Brandon Cronenberg: "Nie mamy czegoś takiego jak wolna wola"
"Possessor" jest tak niebanalny, mroczny i aktualny jak najlepsze odcinki "Black Mirror". - Jesteśmy nieustannie wystawieni na propagandę - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską reżyser filmu Brandon Cronenberg. Film miał premierę 11 grudnia w serwisach VOD.
Karolina Stankiewicz: Koncepcja twojego filmu jest dość prosta, ale zarazem bardzo oryginalna. Przejmowanie kontroli nad czyimś umysłem, zmuszanie go do robienia rzeczy, których nigdy by nie zrobił, brzmi bardzo mrocznie. Co cię zainspirowało?
Brandon Cronenberg: Pomysł przyszedł podczas promocji mojego poprzedniego filmu "Antivral". Kiedy po raz pierwszy podróżujesz, by promować film, jest to dość surrealistyczne doświadczenie, bo albo świadomie, albo nieświadomie tworzysz publiczną postać i odgrywasz tę rolę podczas wywiadów.
Tak jak teraz?
Tak jak teraz, prowadzimy tę nienaturalną rozmowę online. Wtedy przez większość czasu czułem się, jakbym był w skórze kogoś innego i jakbym musiał się w kogoś wcielać, by funkcjonować. Na początku chciałem stworzyć film o tym, jak budujemy postacie i narracje, by funkcjonować w społeczeństwie.
A co z wątkiem przejmowania kontroli nad czyimś umysłem?
Podobał mi się pomysł postaci, która nie jest pewna, czy jest sobą, czy ktoś ją kontroluje. To było bardziej abstrakcyjne. Ale kiedy zacząłem czytać o neuronauce, o implantach mózgowych czy fizycznym kontrolowaniu umysłu, chciałem umieścić to w filmie i w ten sposób z mojego scenariusza wyszedł horror sci-fi.
"POSSESSOR", thriller sci-fi Brandona Cronenberga; premiera VOD już 11 grudnia
Czego się dowiedziałeś podczas researchu? Czy faktycznie można przejąć kontrolę nad czyimś umysłem?
Tak, o dziwo, to jest możliwe! W latach 50. i 60. zostały przeprowadzone bardzo interesujące i niepokojące doświadczenia neuronaukowe. Przeczytałem książkę José Delgado "Physical Control of the Mind: Toward a Psychocivilized Society" [Fizyczna kontrola umysłu: w kierunku społeczeństwa psychocywilizowanego – przyp. red.].
Tytuł jest bardzo dystopijny, ale książka jest inteligentnie napisana, a jej konkluzja jest taka, że kontrola umysłu mogłaby rozwiązać wiele problemów społecznych. Profesor Delgado wszczepiał implanty w mózgi, najpierw zwierząt, a potem pacjentów. Odkrył, że w ten sposób można kontrolować niepokojąco wiele funkcji. Zarówno motorycznych, na przykład mógł poruszać ręką osoby z wszczepionym implantem, jak i emocjonalnych – mógł sprawić, że pacjent się zakochiwał.
To brzmi niewiarygodnie.
I jest bardzo fascynujące. Dlatego w moim filmie pojawił się ten wątek.
Bohaterowie "Possessora" przypominają mi nieco postacie z greckich tragedii. W zasadzie od początku wiemy, co się wydarzy. Tak, jakby rządziło w ich życiu przeznaczenie. Pozbawiłeś ich wolnej woli.
Myślę, że wolna wola jest tylko wrażeniem. Tak naprawdę nie mamy czegoś takiego. Jesteśmy pod wpływem wszystkiego, co wydarzyło się w naszym życiu i schematów, w jakich funkcjonuje ludzkość. Nie wydaje mi się, byśmy mogli zachowywać się w pełni swobodnie, byśmy mogli spontanicznie reagować.
Czy uważasz, że można nami sterować poprzez na przykład social media? Czy dlatego ich nie używasz?
Nie używam ich, bo nie podoba mi się ich przestrzeń ani sposób, w jaki się przez nie komunikujemy. Ale myślę, że dopiero teraz zaczynamy dostrzegać skutki bycia społeczeństwem online.
Całkiem niedawno toczyła się dyskusja o zagranicznym wpływie na wybory w USA. Sprawy, które 10 lat temu brzmiały jak teorie spiskowe, dziś wydają się bardzo prawdziwe. Chodzi nie tylko o social media. Przez to, że ciągle jesteśmy online, otrzymujemy i wysyłamy mnóstwo informacji na swój temat. A te informacje są wykorzystywane, by wpływać na nasze zachowanie.
Z powodu kontrowersji wokół wyborów w USA dostrzegliśmy wierzchołek góry lodowej. To nie jest nic nowego, jesteśmy po prostu wystawieni na propagandę. Ale jej stopień i to, że przez większość czasu nie zdajemy sobie z niej sprawy, to prawdziwy problem. Myślę, że on nie zniknie, tylko powiększy się w ciągu kolejnych lat.
Wróćmy do "Possessora". Podważasz w nim etos matczynej miłości. Czy to było zamierzone od początku?
Nie. Początkowo główny bohater miał być mężczyzną. Prawdopodobnie z lenistwa, bo łatwiej było mi się do niego odnieść. Ale później doszedłem do wniosku, że będzie ciekawiej, jeśli to kobieta będzie przejmować kontrolę nad ciałem mężczyzny. Poza tym często widzieliśmy już w kinie męskich bohaterów, którzy z powodu pracy i doświadczeń z nią związanych zostają odłączeni i wyobcowani ze swojej rodziny. Dlatego uznałem, że kobieta w tej roli będzie o wiele bardziej interesująca.
Co ciekawe, zauważyłem, że finał "Possessora" o wiele bardziej przeraża widzów, którzy są ojcami. Matki są w stanie odnieść się i bardziej sympatyzować z główną bohaterką. Być może chodzi o to, że funkcjonuje jakaś fałszywa koncepcja macierzyństwa i tego, jak matka powinna się zachowywać, a niekoniecznie istnieją takie wyobrażenia wobec ojców.
Horrory często odzwierciedlają lęki społeczeństwa. Czy myślisz, że pandemia wpłynie na ten gatunek filmowy?
Z całą pewnością. Trudno mi jednak przewidzieć, jakie odzwierciedlenie pandemia znajdzie w kinie. Kilka razy ktoś sugerował, że to jest świetny moment, by zrobić horror o wirusie. Ale nie jestem pewien, czy to prawda. Bo w horrorach wirus najczęściej jest metaforą czegoś innego. Więc jeśli teraz zrobimy film o pandemii, to gdzie będzie metafora? To byłoby zbyt dosłowne.
Film "Possessor" można oglądać na platformach VOD od 11 grudnia