie showrunnerka, Moira Walley-Beckett zdecydowała się dodać do scenariusza nowych bohaterów, a serial będzie poruszał kwestie feminizmu i równouprawnienia kobiet. Wszystko z punktu widzenia ekscentrycznej 14-latki.
I nie ma w tym niczego dziwnego. Netflix stawia bowiem na wartości liberalne. Dziś ich platforma pełna jest filmów, które wychowują pokolenia tolerancyjnych, demokratycznych obywateli, którzy nie boją się manifestować własnych poglądów. A Moira znana jest z takich głośnych seriali jak: "Breaking bad" oraz "Flesh and bone". Ten ostatni przedstawiał kontrowersyjną rzeczywistość panującą w wymagającym świecie baletu.
Niewiele osób wie, że Lucy Mound Montgomery daleko było do rozmarzonej autorki, wiodącej beztroskie życie wśród zielonych łąk. Bohaterkę z ostatniej części upodobniła do siebie. "Ania z Wyspy Księcia Edwarda" jest smutna i rozczarowana życiem, a jej małżonkowi daleko do słodkiego chłopaka, w którym się podkochiwała jako nastolatka.
Montgomery, po oddaniu rękopisu ostatniej części do druku popełniła samobójstwo. Netflix wykorzystał ten mroczny nastrój tworząc postać z krwi i kości. Niezbyt urodziwą, rozgadaną, roztrzepaną i nadwrażliwą, czasami doświadczjącą depresyjnych uczuć. Z taką bohaterką z pewnością łatwiej będzie się utożsamić nastoletnim dziewczynkom, które każdego dnia są bombardowane obrazkami "doskonałych" dziewczyn. Szczupłych, lecz kształtnych, wiecznie szczęśliwych, bogatych i pożądanych. To, czego w tym momencie najbardziej potrzebujemy w świecie popkultury, to autentyzm i prawda.* "Ania, nie Anna"* zdecydowanie spełnia ten warunek, który zadowoli wymagającą i coraz bardziej świadomą siebie młodzież.
Zobacz także: najlepsze seriale netflix 2018
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.