"Avengers: Koniec gry": coś się kończy, coś zaczyna [RECENZJA BLU‑RAY]
Premierę "Końca gry" olałem z pełną premedytacją. 3 godz. w kinie to gruba przesada i morderstwo dla pęcherza. Czekałem cierpliwie na premierę Blu-ray.
17.09.2019 21:12
Dzięki temu mogę dziś zrobić sobie np. przerwę na toaletę, wykonać kurs do sklepu albo oglądać w kółko kulminacyjną scenę, która… No właśnie.
ZOBACZ TEŻ: Scarlett Johansson i Paul Rudd opowiadają, jak to jest być superbohaterem
Pisanie o "Avengers: Koniec gry" nie jest wcale takie proste, jeśli chce się uniknąć spoilerów. A uwierzcie lub nie, mi udało się żyć w błogiej nieświadomości przez te kilka ostatnich miesięcy.
Dlatego, aby nie psuć nikomu zabawy, napiszę tylko, że wszystko, co słyszeliście o filmie braci Russo, jest prawdą. Tak, "Koniec gry" spokojnie mógłby być krótszy. Tak, stężenie emo w pierwszej połowie filmu jest lekko nieprzyzwoite. Tak, to najbardziej bezprecedensowe zwieńczenie filmowej sagi, jakie kiedykolwiek trafiło na ekrany. Tak, będziecie płakać. I tak, scena kulminacyjna jest… przekonacie się sami.
No dobrze, a co oprócz filmu znalazło się w edycji Blu-ray, która ukazała się nakładem Galapagos Film? Jednym zdaniem mógłbym napisać: jest spoko, choć spodziewałem się więcej.
Na pierwszym dysku znajdziecie film, intro braci Russo oraz komentarz reżyserów i scenarzystów. To kaloryczna piguła informacji z różnych obszarów: aktorstwa, kreacji postaci czy spraw technicznych.
Wstęp braci trwa ponad 2,5 min i zawiera spoilery – jeśli więc nie chcecie popsuć sobie zabawy, to włączcie intro przy następnej okazji (a taka na pewno się nadarzy, zaręczam).
Na drugim dysku znalazły się wyłącznie bonusy. Głównym daniem jest tu 7 reportaży skupiających się na bohaterach i ich ewolucji w ramach MCU oraz hołd złożony Stanowi Lee i jego słynnych cameos - krokodyle łzy gwarantowane.
Odnośnie reportaży - wprawdzie poświęcone są konkretnym postaciom, np. Thorowi czy kobietom Marvela, to i tak mimochodem znalazło się tu sporo zakulisowych informacji dotyczących produkcji i kierunków rozwoju MCU.
Całość (polecam opcję oglądania wszystkiego za jednym zamachem) jest wzorowo zrealizowana, wypowiadają się wszystkie grube ryby zaangażowane w tworzenie MCU i naturalnie obsada. 40 min z okładem mijają jak z bicza strzelił. Ponadto na drugiej płycie znajdziecie 6 scen niewykorzystanych (i specjalnie nie ma się czemu dziwić) oraz niecałe 2 min zakulisowych wpadek i wygłupów.
Po 11 latach i 22 filmach nastawiałem się na gigantyczne, kilkugodzinne podsumowanie MCU. I choć dostałem coś innego, to daleki jestem od narzekania. Zresztą, nie oszukujmy się, do dodatków pewnie długo nie wrócę, jeśli w ogóle. W przeciwieństwie do filmu braci Russo, który jeszcze nieraz zagości w moim odtwarzaczu. A w zasadzie długo go nie opuści.