Filmy małe i duże. Przekrój przez berlińskie seanse.
Tempo festiwalu i zróżnicowanie jego programu robią swoje. Nie sposób wszystko obejrzeć, ze wszystkimi porozmawiać. Nie da się być w kilku miejscach naraz, ani wszystkiego opisać. Ale szkoda tracić okazję. Niechaj poniższy zbiór krótkich notatek z obejrzanych filmów będzie potwierdzeniem, że nasz korespondent w Berlinie nie próżnuje.
Strzeżmy się filmów drogi! Przynajmniej tak długo, jak długo powstają z artystycznych pobudek. To oczywiście żart, ale podbudowany faktem, że na festiwalu w Berlinie pokazano do tej pory dwa takie filmy. Równie nieudane. Zarówno „Un mundo misterioso” Rodrigo Moreno, jak i norweskie „Mountain” wychodzą z tego samego założenia: spełnienie można sobie… wychodzić, a im dalej pójdziemy, tym większe ono będzie.
Film Moreno, autora zachwycającego „Cienia”, to bodajże pierwszy propozycja tegorocznego festiwalu wygwizdana przez publiczność. Irytujące perypetie niezaradnego faceta, którego zostawiła dziewczyna („A dlaczego? A po co? Na długo?” – pyta ją do znudzenia) okazały się niewiele lepsze od górskiej wędrówki dwóch kobiet przepracowujących traumę po stracie dziecka. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ich nieumiejętność porozumienia się wynika z czegoś innego, niż fatalne dialogi.
Zawodzą faworyci. W konkursie rozczarowali już m.in. debiutujący na fotelu reżyserskim Ralph Fiennes i Miranda July, autorka doskonałego „Ty, ja i wszyscy, których znamy”. W swoich najnowszych filmach, nakierowując kamerę na siebie, karmią nas własną próżnością. Fiennes sięgnął po klasycznego, acz mało popularnego „Koriolana” Szekspira i uwspółcześnił go z takim zadęciem, jakby wcześniej nie zrobili tego Baz Luhrmann („Romeo i Julia”) i Julie Taymor („Tytus Andronikus”).
July z kolei postawiła na zużyty przez amerykańskie kino niezależne banał – jej „The Future” to swoisty suplement do „...wszystkich, których znamy”, z tą różnicą, że etykietka sympatycznych, ześwirowanych introwertyków w ogóle tu nie działa.
Czarnym koniem tegorocznego Berlinale okazuje się sekcja Panoramy Dokumentu. Do opisywanego już „There We Were”, dodać wypada dwa inne filmy genderowe.
„!Women Art Revolution” to powstająca, jak zapewnia sama autorka, przez 42 lata historia sztuki feministycznej. Jeśli nigdy o niej nie słyszeliście, a nazwiska B. Ruby Rich, Judy Chicago czy Shirin Neshat są wam obce... Cóż, nic dziwnego. Jeśli dokument Lynn Hershman-Leeson dowodzi czegoś przede wszystkim, to tego, że seksistowskie uprzedzenia funkcjonują we wszystkich możliwych środowiskach – od politycznego, po… artystyczne.
„The Advocate for Fagdom” to z kolei intrygująca sylwetka undergroundowego reżysera Bruce’a La Bruce’a. Jego filmy, będące bezpardonowym miksem treści powszechnie nieakceptowanych, dryfują daleko poza mainstreamem. Gejowska pornografia łączy się w nich nazistowskimi okrzykami, a rzęsiste obelgi z krwawą farsą. Czyni La Bruce’a bodajże najfrywolniejszym współczesnym twórcą filmowym, o którym wciąż jeszcze niewielu słyszało. W Berlinie jest ku temu okazja.
Bądźmy odważni, walczmy o to co bezkompromisowe – zdają się mówić nie tylko te dwa dokumenty, ale wręcz cała sekcja dokumentalna, która w tym roku porusza przede wszystkim problematykę mniejszości seksualnych i środowisk artystycznych.
** [
JAK DZIŚ WYGLĄDAJĄ POSTACIE Z "KEVINA" ]( http://film.wp.pl/zobacz-jak-dzis-wygladaja-bohaterowie-kevina-6025276617331841g )**
**[
CZY LAMIA Z "SEKSMISJI" MOCNO SIĘ ZMIENIŁA? ]( http://film.wp.pl/pamietacie-seksmisje-6025276006806657g ) * * [
EROTYCZNA PRZESZŁOŚĆ JOANNY KRUPY ]( http://teleshow.wp.pl/gid,13101910,img,13102011,kat,1024835,title,Joanna-Krupa-wystapila-w-erotycznym-filmie-Sno op-Dogga,galeria.html ) * *[
WALDUŚ Z "KIEPSKICH" WZIĄŁ ŚLUB! FOTO! ]( http://teleshow.wp.pl/swiat-wedlug-kiepskich-waldus-sie-ozenil-6026602722247809g )**