Recenzje"Ant-Man i Osa": Mały, ale wariat [RECENZJA BLU-RAY]

"Ant-Man i Osa": Mały, ale wariat [RECENZJA BLU‑RAY]

Została wam kasa ze świąt? To do sklepu. Ale już! Zakup "Ant-Man i Osa" na Blu-rayu to najlepsza rzecz, jaką jeszcze możecie zrobić w starym roku.

"Ant-Man i Osa": Mały, ale wariat [RECENZJA BLU-RAY]
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Grzegorz Kłos

Ani ostatni "Avengersi", ani "Czarna Pantera". W 2018 r. najbardziej wypatrywałem trzeciego "Thora" i drugiego "Ant-Mana". I nie zawiodłem się. Dzięki absurdalnemu poczuciu humoru Taiki Waititiego przygody kosmicznego wikinga stały się kampową jazdą bez trzymanki. A co z najmniejszym bohaterem MCU?

ZOBACZ: zwiastun filmu "Ant-Man i Osa"

Z sterami "Ant-Mana i Osy" zasiadł ponownie Peyton Reed. Ten sam facet, który przejął pierwszą część po Egdarze Wrighcie, i chwalić Pana, zachował ducha jego scenariusza.

Dla mnie "jedynka" okazała się pierwszorzędną odtrutką na rutyniarskie ekranizacje. Oczywiście nie dało się uniknąć pewnej schematyczności. Jednak finalnie otrzymaliśmy produkt zupełnie osobny. Błyskotliwą mieszankę komedii, heist filmu i obyczajówki, w której do szpiku ludzki bohater w pierwszej kolejności walczy o swoją rodzinę, a później "wielkie sprawy". Wszystko zgrabnie opowiedziane i tak różne od trykociarskiej naparzanki.

A dwójka? Moim zdaniem jest jeszcze lepiej. Scott Lang, choć zdobył już superbohaterskie szlify, to nadal miły koleś z sąsiedztwa, z którym trzasnęlibyście piwko albo dwa. Czarujący, dowcipny facet, który dla córki stanąłby na głowie lub chociaż przerobił dom na labirynt. Między nim a Hope van Dyne (Evangeline Lilly)
buzuje taka chemia, jakiej dawno nie widzieliśmy. Do tego błyskotliwy dowcip, bardzo kreatywne podejście do scen akcji (samochodziki <3) i bezbłędny Michael Peña ponownie kradnący show.

Z jednej strony czuć większy rozmach i budżet, bo to po prostu większe kino niż jedynka. Z drugiej to wciąż świetna alternatywa dla większości filmów wchodzących w skład MCU. Niby majtki na spodnie i maski, ale jednak nie do końca.

Obraz
© Materiały prasowe

A jak prezentuje się Blu-ray? Jeśli chodzi o obraz i dźwięk, to nie ma się nad czym rozwodzić. To najwyższa półka, tak samo jak poprzednie ekranizacje Marvela wypuszczone przez Galapagos Films. "Ant-mana i Osę" możemy obejrzeć albo w wersji oryginalnej, albo z polskim dubbingiem, więc tu też zero zaskoczeń.

Spytacie o dodatki. Tu też marvelowski standard. Nie jest może ich zatrzęsienie, ale myślę, że fani filmu i MCU będą ukontentowani.

Na dysku znajdziecie bez mała 25-minutowy making-of podzielony na rozdziały odpowiadające ich tematyce – postaciom, ich kostiumom, panującym między nimi relacjom oraz efektom specjalnym. Typowy klasyk, choć naprawdę zabawny – obejrzyjcie go chociaż dla Paula Rudda i Peytona Reeda, którzy na planie stworzyli iście komediowy duet.

Oprócz tego kilka minut gagów, odrzutów ze scen z udziałem Stana Lee i Tima Heideckera, sceny niewykorzystane oraz crème de la crème, czyli komentarz reżysera. Rzecz dość zabawna, błyskotliwa, a dla fanów postaci i superhero przede wszystkim ciekawa. Jednym słowem: warto!

Ocena: 7/10

Źródło artykułu:WP Film
recenzjarecenzja blu-rayrecenzje
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)