Chan Chitman: "Mieliśmy w Hongkongu wolność i wiemy, jak ona smakuje"
"Panuje tu atmosfera, w której ludzie robią wszystko, by uniknąć problemów" - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Chan Chitman, hongkoński reżyser, który nakręcił film fabularny o młodych aktywistach z Hongkongu.
Film "Osobno" Chana Chitmana, opowiada o grupie młodych ludzi, którzy aktywnie zaangażowali się w prodemokratyczne protesty ruchu Żółtych Parasolek, które w 2014 roku zalały Hongkong. Można go oglądać w ramach Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków, który w całości odbywa się online.
Karolina Stankiewicz: Jak zrodził się pomysł na ten film?
Chan Chitman: To długa historia. Pierwszy pomysł na film pojawił się 7 lat temu, w 2013 r. Spotkałem się wtedy ze starymi znajomymi na zlocie klasowym. Był tam kolega, którego nigdy nie spotkałem po ukończeniu szkoły średniej. A minęło wiele lat. Przyszedł ze swoją córką, która dorastała w Ameryce i nie mówiła prawie wcale po kantońsku. Opowiadała mi dużo o swoim życiu w Stanach. Znaleźliśmy wspólny język, bo ja też spędziłem kilka lat mojego życia w Nowym Jorku, gdzie studiowałem aktorstwo. To spotkanie przywołało wiele wspomnień. W Hongkongu z racji wykonywanego przeze mnie zawodu mam wielu młodych ludzi wśród znajomych. Oni urodzili się już po przekazaniu Hongkongu Chinom przez Wielką Brytanię w 1997 r.
Czy ty dobrze pamiętasz ten okres?
Dość dobrze. Hongkong, który wcześniej był brytyjską kolonią, nagle przeszedł pod panowanie Chin. Natomiast wielu Hongkończyków uciekło wtedy za granicę, bo bali się komunistów. Chyba wszyscy na świecie boją się komunistów. Pewnie w Polsce też.
Trailer: Osobno (reż. Chan Chitman, Hongkong 2020)
Oj tak.
Ale Chiny obiecały Hongkongowi wtedy zachowanie jego konstytucji, prawa, stylu życia, nawet pełną demokrację. Po 20 latach ludzie jednak zauważyli, że nie ma pełnej demokracji i zaczęli się buntować. Ci młodzi ludzie, którzy wtedy wyszli na ulice, wychowali się w innym świecie niż ja. Moi rodzice też mają zupełnie inne doświadczenia niż ja. Uciekli z Chin do Hongkongu od reżimu komunistycznego, jak wiele osób w tamtych czasach. Dla mnie słuchanie o tym, jak ich życie się zmieniło po ucieczce, jest dość niesamowite. Bo Hongkong jest moim domem. Tu się urodziłem.
Za to współcześni młodzi ludzie też mają zupełnie inne doświadczenia niż ja. Kiedy dorastali, obiecano im dobre rzeczy, jak pełną demokrację, bardziej dostanie życie. Podczas rozmowy z dziewczyną z USA zrozumiałem, że młodzi Hongkończycy mają ciekawe historie do opowiedzenia. Chciałem, by moi bohaterowie mieli różne pochodzenie klasowe, żeby uzyskać jak najszerszą perspektywę. Myślę, że "Osobno" jest właśnie o tożsamości kulturowej tych kilku młodych ludzi. Choć na początku są ze sobą związani, na końcu ich ścieżki rozchodzą się, bo różni się ich podejście do życia.
Dla kogoś z zewnątrz sytuacja może wydawać się czarno-biała, że wszyscy Hongkończycy są przeciwni chińskiemu reżimowi, więc wszyscy wychodzą na ulice. Tymczasem w twoim filmie jest sporo zniuansowanych postaw. Pojawiają się też postacie mężczyzn w średnim wieku, którzy są przeciwni protestom. Czy społeczeństwo w Hongkongu rzeczywiście jest podzielone?
Sam wcieliłem się w jednego z tych mężczyzn. Dlatego, że kilku aktorów mi odmówiło w obawie, że w przyszłości będą mieć problemy przez mój film. Mogliby na przykład nie dostać roli w chińskich produkcjach. Myślę, że to się wiąże z twoim pytaniem, bo odrzucenie tej roli też jest w jakimś sensie deklaracją postawy politycznej. Ale myślę, że w tej kwestii wiek nie ma znaczenia, tylko nastawienie i odpowiedź na pytanie, jak wysoką cenę jesteś w stanie zapłacić za demokrację czy swoje marzenia. Nawet wśród młodych bohaterów mojego filmu są ludzie, jak Yin, którzy dokonują wyboru pomiędzy aktywizmem a karierą. Myślę że w tej chwili w Hongkongu, i w wielu innych miejscach na świecie, ludzie muszą dokonywać takich wyborów. A każdy wybór ma swoją cenę.
Cena, jaką płacą bohaterowie twojego filmu jest raczej na poziomie osobistym, emocjonalnym. Nie widzimy natomiast reperkusji, jakie dotykają protestujących.
Szczerze mówiąc, w tej kwestii jest teraz bardzo źle. W ubiegłym tygodniu z powodów politycznych skazano kilku znanych aktywistów. To byli Joshua Wong, Ivan Lam i Agnes Chow. Aresztowano ich za uczestniczenie w protestach, w których brały udział setki tysięcy ludzi. Policja wybiera bardziej znane osoby, czołowych aktywistów, by odstraszyć pozostałych. Ale nie tylko aktywiści trafiają do więzienia. Trafiają tam również reporterzy i nauczyciele. W lipcu Chiny narzuciły nam nowe prawo dotyczące bezpieczeństwa, które łamie naszą konstytucję. Bez konsultacji, bez porozumień. A przecież mieliśmy sami tworzyć swoje prawo. Możemy powiedzieć, że to nielegalne, ale nie mamy armii, by z nimi walczyć. Myślę, że w tej chwili mamy w Hongkongu to, co dobrze znacie we wschodniej i środkowej Europie: tajne służby i ludzi nagle znikających w niewyjaśnionych okolicznościach.
To bardzo trudny i niebezpieczny czas. Czy planujesz wyemigrować w Hongkongu?
Tak i nie. To pytanie, które wisi nad nami wszystkimi w tym momencie. Gdybym był 20 lat młodszy, to pewnie już by mnie tu nie było. Młodość to czas na eksplorację. Ja sam spędziłem 4 lata w Nowym Jorku. Mogłem tam zostać. Miałem pracę, skończyłem tam studia. Ale dla mnie, jako że jestem artystą, korzenie mają duże znaczenie. Hongkong to moje rodzinne miasto, to mój dom, dlatego zdecydowałem się wrócić. Teraz znów muszę podejmować tę decyzję. Zostanę tu tak długo, jak się da. Myślę, że tego rodzaju ból w tym momencie tkwi w nas wszystkich tutaj. Choć oczywiście są ludzie, którzy zgadzają się wszystko, by tylko móc żyć wygodnie. W waszym kraju też są osoby gotowe na kompromisy. Jest takie stare powiedzenie: "jeśli nie możesz pokonać wroga, przyłącz się do niego".
Głównym tematem twojego filmu nie są zmiany polityczne czy protesty, ale miłość. Dlaczego zdecydowałeś się postawić ją na pierwszym miejscu?
Chciałem opisać, jak te wydarzenia wpływają na zwykłe życie i emocje młodych ludzi. Myślę, że historia miłosna doskonale się do tego nadaje. Poza tym myślę, że miłość to jest właśnie coś, co powinno zaprzątać głowy dwudziestoparolatków. W normalnych warunkach tak jest. Na początku moi bohaterowie myśleli, że zwyczajnie demonstrują swoje poglądy i domagają się, by po 20 latach wreszcie zaczęto przestrzegać konstytucji. Bardzo naiwne podejście. Nie sądzili, że wyjdzie z tego rewolucja, która wpłynie na ich życie. Ale rzeczywistość okazała się inna.
Czy pokazywałeś swój film w Hongkongu?
To jest dość trudna sprawa. Pokazywałem go na małym niezależnym festiwalu w Hongkongu. Na głównych festiwalach nie chciano mojego filmu – nietrudno się domyślić, dlaczego, ale nikt nie powie prawdy. Chcąc trafić do publiczności, wysłałem go na ten niezależny fesitwal. Pokazywałem go też na zagranicznych festiwalach, które odbywały się online. Niestety z powodu pandemii kina w Hongkongu były długo zamknięte. Teraz są już otwarte, ale dystrybutor "Osobno" ma problem z wprowadzeniem go na afisze. Kiniarze mówią, że nie są zainteresowani moim filmem.
Myślisz, że boją się go pokazywać?
Tak, to jest dla mnie oczywiste. Ale nikt nie mówi wprost, o co chodzi. Panuje tu atmosfera, w której ludzie robią wszystko, by uniknąć problemów. Ale za każdym razem, gdy pokazujemy film na specjalnych pokazach, bilety rozchodzą się na pniu.
Myślę, że ludzie chcą oglądać filmy, które są tak aktualne, jak twój. To się rzadko zdarza w kinie fabularnym. Czy pracujesz teraz nad nowym filmem?
Tak, pracuję nad dwoma scenariuszami. Jeden z nich zainspirowało moje wspomnienie z dzieciństwa. W 1967 r. były ostre zamieszki w Hongkongu. Pro-komuniści wychodzili na ulice, by pozbyć się Brytyjczyków. Wiele osób uciekło wówczas do Ameryki czy Europy. Wtedy Hongkong był o wiele biedniejszy. Moja historia opowiada o małym chłopcu, który chodzi ulicami miasta i przygląda się zamieszkom i różnym wydarzeniom, które mają miejsce obok niego, nie rozumiejąc z tego zbyt wiele. To jednak będzie trudne do zrealizowania. Będę musiał poszukać inwestorów. Drugi scenariusz to lata 70., już po protestach. To był czas budowy nowego Hongkongu. Tę historię zainspirował mój kolega, który zmienił uniwersytet. Jego pokolenie zmusiło rektora do rozmowy ze studentami o przyszłości uczelni.
W Europie kinematografię Hongkongu zazwyczaj kojarzymy z kinem akcji.
Chciałbym, żeby ten drugi film był filmem akcji właśnie. Ale w takim sensie, że akcja i sceny walki nie będą tam celem samym w sobie. Sztuki walki to bardzo ważna i wiekowa tradycja w naszej kulturze. Kiedy byłem dzieckiem, zaczytywałem się w powieściach o wojownikach. W Hongkongu wielu reżyserów sięga po te historie. Ale myślę, że ta tradycja doskonale pasuje do współczesnych opowieści. Ci studenci, którzy zmieniali uniwersytety to tacy współcześni wojownicy, którzy zmieniali historię, nie tylko walcząc mieczem, ale przede wszystkim umysłem.
Jak twoim zdaniem będzie wyglądać przyszłość Hongkongu?
Wierzę, że historia jest tworzona przez ludzi i ich życzenia. Będą takie siły, albo z zewnątrz, albo z wewnątrz Hongkongu, które polepszą naszą sytuację. Trudno przewidzieć, jakie zmiany nas czekają, ale pokładam sporo nadziei w tym młodym pokoleniu. Jestem pewien, że ono zmieni naszą przyszłość. Wiesz, co powiedzieli ci młodzi aktywiści, których aresztowano? "Przyznamy się do winy, odsiedzimy wyrok, a później znów wyjdziemy na ulice". To bardzo odważne.
Myślę, że Hongkończycy nie ułatwią Chinom sprawy.
Mieliśmy wolność i wiemy, jak ona smakuje. Ludzie z centralnej części Chin nie mają o niej pojęcia. Władze Chin dziwią się, dlaczego Hongkończycy nie chcą po prostu siedzieć cicho, tylko wrzeszczą i protestują. Ale my jesteśmy innym gatunkiem niż oni, bo mamy inną kulturę i inne wartości. Możemy wyglądać tak samo, ale jesteśmy innymi ludźmi. Myślę, że więcej wspólnego mam z tobą i z twoimi rodakami, niż z obywatelami Chin.