Nie ma nic skandalizującego w *"Prawdziwej historii króla skandali". W kostium erotycznej przygody wszech czasów ubrany jest raczej głęboki, życiowy smutek. Rozpacz mężczyzny, który najpierw nie potrafi być ojcem przekuwa się w żal rodzica, który przygląda się porażkom swojego dziecka i czuje, że stopniowo je traci. Paul Raymond widziany oczyma Michaela Winterbottoma to dzięki temu postać niejednoznaczna - król, który bywał błaznem; ojciec, często zachowujący się jak dziecko; biznesmen, który nie potrafił zorganizować swojego życia nie uciekając się do używek i wielki fantasta, jakiemu udało się zbudować rozkoszne imperium na gruzach pruderyjnej kultury.*
Paul Raymond (Steve Coogan), który przeszedł bajkową drogę od pucybuta do milionera, zasiał zamęt na podatnym na eksperymenty gruncie kultury w latach sześćdziesiątych. Mówi się, że kto sieje wiatr, zbiera burzę, ale chłopak z robotniczej rodziny przechytrzył system i zgromadził na koncie małą fortunę. Winterbottom, który ostatnio coraz bardziej lubi przyglądać się bohaterom oddającym się bolesnym, seksualnym rozkoszom (vide "Triszna. Pragnienie miłości", 2011) nie wikła się w opowiadanie o niewinnym dzieciństwie Raymonda. Wybiera mniej klasyczny, ale równie popularny styl narracji. Przedstawia swojego bohatera w wieku podeszłym i to przede wszystkim jemu, a nie widzom, każe się zmierzyć z grzechami przeszłości. Fabuła jest przeto serią zgrabnych retrospekcji, które sukcesywnie zawężają się
do analizy relacji Raymonda z jego córką, Debbie (Imogene Poots).
Odrobinę zagubiona w barwnym świecie swojego taty nastolatka jest typowym przykładem dziecka urodzonego w celebryckiej, złoconej kołysce. Dziecka, które miało wszystko, nie wie, czego jeszcze może chcieć, więc sięga po narkotyki odsuwające w niebyt większość niepotrzebnych pytań. Imogen Poots jest znakomicie obsadzona w roli dziewczyny, która nie jest wystarczająco odważna, by nago pokazywać się na scenie, ani utalentowana, by robić karierę piosenkarki, o jakiej marzy. Ojcu łatwo jest jej odcinać drogę do wątpliwej sławy, bo choć na jakimś poziomie są głęboko ze sobą związani, są też sobie boleśnie obcy. Raymond to prekursor seksualnej rewolucji, skandalista z Soho, który założył pierwsze brytyjskie kluby dżentelmeńskie ze striptizem. Debbie to przedstawicielka kolejnego pokolenia, która o nic już nie musiała walczyć, prócz samej siebie. Na to jedno niestety nigdy nie było jej stać.
Winterbottom udowadnia jednak, że jego nadal stać na realizację wyszukanego formalnie i scenograficznie oszałamiającego filmu o ludzkiej naturze. "Prawdziwa historia..." jest doskonałym połączeniem tego, co w kinie rozrywkowym najlepsze z tym, co do ujęcia w kinie psychologicznym najtrudniejsze - autentyzmem przeżycia. Oparty na biografii Raymonda film to dzięki temu odurzająca, pełna erotyzmu i życiowej desperacji opowieść o cenie, jaką płaci się za sławę i pragnieniach, których spełnienie nie prowadzi do szczęścia.