Bluźnierstwo czy dzieło geniuszu? "Jesus Christ Superstar" podzielił widownię
Kontrowersyjny i kultowy już "Jesus Christ Superstar" wszedł na ekrany w 1973 roku, na dobre zmieniając oblicze filmowego musicalu.
Wszystko zaczęło się jednak trzy lata wcześniej, od zwykłej płyty - twórcy uważali bowiem, że ich materiał jest bardzo kontrowersyjny i przez wielu może zostać uznany za bluźnierczy, dlatego nie ma szans trafić na teatralną scenę.
Muzyczny album - zawierający historię ostatniego tygodnia życia Jezusa Chrystusa, opowiadaną przez jego przeciwników i zwolenników - został jednak ciepło przyjęty, toteż wkrótce faktycznie trafił na teatralne deski.
Narodziny legendy
Najpierw odbyła się trasa koncertowa, a kilka miesięcy później, 1 października 1971 roku, musical "Jesus Christ Superstar" wystawiono na Broadwayu (do polskich teatrów trafił wiele lat później, w 1987 roku) i od tamtej pory stał się jednym z najpopularniejszych teatralnych przedstawień.
Sukces zachęcił twórców, czyli Andrew Lloyda Webbera i Tima Rice'a, do uwiecznienia musicalu również na taśmie filmowej - reżyserię powierzono Normanowi Jewisonowi, a scenariusz, oparty na rockowej operze, stworzył Melvyn Bragg.
Walka o rolę
O rolę Jezusa ubiegało się wielu aktorów, w tym 17-letni John Travolta. I chociaż ostatecznie angażu nie dostał, producent Robert Stigwood obiecał mu, że o nim nie zapomni - i tak trzy lata później Travoltę zatrudniono do "Gorączki sobotniej nocy". Faworytem był naturalnie Ian Gillan (wcielający się w Jezusa na płycie), ale muzyk odmówił, bo to przeszkodziłoby w planach jego zespołu Deep Purple.
Tytułową rolę powierzono więc Tedowi Neeleyowi (na zdjęciu), który zjawił się w hotelu reżysera przebrany za Chrystusa. Angaż wspominał miło z wielu powodów - między innymi dlatego, że właśnie na planie spotkał Leeyan Granger, która została później jego żoną.
Spodziewane kontrowersje
"Jesus Christ Superstar" zarobił grube miliony i zdobył wiele nominacji oraz nagród, ale naturalnie wywołał także niemałe kontrowersje.
- Z jednej strony Radio Watykańskie pochwaliło jego szczerość i świeżość, z drugiej – część społeczności katolickiej uznała go za obrazoburczy i zbojkotowała - pisała Dorota Skotarczak w książce "Światowa encyklopedia filmu religijnego". - Brak Zmartwychwstania, uwypuklenie postaci Judasza, erotyczny podtekst relacji Marii Magdaleny i Jezusa oraz brak pewności co do boskiej natury Jezusa okazały się dla wielu nie do przyjęcia. Sukces odniosły natomiast nagrania z tego w całości śpiewanego filmu – płyta stała się bestsellerem, ze słynnym utworem "I Don't Know How to Love Him" na czele, śpiewanym przez Marię Magdalenę.
"Jesus..." w Polsce
W Polsce film nie trafił do kin, ale oczywiście ci, którzy interesowali się musicalem, słyszeli o sukcesach, jakie "Jesus Christ Superstar" odnosił chociażby na Broadwayu. W 1987 roku Jerzy Gruza postanowił wystawić spektakl na polskiej scenie - rolę Jezusa powierzył zaś Markowi Piekarczykowi (na zdjęciu), muzykowi znanemu chociażby dzięki występom z grupą TSA.
- Nie da się "zagrać" Chrystusa. Trzeba się otrzeć o szaleństwo* - wspominał artysta swój występ na łamach "Dziennika". *– Oczywiście nie oszaleć, bo to nie na tym polega. Ale jest coś, jest jakaś tajemnica w tej roli, że niesie ona za sobą najbardziej ułomnego człowieka.
I tłumaczył, dlaczego była to jedna z nielicznych ról, które zgodził się zagrać:
– Miałem propozycję grania innych ról, ale nie potrafiłem ich przyjąć, bo każda z nich wydawała mi się taka nijaka. Z postaci, które znam z literatury, filmów i teatrów, jest niewiele, które dały mi taką energię, jak właśnie ta postać. Poza tym, ja nie jestem zawodowym aktorem. Skąd ja bym wykrzesał taką energię, jak w Chrystusie? Nie ma szans.