Gnomy skaczą tam i siam. Krasnale łączą siły z Sherlockiem
W swoich najlepszych momentach “Gnomeo i Julia” przypomina “Gumisie”. Ma podobną energię i przekaz. Jeśli można czegoś żałować, to tylko tego, że akcja rozgrywa się w Londynie, a nie w światowej stolicy krasnali, czyli Wrocławiu.
Film oglądałem na porannym pokazie z raczej hałaśliwą grupą dzieci. To one powinny recenzować ten film, ale po ich wrażeniach mogę ocenić, że dobrze spełnia swoje zadanie jako animowana przygodowa bajka, pozbawiona wulgarnego dowcipu, który rozpanoszył się w ostatnich produkcjach dla dzieci.
Pierwsza część nawiązywała do Szekspira, druga bierze na warsztat Sherlocka Holmesa, który razem z tytułowymi bohaterami poszukuje zaginionych krasnali. Zagadki, z którymi przyjdzie zmierzyć się słynnemu detektywowi, będą ściśle związane z londyńską tkanką miejską i przydomowymi angielskimi ogrodami.
Akcja jest wartka i czerpie siłę w dużej mierze z natury krasnali, które są małe, ale bardzo ruchliwe i wszędobylskie. Wątki są dwa: miłosny, dotyczący relacji tytułowego Gnomea i Julii oraz przygodowy (w mniejszym stopniu kryminalny), związany z pełnymi awantur poszukiwaniami zaginionych gnomów.
Co ciekawe, w animacji funkcjonuje godny pochwały parytet. Julia jest nie mniej aktywną bohaterką niż Gnomeo. Prowadzi pojazdy mechaniczne i często bierze sprawy w swoje ręce. W niczym nie ustępuje swojemu chłopakowi. Bajka na miarę naszych czasów!
Gdyby ukazała się kolejna część "Gnomeo i Juliia", namawiałbym ich twórców na przeniesienie akcji do Wrocławia. Gdzie jak nie tam, amerykańskie gnomy miałyby takie używanie? W każdym razie, bajka w ciekawy sposób wprowadza młodego widza do świata zagadek, sprawdzi się świetnie na rodzinny seans. Grupa dzieciaków, z którymi oglądałem ten film, bawiła się na nim przednio.