To najlepszy film *Małgorzaty Szumowskiej. Fakt ten potwierdza przede wszystkim idealny mariaż tragedii z ironiczną komedią. "Body/Ciało" w zabawny - na zewnątrz i głęboki - w środku sposób prezentuje trzy odmienne postawy wobec ludzkiego ciała. Tego filmu przeoczyć nie można.*
Film otwiera scena rodzajowa z pracy prokuratora (wybitny w tej roli Janusz Gajos) przełamana zaskakującym finałem. Okazuje się, że od samego początku nic, co się zdarzy, nie będzie pewne. Szumowska podsuwa subtelne wskazówki, jak dalej rozpracowywać tożsamość bohaterów. Prokurator cierpi z dwóch powodów: śmierci żony i obowiązku zajmowania się chorą na anoreksję córką (amatorka Justyna Suwała). Relacje z nią chciałby ominąć na skróty, najczęściej jednak zostaje mu okrężna droga. Nie widząc innego wyjścia oddaje ją do szpitala. Terapeutka Anna (Maja Ostaszewska) próbuje wydobyć z dziewczyny pokłady nienawiści i żalu. Swoich podopiecznych przekonuje, że „warto poszukać konkretnego miejsca krzyku w swoim ciele i wyrzucić go z siebie”. Specjalistka zmaga się nie tylko z problemami pacjentów, ale również z własnymi tragediami - przeżywa utratę dziecka i rozpad małżeństwa. Brak bliskich rekompensuje jej pies, jedyny przyjaciel. Jej sensem życia staje się organizacja spotkań spirytualistycznych. Wiara w możliwość
rozmowy ze zmarłymi i ogromne oddanie innym daje jej siłę do działania.
W kinie Szumowskiej problemy społeczne odgrywały do tej pory kluczową rolę. O prostytucji czy homoseksualizmie mówiła w „Sponsoringu” i „W imię”. Filmy te były rodzajem interwencyjnego plakatu, połączeniem kontrowersyjnego tematu ze szkolną wycinanką. Dopiero teraz, w „Body/Ciało”, z dojrzałością i świadomością formy reżyserka wchodzi w konflikt racjonalnego myślenia z wiarą w nadprzyrodzone moce. Nie byłaby sobą, gdyby nie nawiązała i w tym filmie do drażliwych aspektów polskiej rzeczywistości. Czyni to jednak w sposób delikatny i wyważony, z czarnym humorem i ironią. Pojawia się odwołanie do śmierci Beksińskiego, słynnej sprawy Madzi czy kwestii związanych z aborcją.
Szumowska nawiązuje do kina Kieślowskiego. Ironizuje z nadmiernej metafizycznością jego filmów. Podkreśla, że dziś każdy podejmuje indywidualną decyzję o wierze. Jedni decydują się na Boga, drudzy stają po stronie jogi czy kontaktują się z duchami. Terapeutka nie dostrzega problemu, gdy okazuje się, że to Olga – a nie, jak uwierzył prokurator, jego zmarła żona - napisała wiadomość. Istotna jest sama wiara w możliwość kontaktu ze zmarłą. Równie ważne są relacje międzyludzkie, bo „Body/Ciało” to film o braku bliskości, nieumiejętności zwykłego, domowego bycia razem. Wychodząc od fizycznego zbliżenia, a dochodząc do psychologicznego zniewolenia umysłu. Zarówno prokurator, jak i terapeutka są niezwykle samotni. Znajdują odpowiedniki w postaci pracy czy przygodnych fascynacji. Janusza odwiedza przyjaciółka i prezentuje zmysłowy taniec w rytm "Śmierci w bikini" Republiki (w tej roli odważna Ewa Dałkowska), Annie wystarczają debaty z guru buddystów.
Ciało jest naturalnym instrumentem wykorzystywanym przez reżyserkę. Jednakże rozpięcie między życiem i śmiercią pozwala na szerokie spektrum interpretacji i długich rozmów po seansie. Dodatkowo chłodna estetyka zdjęć Michała Englerta tworzy nowy obraz Warszawy. Prezentuje stolicę nie oszukaną, ale taką jaką dostrzec można z okna samochodu czy osiedlowego bloku. „Body/Ciało” śmieszy, gdyż przerysowuje nas samych. Reżyserka domalowuje bezbronnym ciałom rogi.