Ewa Szykulska: „wypłakała” sobie rolę, w komedii, która stała się legendą
- Podczas kręcenia tego filmu absolutnie nie czuliśmy, że stanie się legendą. Po prostu z pasją go robiliśmy. Film nie zestrzał się, bo nie kłamał, mówił prawdę i dziś, choć archaiczny, nadal jest aktualny - mówiła w Polskim Radiu Ewa Szykulska, wspominając swój występ w jednej z najlepszych komedii PRL-u, "Dziewczyny do wzięcia". I dodawała, że wcale nie miała się w nim pojawić - ale rolę "wypłakała" sobie u reżysera Janusza Kondratiuka, który prywatnie był jej mężem.
Ich związek długo uchodził za niezwykle udany; Szykulska pojawiała się w filmach Kondratiuka i jego brata Andrzeja - i to im zawdzięcza największą popularność. Ale ich związek nie przetrwał próby czasu.
Rozwiedli się w pokojowej atmosferze i długo nie chcieli opowiadać o powodach rozstania. Dopiero niedawno Szykulska zdecydowała się uchylić rąbka tajemnicy.
Charakterystyczny głos
Szykulska od najmłodszych lat marzyła o aktorskiej karierze - ale zachrypnięty głos, który stał się jej znakiem rozpoznawczym, o mało nie pokrzyżował jej tych planów.
- Kiedyś miałam straszny kompleks dotyczący mojego głosu. Dziewczyny miały wysokie, słodkie głosy, a ja brzmiałam jak chłopak. Nie chciałam się odzywać – wyznawała w "Fakcie".
Dopiero po latach zdała sobie sprawę, że głos wyróżnia ją z grona aktorek i może go wykorzystać na swoją korzyść.
– Na szczęście z czasem zrozumiałam, że jako aktorka mogę wykorzystać swoją charakterystyczną chrypę. Może mój głos nie jest typowym atutem, ale na pewno trudno mnie pomylić z kimkolwiek – mówiła.
Wakacyjna miłość
Janusza Kondratiuka (na zdjęciu), przystojnego reżysera, dla którego niejedna kobieta straciła głowę, poznała na planie "Jak zdobyć kobietę, pieniądze i sławę", jednak wówczas między nimi nie zaiskrzyło. Uczucie wybuchło nieco później, kiedy Szykulska wyjechała nad morze, kręcić teledysk do piosenki Skaldów.
- Nie byłam sama. Osobą towarzyszącą był mój pierwszy chłopak, Zdzisiek. I pewnie po kilku dniach wrócilibyśmy razem do domu, gdyby nie zjawił się on... - opowiadała w "Super Expressie".
- Janusz Kondratiuk... Reżyser... W swoim słodko rozpadającym się samochodzie... Wtedy wszystkie samochody były rozlatujące się, ale on w tym aucie robił wrażenie. Było słońce, plaża, gorąco. Pamiętam, jak mknęłam motorówką przez fale. Był cudowny klimat. Wiedziałam, że skończy się to zauroczeniem. No i tak się stało.
Płacze i krętactwa
Szykulska zerwała ze Zdziśkiem (który potem wyjechał do Finlandii, założył rodzinę i zrobił karierę jako reżyser telewizyjny) i przyjęła oświadczyny Kondratiuka.
- A potem był ślub. Mówiliśmy z Januszem, że robimy to dla rodziców, ale myślę, że zrobiliśmy to też dla siebie - dodawała w "Super Expressie".
Wydawało się, że pasują do siebie idealnie - Szykulska jedne z najlepszych kreacji stworzyła właśnie w filmach swojego męża. Ale, jak wspominała, nierzadko musiała o te role walczyć.
- Dziwię się, jak on wytrzymywał moje płacze i krętactwa, którymi chciałam wymusić dla siebie role w jego filmach - śmiała się w jednym z wywiadów.
Srebrne nakładki
"Płaczem i krętactwem" zdobyła chociażby rolę w "Dziewczynach do wzięcia".
- Byłam wtedy żoną Janusza Kondratiuka i wypłakałam sobie tę rolę. Nie byłam przewidziana w obsadzie. Janusz powiedział, że jeśli dam sobie założyć na zęby te parę słodko błyszczących, srebrnych nakładek, to może i dostanę tę rolę. I tak się też stało - opowiadała aktorka w wywiadzie dla Polskiego Radia.
Z ogromną sympatią wspominała swoje dwie towarzyszki z planu.
- Dwie moje fantastyczne koleżanki wynalazł Janusz i to nie spośród aktorek, a z tzw. naturszczyków. I obie panie: Ewa Pielach, odtwórczyni roli Pućki oraz Regina Regulska grająca Martę, okazały się genialnymi aktorkami – dodawała.
Małżeńska bijatyka
Ewa Pielach pracę na planie "Dziewczyn..." wspominała z nostalgią - i dodawała, że gra nierzadko sprawiała jej i Reginie ogromne problemy. W wywiadzie dla "Życia" opowiadała, jak Szykulska i Kondratiuk próbowali je "oszukać", by bardziej wczuły się w role.
- Miała być scena, w której kłócimy się z Reginą w toalecie. Myśmy się lubiły i za nic nie wychodziła ta kłótnia. Wtedy Kondratiuk walnął w łeb swoją żonę. Ona zapaliła papierosa, a on ją w łeb i mówi: "Co ty mi tu będziesz smrodzić, ja, kurna, przecież nie palę!". Jak to zobaczyłam, to z miejsca się wściekłam, że kobietę bez dania racji bije, puściłam mu soczystą wiązankę, on włączył kamerę, no i tę kłótnię nagraliśmy. Okazało się potem, że to wszystko miał ukartowane z żoną i chciał nas specjalnie zdenerwować – opowiadała.
„Byłam młoda i głupia”
Związek Szykulskiej i Kondratiuka nie przetrwał. Rozstali się w pokojowej atmosferze, bez żalu. Dopiero po latach Szykulska zdradziła, co spowodowało rozwód.
- Był apodyktyczny. Wtedy byłam młoda i głupia, a on wiedział więcej. Niezłą szkołę przy nim przeszłam - cytuje jej słowa "Rewia".
Kondratiuk wyjechał do Austrii, ożenił się, ma dwoje dzieci. Szykulska również ułożyła sobie życie - związała się ze Zbigniewem Pernejem. Aktorce, która twierdziła, że decyzję o pierwszym ślubie podjęła zbyt wcześnie, nie spieszyło się do ołtarza. Dopiero po 17 latach oświadczyła się mężowi.
- Rzekłam więc: Zbigniewie, ożenisz się ze mną? I, nie zważając na przerażenie w jego oczach, brnęłam dalej: czyż nie przekonałeś się już, że jestem kobietą twojego życia? - śmiała się. - Przyparty do muru, wyznał, że owszem, jestem. Z obawy, żeby się nie rozmyślił, szybko pobiegłam załatwiać formalności.