''Gunman: Odkupienie'': Sean Penn nowym gwiazdorem kina akcji?
10.03.2015 | aktual.: 22.03.2017 11:40
Teraz do tej „geriatrycznej drużyny”, jak nierzadko nazywa się ich w mediach, dołączy kolejny pan po pięćdziesiątce.
Zanim Sylvester Stallone skrzyknął dawnych kumpli, aby udowodnić, że „starzy” wciąż potrafią kopać tyłki, dwa lata wcześniej do tego samego wniosku doszedł Pierre Morel, do spółki z Lukiem Bessonem, bohaterem swojego filmu akcji czyniąc aktora nie pierwszej już młodości, Liama Neesona.
Kiedy „Uprowadzona” okazała się hitem i zarobiła bajońskie sumy, inni reżyserzy również wyczuli swoją szansę i łaskawszym okiem spojrzeli na skreślonych już wcześniej – z powodu wieku - „nestorów” kina.
Na ekran z powrotem ściągnięto chociażby Pierce'a Brosnana, który jako były agent CIA musiał stawić czoła niepokornemu uczniakowi w „November Man”, i Kevina Costnera, który miał tylko „72 godziny” na wykonanie niebezpiecznego zlecenia. Tym samym staruszkowie udowodnili młodziakom, że ich czas jeszcze nie przeminął, a w kinie akcji spisują się równie dobrze – jeśli nie lepiej – co młodsi koledzy.
Teraz do tej „geriatrycznej drużyny”,jak nierzadko nazywa się ich w mediach, dołączy kolejny pan po pięćdziesiątce.
Bad boy po pięćdziesiątce
Być może jesteśmy właśnie świadkami narodzin kolejnego gwiazdora kina akcji, choć jeszcze kilka lat temu chyba mało kto uwierzyłby w jego kandydaturę na to stanowisko.
Sean Penn, mimo że ma łatkę bad boya, a o jego porywczym charakterze krążą legendy, nie miał do tej pory szczęścia do akcyjniaków. Gustował głównie w dramatach, zwłaszcza tych psychologicznych, przejmujących, naszpikowanych zagadnieniami egzystencjalnymi, od czasu do czasu tylko goszcząc w thrillerze czy jakiejś sensacji.
Ale kiedy weźmie się pod uwagę charyzmę Penna, jego charakterystyczną twarz i imponującą rzeźbę ciała, aż trudno uwierzyć, że nikomu nie przyszło do głowy, by uczynić z niego bohatera na miarę Bryana Millsa, w którego na ekranie wcielał się Neeson.
Konkurent Liama Neesona
To właśnie Pierre Morel, który przywrócił do łask Neesona, postanowił dać Pennowi szansę na zaistnienie w kinie akcji.
Kapryśnemu aktorowi spodobał się scenariusz, polubił postać, którą miałby zagrać – w dodatku, jak twierdził, ceni samego Morela – więc propozycję przyjął bez wahania.
Udział w „Gunman: Odkupienie” to dla Penna ważny krok w karierze. Otwiera się przed nim mnóstwo nowych możliwości, których do tej pory nie miał okazji wypróbować.
Film opowiada historię Jima Terriera, szpiega, który ma dość dotychczasowego życia i planuje zniknąć wraz ze swoją ukochaną. Jednak organizacja, dla której pracuje, ma wobec niego zupełnie inne plany. Rozpoczyna się zabawa w kotka i myszkę...
Alkohol, narkotyki i kobiety
Penn niejednokrotnie wcielał się już na planie filmowym w twardzieli i wydaje się, że do takich ról został stworzony.
Zresztą i w prawdziwym życiu udowadnia, że jest bezkompromisowym, dążącym do celu silnym mężczyzną z wybuchowym temperamentem. I niełatwym charakterem, w końcu nie raz wylądował na odwyku, próbując walczyć z uzależnieniem od narkotyków czy alkoholu.
O jego podbojach miłosnych krążą legendy, bo też mało która kobieta potrafiła oprzeć się jego męskiemu urokowi. Był mężem Madonny i Robin Wright, uwiódł Brigitte Nielsen i Elizabeth McGovern, złamał serce zakochanej w nim Scarlett Johansson, aby wreszcie związać się z jedną z najpiękniejszych hollywoodzkich aktorek, Charlize Theron. Czy u jej boku uda mu się wreszcie ustatkować?
Zły chłopiec okiełznany?
Na razie media prześcigają się w doniesieniach na temat życia uczuciowego aktora. Już niemal od roku plotkuje się o rychłym ślubie, ale podobno dopiero w styczniu Penn oficjalnie się oświadczył – choć bez pierścionka.
Wydaje się więc, że aktorowi udało się wyjść na prostą i uporządkować swoje życie, teraz, jak zapewnia, najważniejsza jest dla niego Theron i jej adoptowany syn Jackson.
W pracy Penn również nie daje sobie taryfy ulgowej. Ostatnio nie pojawia się wprawdzie zbyt często na ekranie, ale to dlatego, że postanowił stanąć po drugiej stronie kamery.
Władczy perfekcjonista
Aktor właśnie zakończył zdjęcia do reżyserowanego przez siebie „The Last Face”. W roli głównej obsadził, naturalnie, swoją narzeczoną, ale, jak głosi plotka, współpraca nie układała im się zbyt pomyślnie.
Penn, władczy perfekcjonista, zaprowadził na planie filmowym prawdziwy reżim, czym doprowadził Theron do szału.
Najwyraźniej udało im się zażegnać ten konflikt, ale ponoć kochankowie nie planują zbyt szybko ponownie podjąć współpracy. (sm/gk)