Charlotte Tomaszewska: IQ modelki [WYWIAD]
Jeżeli ktoś, bazując na stereotypach, pomyślał kiedyś źle o pracujących na wybiegach czy przed obiektywem aparatu modelkach, z pewnością powinien poznać tę dziewczynę. 26-letnia Charlotte Tomaszewska, która od pewnego czasu robi dużą karierę w świecie mody, współpracując m.in. z marką Gucci, zagrała właśnie w nowym filmie duńskiego reżysera *Matsa Matthiesena - "Modelka".*
13.05.2016 13:46
Wciela się w postać pochodzącej z Polski Zofii, która wprowadza główną bohaterkę, 16-letnią Emmę, w paryski świat mody. Spotkaliśmy się na festiwalu Netia Off Camera, gdzie film miał swoją polską premierę. O rzeczywistości pełnej kreacji, tym, co robi po godzinie 18, oraz konieczności posiadania pasji, która niezbędna jest do przetrwania w tym świecie, z Charlotte Tomaszewską rozmawiają Kuba Armata i Marta Bałaga.
Irytuje cię, że o waszym filmie mówi się w dużej mierze jako o filmie modowym?
Nie uciekniemy od tego. Choć paradoksalnie nie o to nam chodziło. To raczej historia 16-letniej dziewczyny, która zostaje wrzucona w ten świat, a moda miała być jedynie tłem opowieści. Pracuję w tej rzeczywistości od dobrych kilku lat i wiem, jak długo trwało moje wejście do tego świata. Jest w nim przestrzeń zupełnie niezapełniona, bo to świat wielowymiarowy, a mam wrażenie, że dziewczyny nawet te z największymi nazwiskami mówią o rzeczach dość oczywistych - o diecie, rozłące z rodziną itd. Tymczasem to coś dużo bardziej skomplikowanego, opierającego się w zasadzie w stu procentach na kreacji. Kreujemy jakąś rzeczywistość zupełnie oderwaną od realiów społecznych i ekonomicznych. Może właśnie poprzez to, że ciągle coś gramy, udajemy, pokazujemy pewną nierealność tego świata. A tak z tego, co widzę po pierwszych pokazach, ludzie podchodzą do historii Emmy. Że to się nie mogło wydarzyć. Ta historia jest dość ekstremalna, ale pracując przez pięć lat w modelingu, widziałam naprawdę różne rzeczy.
Wspominasz o pierwiastku kreacji, zarówno przed obiektywem, jak i na wybiegu. Doświadczenie z modelingu, czyli świadomość własnego ciała, praca twarzą pomogły ci przed kamerą?
Wydaje mi się, że na etapie castingu, który przeszłam z reżyserem, była to kluczowa sprawa. Nasze spotkanie z Madsem to w ogóle ciekawa rzecz, bo doszło do niego zupełnym przypadkiem pięć miesięcy po normalnych przesłuchaniach. Z różnych przyczyn nie mogłam na nie dotrzeć. O dziwo pamiętałam te sceny, których wtedy się uczyłam, Mads miał ze sobą kamerę i trwało to dosłownie godzinę. Doświadczenie pracy przed aparatem było na pewno cenne, choć to zupełnie inne narzędzie niż kamera. Aparat jest statyczny, można się przed nim skryć. Dlatego chyba jednak wolę tę pracę. Mogę coś odegrać, ale jest też taka część mnie, z którą bardzo świadomie nigdy nie wychodzę. Przed kamerą ta możliwość jest zdecydowanie mniejsza. Aparat to takie uczciwe 50 proc., a z kamerą rejestrującą twoje gesty, barwę głosu, ekspresję może dziesięć. Pomiędzy pojedynczymi klatkami aparatu ten wachlarz możliwości, kiedy mogę ukryć coś dla siebie, jest znacznie większy.
Wspominasz o krótkiej rozmowie z reżyserem. Zaskoczyło od razu?
Zdecydowanie. Mads wspomina często, że szukając aktorek, wiedział, że muszą to być dziewczyny, które mają jakieś doświadczenie i świadomość tego, czym jest ta branża. Myślę, że dla niego było to pomocne. Mając na planie dwie modelki (obok Charlotte zagrała Maria Palm - przyp. red.) pracujące w zawodzie od wielu lat, łatwiej było o osiągnięcie autentyzmu. Poza tym, wydaje mi się, że może nie tyle mam obycie z kamerą, co po prostu przed nią nie uciekam.
Pamiętasz, co pomyślałaś po przeczytaniu scenariusza?
Dostałam scenariusz jeszcze przed castingiem, ale muszę przyznać, że mocno się on zmieniał. Czyli na bardzo wczesnym etapie mogłam sobie po części wyobrazić, jaka to historia. I moim zdaniem nie do końca to opowieść o świecie mody, choć ona oczywiście odgrywa ważną rolę. Pamiętam, że po przeczytaniu skryptu czułam, że napisała go osoba mająca na ten temat pojęcie. Obrazuje ciemną stronę branży, której istnienia nie można zanegować. Jednocześnie wiedziałam, że nie jest to moja historia. Jeżeli takie rzeczy po części miały miejsce, to wydarzały się gdzieś obok. Ja raczej byłam obserwatorką dziewczyn, które gdzieś po drodze się gubiły. Czasem z nimi mieszkałam, zdarzało się nawet, że w jednym pokoju. Nigdy jednak nie chciałam iść drogą imprez, może po prostu brakło mi odwagi. Obserwowanie tego było bardzo ciekawym doświadczeniem. Chyba właśnie dlatego zagranie dziewczyny, która idzie ciemną stroną, było sporym wyzwaniem.
fot. Carole Bethuel
Wcielasz się w postać pochodzącej z Polski Zofii, która dla głównej bohaterki jest kimś w rodzaju przewodnika po świecie mody.
Rozmawiałyśmy o tym z Marią. Wprowadzam Emmę w ten świat, ale ona bardzo szybko przeistacza się w mistrza. Ta rola przewodnika to odbicie kompleksów i niepowodzeń Zofii. Ona myśli sobie: „Chodź, pokażę ci, jak to wygląda, jestem w tym już kilka lat i mam spore doświadczenie”. I nagle, po miesiącu, okazuje się, że uczeń prześcignął swojego mistrza.
Czy ty, wchodząc w świat modelingu, też miałaś takiego przewodnika?
Nie, nigdy nie było jednej osoby, która by mnie prowadziła. Wydaje mi się, że niezależnie od tego, czy jest to świat modelingu, czy jakikolwiek inny, wiele możemy się nauczyć od otoczenia. I to zarówno tego, w którą stronę możemy czy chcemy iść, jak i tego, w jakie rejony nigdy nie powinniśmy się zapuszczać.
fot. Maciej Nowak
Zbudowanie tej postaci nie było łatwe?
Nie było. Wydaje mi się, że kreowanie osoby, która jest zagubiona, jest nieco prostsze. Wrzucamy swoje złe emocje, a że każdy ma ich sporo, więc wychodzi to naturalnie. Za to granie płaskiej, nijakiej bohaterki jest trudne. To trzeba budować w sferze gestów, głosu. W tym przypadku ważny był akcent. Zofia miała ledwo co mówić po angielsku. Mads prosił mnie cały czas, żebym przypomniała sobie moment, w którym uczyłam się tego języka. W ten sposób cofałam się do chwili, kiedy miałam sześć lat, ale musiałam to dla niego zrobić (śmiech).
Film pokazuje ciemną stronę modelingu, jak sobie z nią radzisz?
Myślę, że to po prostu kwestia wyborów. Poza tym, jeżeli ktoś naprawdę pracuje, to regularne imprezy są niemożliwe pod względem fizycznym. Mam chyba bardzo prostą odpowiedź na to, jak sobie z tym radzę. Od 9 do 18 jestem w pełni zaangażowana w pracę i dostępna pod telefonem czy mailem. Potem wracam do domu, zostawiam wszystko, szpilki zamieniam na buty sportowe czy martensy i idę do muzeum, na koncert lub spotkać się ze znajomymi. Po części to oczywiście ludzie z branży, ale tacy, którzy mają ogromną świadomość tego, jaki ten świat jest, a jaki na pewno nie jest.
Nie masz poczucia, że ta świadomość jest często problematyczna? Do modelingu trafiają nierzadko bardzo młode dziewczyny, które nie wiedzą jeszcze, co jest dobre, a co złe.
Oczywiście, że tak. Wydaje mi się, że przez pięć lat pracy zaliczyłam trzy poważne uniwersytety studiów psychologicznych. Powinnam teraz jeszcze przyswoić wiedzę teoretyczną, ale obserwację, podejście do ludzi, z różnych zakątków świata i z różnym zapleczem kulturowym, mam w małym palcu (śmiech).
Wasz film stawia pytanie o granicę i o to, co decyduje o sukcesie w modelingu. Bo tych zmiennych jest wiele - oryginalna uroda, umiejętność pracy na wybiegu czy przed obiektywem, szczęście, konieczność znalezienia się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
Jasne, wszystkie czynniki są istotne. Trzeba jednak pamiętać, że ten świat bardzo szybko się zmienia. Przez ostatnie dwa lata największych sukcesów wcale nie odnoszą młode dziewczyny. Czołowi fotografowie i projektanci wybierają raczej te starsze, które o dziwo nie są tylko i wyłącznie modelkami. To dziewczyny, które mają zainteresowania, mogą wypowiedzieć się na tematy niezwiązane ściśle ze światem mody. I poza tym, że zakładają kolorowe ubrania, dają się pomalować czy zrobić loki, wkładają część siebie w każdy projekt. I właśnie ten element przed obiektywem czy na wybiegu musi być interesujący.
fot. East News
To chyba krzepiące.
Dla mnie to bardzo budujące. Może dlatego w wieku 26 lat w dalszym ciągu chcę być częścią tego świata i pracować jako modelka. Bo nie chodzi tylko o to, że sprzedaje się jakiś produkt. Kiedy pracuje się z tą „wysoką półką” fotografów czy projektantów, ta część kreacji, pokazania siebie, wyjścia ze swoimi emocjami jest niezwykle istotna i pożądana. Bardzo lubię tę część zawodu modelki.
Jakiś czas temu oglądaliśmy wstrząsający dokument Davida Redmona i Ashley Sabin pod tym samym tytułem co wasz film. Pokazywał on, że kariery topmodelek dotyczą mnóstwa młodych dziewczyn wracających do domu ze złamaną psychiką. To poniekąd też historia Emmy.
Jesteśmy do tego świata wrzucone i nikogo nie interesuje, czy mamy 16, czy 23 lata. Budują go ludzie znacznie starsi, z ogromnym ego. Choć oczywiście często idą za tym równie duże zdolności. Czy to łamie psychikę? Nie wiem. Na pewno nie jest to świat, który jest tylko zły. Nic nie jest wyłącznie czarne bądź białe. Ale w momencie, kiedy jeszcze do końca nie wiesz, kim jesteś, nie masz swojej przestrzeni, czegoś, czym się naprawdę pasjonujesz, to kiedy wieczorem wracasz do hotelu czy mieszkania, możesz czuć dużą pustkę. Modeling to w ogóle dosyć emocjonalne zajęcie. Żeby aparat uchwycił coś wyjątkowego, trzeba się odsłonić. Do tego dochodzi jeszcze fizyczność. Pracujemy ciałem, twarzą, więc jeśli nie ma się z tyłu głowy jakiegoś zaplecza czy pasji, to może być kłopot. Zresztą ten problem nie dotyczy tylko modelek, ale i innych ludzi z branży - makijażystów, fryzjerów, projektantów. Oni także borykają się z podobnymi sprawami.
Ego, o którym wspomniałaś, pomaga czy przeszkadza?
Myślę, że w ogóle ego, dopóki jest zdrowym dążeniem, by przede wszystkim udowodnić coś sobie, a nie wszystkim dookoła, jest istotne w każdym zawodzie. W tym świecie jest niezbędne, podobnie jak pragnienie kreacji czy udziału w nowych projektach. Ale ma to też drugą stronę, która pokazuje, dlaczego zawód modelki i praca w tym świecie może być zgubna. Nie ma takiego momentu, w którym osiąga się wszystko. Dla kogoś może to być okładka „Vogue’a” czy kampania Marca Jacobsa. Ale jeżeli już to się osiągnęło, to za każdym razem pojawia się coś następnego. Skoro jakiś projektant pracuje dla domu mody Dior, to szybko zaczyna się zastanawiać, dlaczego nie może pracować nad swoim nazwiskiem.
Ty też tak do tego podchodzisz?
Nie do końca. Myślę, że moje wejście do tego świata mocno łączyło się z tym, że byłam kiedyś w szkole muzycznej. To kwestia jakiejś wrażliwości. Jako bardzo młoda osoba miałam przestrzeń w swoim życiu, gdzie się uzewnętrzniałam, coś kreowałam. Po jakimś czasie okazało się, że świat muzyki klasycznej i szkoły przy ulicy Miodowej w Warszawie okazał się trochę za mały. Zupełnie przypadkiem pojawił się modeling i gdzieś podświadomie zrozumiałam, że to może być ciekawa odskocznia dla mnie. Długo zajęło mi jednak wejście w ten świat na poważnie. Podchodziłam do tego ze spokojem, nie miałam roszczeniowej postawy. A raczej poczucie, że jeżeli idę na jakieś zlecenie danego dnia, to robię to najlepiej, jak umiem. A czy zaniesie mnie to w jakieś lepsze rejony, to się okaże. Jeżeli nie, też będzie ok. Poradzę sobie, bo wiem, co mnie interesuje poza modą.
Świat mody to szereg w dużej mierze krzywdzących stereotypów. Starasz się do tego dystansować czy jednak gdzieś tam cię to dotyka?
Rzeczywiście te stereotypy są krzywdzące i dystansowanie się jest koniecznością. Gdybym cały czas myślała, że to niekończąca się rywalizacja i każdego dnia poddawana jestem testom, to pewnie bym zwariowała. Kluczowa jest ta przestrzeń, o której wspomniałam i rodzaj oderwania się. A propos stereotypów, mówi się na przykład o diecie. Jasne, musimy jej przestrzegać, jednak nie tylko my, ale i stylistki, które w chwili, gdy dostają próbki ubrań, muszą wypróbować je na sobie, zanim trafią na sesję. Często o tym świecie mówi się jednowymiarowo, koncentrując się jedynie na modelkach. A to przecież także fotografowie, styliści, agenci. I to też nie zawsze osoby, które są prawdziwe. To świat, w którym cały czas coś kreujemy i to też odbija się na tym, jak w nim jesteśmy postrzegani.
W Polsce ostatnimi czasy moda jest mocno popularyzowana. Chociażby przez takie programy jak „Top Model”, magazyny modowe, kolejne blogi w internecie. Co o tym sądzisz? Sięgnijmy 20 lat wstecz i popatrzmy, jaka część naszego społeczeństwa zastanawiała się nad tym, jak wygląda czy kupowała magazyny modowe. Pewnie znikoma. To, co się wydarzyło w Polsce przez ten czas, to prawdziwy kosmos. Czy to dobrze, że branża modowa, a to punkt wyjścia do tego, jak się nosimy, jest popularyzowana? Wydaje mi się, że tak. I nie chodzi nawet o ubrania, czyli coś, co na siebie narzucamy. Ja na przykład jestem osobą, która lubi wiedzieć, skąd coś się wzięło. Więc jeżeli przeciętny odbiorca sieciówek, szukając w internecie, będzie mógł zrozumieć, na czym polega konfekcja czy jak powstają pewne rzeczy, to chyba dobrze.
Czy po roli w „Modelce” masz jakieś dalsze plany aktorskie?
Jeżeli pojawi się jakaś propozycja - pewnie przypadkiem, bo tak wygląda całe moje życie - która będzie nowym wyzwaniem, a i ja poczuję pewność, że mogę zrobić to dobrze, to jak najbardziej. Ale oczywiście nie mam zamiaru jechać teraz do Los Angeles, brać udziału w castingach i wychodzić z takim przekazem, że jestem aktorką (śmiech). Mam ogromny szacunek do tego zawodu i wydaje mi się, że nie jest tak, że przeistaczasz się w aktorkę z dnia na dzień.