Bożena Janicka: Śmiech Woody'ego Allena

Bożena Janicka

Co tu kryć, najnowszy film Woody'ego AllenaPoznasz przystojnego bruneta” jest mniej zabawny, niż można się było spodziewać po mistrzu. Lecz w autorskich komediach Allena – finezyjnych, przewrotnych, autoironicznych itd. - było zawsze coś z kryptopamiętnika: zapisywał na ekranie, co w tym momencie życia myśli o sobie (to po pierwsze) i o reszcie świata (to po drugie). W tym filmie jest podobnie.

Allen nie występuje już w swoich komediach, lecz w poprzedniej, „Co nas kręci...” grający główną rolę aktor był w istocie nieco młodszym i przystojniejszym alter ego W. A. W tamtym filmie zapisało się jeszcze trochę złudzeń. Ów duplikat Allena, bez specjalnych wysiłków ze swej strony, tylko dzięki temu, że jest bardzo mądry i trochę szalony, oczarował młodą pannę. Lecz kiedy love story się skończyła – bo oczywiście musiała się skończyć – po prostu przeszedł w stan łagodnej i trochę smętnej rezygnacji.

I oto w następnym filmie jest tak, jakby Allen, używając swoich zwykłych klocków, jednym ruchem ręki przewrócił budowle, które konstruował z nich przez długie lata. Allen, urodzony pesymista (tak mówi o sobie w wywiadach), już coraz bliższy niebezpiecznego wieku „Zrzędności i przekory” (to wprawdzie z naszego Fredry, ale pasuje jak ulał) ma najwyraźniej do przekazania nową prawdę: „uważajcie, bo to się zawsze pięknie zaczyna, ale fatalnie kończy”. To – czyli, z grubsza biorąc – miłość.

A więc Londyn, dwa pokolenia: dorosłe dzieci i rodzice. Młodzi – małżeństwo „na dorobku”. On wydał jedną książkę (z drugą idzie mu o wiele gorzej), ona pracuje w galerii sztuki. Starzy – zamożni, po rozwodzie, bo mąż i ojciec postanowił zafundować sobie nowe życie. Słowem realistyczny obraz kilkorga Londyńczyków. Bez większych zmian mogliby się znaleźć np. w którymś filmie Mike'a Leigh. Lecz jakby to nie było dziwne – w końcu „Poznasz przystojnego bruneta” jest komedią – Allen daje swoim bohaterom mniejsze szanse w zderzeniu z tym, co szykuje im los (a właściwie oni sami), przy czym robi to dość perfidnie. Wszystkie wątki pozostawia otwarte, jak nie przymierzając w filmach Nowej Fali; co będzie dalej, widzowie mają dopowiedzieć za niego.

Wszyscy bohaterowie wpakowali się bowiem w straszliwe tarapaty, bo albo uważali, że na fazę łagodnej rezygnacji za wcześnie albo chcieli nadrobić straty, kiedy było za późno. Młody autor jednej książki zakochał się w prześlicznej pannie, którą najpierw podziwiał w oknie naprzeciwko. Walczył o jej wzajemność tak wytrwale, że mimo iż miała właściwie wyjść za mąż, zerwała dla niego z narzeczonym. Teraz on musi coś zrobić, żeby mogli żyć szczęśliwie, ale również mieli za co. I robi coś takiego, że jeśli sprawa się wyda, nie będzie mu czego zazdrościć. No i właśnie w tym momencie, kiedy wygląda na to, że sprawa się wyda – Allen urywa, widz ma sobie dośpiewać sam ostatnią zwrotkę tej miłosnej ballady.

Natomiast młoda żona pisarza zakochała się bez żadnych okien, po prostu w przystojnym szefie (gra go Antonio Banderas). Jak to z zakochanymi bywa, gest uprzejmości wzięła za coś więcej i prawie oświadczyła się szefowi. Przywołana do rzeczywistości, rozumie, że musi stamtąd odejść. Postanawia otworzyć własną galerię, licząc na finansową pomoc matki, ale się przeliczyła. No i w momencie, kiedy wygląda na to, że została kompletnie na lodzie – itd., jak wyżej. Resztę ma sobie dopowiedzieć widz.

Wreszcie ostatnia ofiara igraszek z miłością, ów mąż i ojciec, który rozwiódł się po 40 latach małżeństwa, by zacząć nowe życie. Poślubił w tym celu młodą osobę bardzo seksi (nawet więcej niż bardzo, kiedy ją poznał, brała 350 funtów za usługę). Moment, w którym jego dalsze losy pozostawia Allen wyobraźni widza, wygląda tak: kasa już prawie pusta, gach przychodzi robić swoje w jego domu, żona mu oświadczyła, że będzie miała dziecko i to on jest ojcem, na co on oświadczył żonie, że na szczęście istnieją badania DNA.

Są w filmie jeszcze dwie postacie: była żona oraz wróżka, czyli nielicencjonowana specjalistka od pomocy psychologicznej. Porzucona małżonka dowiedziała się od niej, że w poprzednim wcieleniu żyła w epoce elżbietańskiej, a wkrótce czeka ją następne wcielenie i nowe, lepsze życie. Tak ją to uszczęśliwiło, że kiedy rozczarowany własnym nowym życiem były mąż chce wrócić, odprawia go z kwitkiem, chociaż gra go sam Anthony Hopkins. W której z tych dwóch postaci, starszej pani czy starszego pana jest więcej autoironii Allena, wie tylko on sam.

Gdzie w takich historiach miejsce na dowcip? Jak zawsze u Woody'ego Allena, przede wszystkim w finezyjnym dialogu. Śmiech Allena nigdy zresztą nie był chichotem, lecz teraz słychać w nim jakby coraz wyraźniej: „Marność nad marnościami i wszystko marność”...

Wybrane dla Ciebie

Aktor i modelka OnlyFans? To nie tak, jak wszyscy pomyśleli
Aktor i modelka OnlyFans? To nie tak, jak wszyscy pomyśleli
Do obejrzenia w domu. Alternatywna historia I wojny światowej
Do obejrzenia w domu. Alternatywna historia I wojny światowej
Kręciły intymne sceny. Sieklucka mówi o kulisach
Kręciły intymne sceny. Sieklucka mówi o kulisach
Metamorfoza Russella Crowe. Zaskoczył widzów swoim wyglądem
Metamorfoza Russella Crowe. Zaskoczył widzów swoim wyglądem
Tych premier nie możecie przegapić jesienią. Największa rola The Rocka
Tych premier nie możecie przegapić jesienią. Największa rola The Rocka
Jennifer Lopez o rozwodzie z Affleckiem: "To najlepsze, co mnie spotkało"
Jennifer Lopez o rozwodzie z Affleckiem: "To najlepsze, co mnie spotkało"
"Rola godna Oscara". Takiego DiCaprio jeszcze nie widzieliśmy
"Rola godna Oscara". Takiego DiCaprio jeszcze nie widzieliśmy
Festiwal narcyzmu. Quebo zrobił film o swojej własnej wyjątkowości
Festiwal narcyzmu. Quebo zrobił film o swojej własnej wyjątkowości
Płomienne słowa Agnieszki Holland na scenie. "Przemoc i gwałt rozlewają się po świecie"
Płomienne słowa Agnieszki Holland na scenie. "Przemoc i gwałt rozlewają się po świecie"
Prezes TVP wyszedł na scenę. Złożył deklarację ws. tantiem
Prezes TVP wyszedł na scenę. Złożył deklarację ws. tantiem
Złote Lwy przyznane. Film o ministrantach triumfuje
Złote Lwy przyznane. Film o ministrantach triumfuje
"Wielka Warszawska" do ziewania. Miał być galop, jest spacerek
"Wielka Warszawska" do ziewania. Miał być galop, jest spacerek