"Avengers: Koniec gry": coś się kończy, coś zaczyna [RECENZJA BLU-RAY]
Premierę "Końca gry" olałem z pełną premedytacją. 3 godz. w kinie to gruba przesada i morderstwo dla pęcherza. Czekałem cierpliwie na premierę Blu-ray.
Dzięki temu mogę dziś zrobić sobie np. przerwę na toaletę, wykonać kurs do sklepu albo oglądać w kółko kulminacyjną scenę, która… No właśnie.
ZOBACZ TEŻ: Scarlett Johansson i Paul Rudd opowiadają, jak to jest być superbohaterem
Pisanie o "Avengers: Koniec gry" nie jest wcale takie proste, jeśli chce się uniknąć spoilerów. A uwierzcie lub nie, mi udało się żyć w błogiej nieświadomości przez te kilka ostatnich miesięcy.
Dlatego, aby nie psuć nikomu zabawy, napiszę tylko, że wszystko, co słyszeliście o filmie braci Russo, jest prawdą. Tak, "Koniec gry" spokojnie mógłby być krótszy. Tak, stężenie emo w pierwszej połowie filmu jest lekko nieprzyzwoite. Tak, to najbardziej bezprecedensowe zwieńczenie filmowej sagi, jakie kiedykolwiek trafiło na ekrany. Tak, będziecie płakać. I tak, scena kulminacyjna jest… przekonacie się sami.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
No dobrze, a co oprócz filmu znalazło się w edycji Blu-ray, która ukazała się nakładem Galapagos Film? Jednym zdaniem mógłbym napisać: jest spoko, choć spodziewałem się więcej.
Na pierwszym dysku znajdziecie film, intro braci Russo oraz komentarz reżyserów i scenarzystów. To kaloryczna piguła informacji z różnych obszarów: aktorstwa, kreacji postaci czy spraw technicznych.
Wstęp braci trwa ponad 2,5 min i zawiera spoilery – jeśli więc nie chcecie popsuć sobie zabawy, to włączcie intro przy następnej okazji (a taka na pewno się nadarzy, zaręczam).
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Na drugim dysku znalazły się wyłącznie bonusy. Głównym daniem jest tu 7 reportaży skupiających się na bohaterach i ich ewolucji w ramach MCU oraz hołd złożony Stanowi Lee i jego słynnych cameos - krokodyle łzy gwarantowane.
Odnośnie reportaży - wprawdzie poświęcone są konkretnym postaciom, np. Thorowi czy kobietom Marvela, to i tak mimochodem znalazło się tu sporo zakulisowych informacji dotyczących produkcji i kierunków rozwoju MCU.
Całość (polecam opcję oglądania wszystkiego za jednym zamachem) jest wzorowo zrealizowana, wypowiadają się wszystkie grube ryby zaangażowane w tworzenie MCU i naturalnie obsada. 40 min z okładem mijają jak z bicza strzelił. Ponadto na drugiej płycie znajdziecie 6 scen niewykorzystanych (i specjalnie nie ma się czemu dziwić) oraz niecałe 2 min zakulisowych wpadek i wygłupów.
Po 11 latach i 22 filmach nastawiałem się na gigantyczne, kilkugodzinne podsumowanie MCU. I choć dostałem coś innego, to daleki jestem od narzekania. Zresztą, nie oszukujmy się, do dodatków pewnie długo nie wrócę, jeśli w ogóle. W przeciwieństwie do filmu braci Russo, który jeszcze nieraz zagości w moim odtwarzaczu. A w zasadzie długo go nie opuści.