Trwa ładowanie...
d2ebehe
recenzja
24-02-2012 14:28

Dyskotekowa kula emocji

d2ebehe
d2ebehe

Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz tytuł filmu byłby jednocześnie idealnym jego streszczeniem. W przypadku najnowszego obrazu *Stephena Daldry'ego („Godziny”, „Lektor”) szczególnie adekwatna jest pierwsza jego część; „Strasznie głośno...” to ponad dwugodzinny, nadzwyczaj donośny popis orkiestry symfonicznej, która z wytrwałością ilustruje podniosłymi dźwiękami akcję.*

Dziewięcioletni Oscar Schell (Thomas Horn) jest małym ekscentrykiem, domorosłym wynalazcą i pół-sierotą. Jego ukochany ojciec (Tom Hanks) zginął w zamachu na World Trade Center 11 września 2001 roku. Po śmierci taty, który był jego najlepszym towarzyszem i przyjacielem, chłopiec pogrąża się w głębokim smutku. Na nic zdają się próby pocieszenia ze strony matki (Sandra Bullock). Mały okrutnie tęskni za ojcem, z czasem uczucie tylko narasta. Kiedy w garderobie taty znajduje tajemniczy klucz, pojawia się iskierka nadziei. Oscar traktuje znalezisko jako obietnicę odpowiedzi na wszystkie pytania, które nagła śmierć ojca pozostawiła otwarte. Wkrótce poszukiwania zamka, pasującego do klucza staną się treścią jego kolejnych dni. W życiu młodego samotnika pojawi się też niespodziewanie towarzysz, bezimienny i milczący lokator
jego babci (nominowany do Oscara Max Von Sydow).

W tej niezwykłej podróży chłopcu towarzyszy widz. Jest świadkiem jego spotkań z kolejnymi „podejrzanymi”, dzieli z nim momenty małych triumfów i - znacznie częstszych – bolesnych porażek. Świat Oscara różni się od przeciętnego – chłopiec ma bowiem Zespół Aspergera. Mimo przenikliwej inteligencji odnotowuje wyraźne problemy z funkcjonowaniem w społeczeństwie, nie bardzo potrafi – lub nie chce - współpracować w grupie. Jego histeryczne poszukiwania ojca odpowiadają charakterystyce zawężonych, specjalistycznych zainteresowań, które w tym schorzeniu często łącza się z obsesyjnym zainteresowaniem jedną dziedziną. Oscar czuje świat mocniej - i głośniej. Stąd bierze się niezwykle intensywna oprawa filmu – od wspomnianej już natarczywej muzyki i warstwy dźwiękowej, przez chaotyczną kawalkadę charakterystycznych drugoplanowych postaci, po ciągłe rozbłyski barwnych plam. Wszystko to ilustruje emocjonalną huśtawkę małego bohatera, którego uczucia zdają się być na permanentnej przejażdżce kolejka górską.

d2ebehe

Widzowie, którzy przyjmą tę konwencję, mają zagwarantowane dwie godziny szlochania – wpuszczenie filmu w siebie bez żadnego krytycznego filtra spowoduje niemal na pewno reakcję emocjonalną równie histeryczną i niepowstrzymaną, co wizyta w schronisku pełnym cierpiących szczeniąt. Seans wprowadzi ich w stan głębokiego poruszenia, w czym wydatnie pomaga niezmiennie oddziałujący na uczucia zbiór filmowych tematów: katastrofa 9/11, osierocenie, rodzinne dylematy, poszukiwanie własnego „ja”. Niezwykle tkliwy jest tu portret relacji ojciec-syn, czule wychwycony charakter miłości do własnej rodziny. Jednak mimo że motywem przewodnim filmu jest klucz, on sam nie znajduje takiego, który byłby uniwersalny. Pozostałej części widzów przyjęta przez Daldry'ego konwencja wyda się laboratoryjnym konstruktem, wyliczonym na wywoływanie konkretnych emocji, nieszczerym i sztucznym projektem, który w patetycznych dźwiękach i nerwowych, efekciarskich ruchach
kamery gubi prawdę.

„Strasznie głośno, niesamowicie blisko” nie dla każdego będzie za głośne i nie dla każdego bliskie. Świadomy własnych preferencji widz powinien, mając wystarczające dane, poczuć pismo nosem i zadecydować, czy będą to dla niego dwie wspaniałe godziny emocjonalnego katharsis, czy dłużący się czas rosnącej irytacji i wiercenia się w fotelu. Może choć na tej płaszczyźnie – wyboru przed seansem - Daldry rzeczywiście pozwala nam zajrzeć w głąb siebie.

d2ebehe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2ebehe