Ewa Telega: wpadłam w stan błogości
Jej aktorskie emploi jest bardzo zróżnicowane – często grywa kobiety władcze, wybuchowe, emocjonalne. Ale równie chętnie wciela się w uzależnione od mężczyzn kokietki i wrażliwe damy. Ewa Telega niedawno skończyła 55 lat, i choć nie jest to wiek na aktorską emeryturę, pomału sztafetę pokoleń przejmuje jej córka Zofia Domalik, która często grywa na deskach stołecznych teatrów.
06.04.2017 | aktual.: 10.05.2017 17:52
Starsi widzowie zapamiętali jej rolę w "Miłości z listy przebojów", młodsi znają ją z "Na dobre i na złe". Błędem byłoby jednak oceniać Ewę Telegę wyłącznie przez pryzmat jej kreacji aktorskich, bo choć na scenie może budzić negatywne uczucia, w prawdziwym życiu, jak twierdzą jej znajomi, jest wulkanem energii i optymizmu. Żywiołowa, samodzielna, zawsze chętna, by pomagać innym. Swoją miłością do życia nieustannie zaraża innych. I tylko czasem przypomina sobie o tragedii sprzed lat.
"Ciągle byłam głodna''
Rodzice zapisali ją do szkoły baletowej i to tam młodziutka Ewa Telega uczyła się, czym jest ciężka praca, poznając od podszewki trudy wiążące się z występami na scenie.
- W szkole walczyłam o to, by być lekka jak piórko – opowiadała w "Superlinii". - Panował tam pruski dryl, w stołówce porcje były małe, nie było mowy, by ktoś podjadał, bo ważyli nas prawie codziennie. Ciągle byłam głodna. Czasem nie wytrzymywałam i szłam kupić sobie kremowe ciastko.
Nic dziwnego, że nastolatka nie chciała wiązać swojej przyszłości z tańcem. Po zdaniu matury pożegnała się ze szkoła baletową i wybrała łódzką PWSFTviF.
- Już wtedy nie musiałam głodować i… w efekcie przybyło mi parę kilo – dodawała ze śmiechem.
''Wydawał mi się zadufanym człowiekiem''
W łódzkiej filmówce radziła sobie nieźle. Lubiła uczelnię, wykładowców, nie mogła narzekać na brak powodzenia u kolegów. Wtedy też poznała operatora Macieja Isajewicza.
- Początkowo nie robił na mnie dobrego wrażenia. Wydawał mi się zadufanym człowiekiem, który z góry traktuje ludzi – opowiadała w "Dzienniku". - Mimo że jego koledzy prześcigali się w pomysłach na to, jak mnie uwieść, on pozostawał obojętny na moje wdzięki.
Jakie więc było jej zdziwienie, gdy któregoś dnia Isajewicz zaprosił ją na randkę.Początkowo nie była przekonana do tego pomysłu, ale wreszcie się zgodziła, postanawiając dać mu szansę. I ani się obejrzała, a była w nim zakochana po uszy.
Małżeńska tragedia
Wydawało się, że są dla siebie stworzeni. Nie mogli wytrzymać dnia bez siebie, wszystkie dłuższe rozstania – które w ich pracy wymagającej podróżowania na rozmaite plany filmowe były czasem konieczne – wydawały się im największym nieszczęściem.
Pobrali się w Budapeszcie, wierząc, że nic już nie będzie ich w stanie rozdzielić.
- Był to najbardziej szalony okres mojego życia – wspominała Telega w "Dzienniku".
Los im jednak nie sprzyjał. Dwa lata po ślubie, w 1985 roku, Isajewicz jechał wraz z ekipą na plan filmu "Magnat". W Zabrzu w ich samochód uderzył TIR. Isajewicz i dekoratorka Krystyna Krasińska zginęli na miejscu.
- Dopiero po dziewięciu latach udało mi się otrząsnąć – mówiła Telega.
Druga miłość
23-letnia wdowa długo zmagała się z depresją, przekonana, że już nigdy nikogo nie pokocha. Była jednak w błędzie. Kilka lat po tragedii poznała mężczyznę, który przywrócił jej wiarę w miłość – Andrzeja Domalika, cenionego reżysera i scenarzystę. Chociaż ich pierwsze spotkanie nie należało do najromantyczniejszych.
- Miałam nogę w gipsie, "przygarnęła" mnie Iwona Ziułkowska – cytuje słowa aktorki "Życie na gorąco". Andrzej Domalik wpadł akurat z wizytą. - Zaczęliśmy rozmawiać... Gadało nam się świetnie. Gdy zaczął przychodzić niemal codziennie, usłyszałam od Iwony: "Słuchaj, Andrzej nigdy u mnie tak często nie bywał".
Pobrali się w sierpniu 1992 roku w Paryżu.
Szansa od losu
- Los dał mi jeszcze jedną szansę na ułożenie sobie życia – mówiła w "Dzienniku". - Dziś mam drugiego męża, z którym jestem szczęśliwa.
Są małżeństwem niezwykle udanym. Choć Telega przyznaje, że nie jest idealną panią domu.
- Nie jestem wzorem gospodyni. Nie przepadam za sprzątaniem. Nie znoszę prania – wyznawała w magazynie "Świat i ludzie". - Jedyne co lubię, to prace w ogrodzie, gdy kwitną kwiaty, drzewa owocowe. No i chętnie gotuję.
Oboje zaangażowali się również w wychowywanie córki Zosi, która dziś jest dorosłą dziewczyną powoli wchodzącą w świat filmu.
Debiut przed kamerami ma już dawno za sobą – pojawiła się w serialach "Pierwsza miłość", "Czas honoru" i "Plebania". Grała także w "Mieście 44", często pojawia się na deskach teatrów. Rodzice ciągle jej kibicują i są z niej bardzo dumni.
Stan błogości
Od wielu lat Telega czynnie działa społecznie i charytatywnie. Założyła Stowarzyszenie K40, które zajmuje się promowaniem kultury i współpracuje z fundacjami spełniającymi marzenia chorych dzieci. Jak podkreśla, musi być stale w ruchu, musi działać, bo to praca napełnia ja entuzjazmem i daje jej poczucie, że jest „potrzebna”.
Na ekranie nie pojawia się tak często, jak chcieliby tego widzowie, ale dla niej zawsze na pierwszym miejscu był teatr. Niedawno pracowała nad serialem "Maż czy nie mąż", co zmotywowało ją do przefarbowania włosów na blond. Bo, jak wyznaje, zawsze chciała być blondynką.
- Obiecałam sobie, że zostanę nią na 50. urodziny – mówiła w "Na żywo". - Trochę się spóźniłam. Gdy pofarbowałam włosy na biało, wpadłam w stan błogości, nadal w nim trwam.
Ostatnio widzieliśmy ją w serialach "Ojciec Mateusz" i "Singielka" oraz spektaklu telewizyjnym "Listy z Rosji".