''Czas próby'': Jak grać w lodowatej wodzie przy -10 stopniach Celsjusza? [WIDEO]
Praca na planie „Czasu próby” z pewnością nie należała do łatwych i przyjemnych. Większość zdjęć powstawała w prawdziwie ekstremalnych warunkach. Członkowie ekipy postarali się o jak najwyższy poziom realizmu opowieści o dramatycznej akcji ratunkowej u wschodnich wybrzeży USA. Oszałamiające efekty ich pracy polscy widzowie będą mogli podziwiać w kinach już od jutra.
Najnowszą produkcję Disneya kręcono m.in. na terenie dawnej stoczni w Massachusetts. Ekipa zbudowała tam zbiornik o pojemności ok. 3 mln litrów wody, umożliwiający symulację fal, wiatru, deszczu i śniegu. Jak na ironię, zima 2014 roku była jedną z najzimniejszych w historii tej części USA. W niektóre noce, kiedy aktorzy spędzali w zbiornikach wiele godzin, temperatura spadała do -10°C. Natura w dużej mierze pomogła więc zapewnić warunki, jakie panowały podczas akcji ratunkowej w lutym 1952 roku.
Gra aktorska w takich warunkach okazała się wyjątkowo wymagająca. – Na planie „Czasu próby” najważniejszym instrumentem aktora było jego ciało – opowiada Chris Pine. – Jednak gdy graliśmy w zbiorniku z lodowatą wodą i pośród ogromnych fal, nasze ciała nie były nam do końca posłuszne, stawały się ciężkie jak ołów. To było wielkie wyzwanie. Czułem się, jakby faktycznie wrzucono mnie do szalejącego oceanu.
Jak dodaje Chris Pine, w filmie jest jeden „ciepły” wątek – mianowicie uczucie, jakim grany przez niego bohater darzy swoją ukochaną. – Najważniejszymi emocjami, które determinowały moją grę, był strach i niepokój. Podoba mi się jednak fakt, że działania Berniego Webbera napędzane było równocześnie przez bardzo silne miłosne uczucie. Myślę, że film doskonale przedstawił to połączenie.
„Czas próby” to trzymający w napięciu thriller przedstawiający opartą na faktach historię morskiej akcji ratowniczej u wschodnich wybrzeży USA. Dzięki technologii Digital 3D™ i IMAX® 3D film przeniesie widzów w sam środek heroicznej walki z żywiołem, zapewniając im przeżycia na niespotykaną skalę.
18 lutego 1952 r. we wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych uderza potężny sztorm, który rujnuje nadmorskie miasteczka i niszczy statki. Jest wśród nich zmierzający do Bostonu tankowiec Pendleton. Sztorm dosłownie rozrywa jednostkę na pół. Ponad 30-osobowa załoga zostaje uwięziona w rufowej części statku, która szybko pogrąża się w morskich odmętach. Drugi mechanik Ray Sybert (Casey Affleck), jedyny starszy oficer na pokładzie, szybko orientuje się, że to właśnie on musi przejąć dowodzenie nad przerażonymi marynarzami, zmotywować ich do porzucenia wzajemnych urazów, by mogli wspólnie stawić czoła jednej z najstraszliwszych burz w historii tej części świata. W tym czasie informacja o katastrofie dociera do bazy Straży Przybrzeżnej USA, skąd wyrusza misja ratunkowa. Mimo że szanse powodzenia są znikome, czterech ludzi pod dowództwem kapitana Bernie Webbera (Chris Pine) płynie w drewnianej łodzi ratunkowej, wyposażonej w wadliwy silnik i szczątkowy sprzęt nawigacyjny, by zmierzyć się żywiołem.