"Hejkum kejkum, Olo, ratuj!". 30 lat temu "Kingsajz" bawił do łez, dziś jest kultowym dziełem polskiej kinematografii
Czwarty z kolei pełnometrażowy film Juliusza Machulskiego, którego premiera odbyła się 2 maja 1988 r., ściągnął do kin tłumy i przyjęty został dość entuzjastycznie, choć niektórzy recenzenci kręcili nosem, twierdząc, że nie dorównuje ani "Vabankowi", ani "Seksmisji". Doceniono jednak mniej lub bardziej zawoalowane aluzje do sytuacji politycznej, a także dowcipne cytaty, które na stałe weszły do naszego języka, jak "Hejkum kejkum, Olo, ratuj!", "W dziuplę kopany" czy "Nie kop pana, bo się spocisz". Zachwycano się również obsadą, w tym Jerzym Stuhrem, Jackiem Chmielnikiem oraz, naturalnie, Katarzyną Figurą, która w filmie prezentowała swoje kuszące wdzięki.
Dobór aktorów
Ogromny wkład w film miała Jolanta Hartwig-Sosnowska, która wraz z Machulskim pisała scenariusz, pomagała przy wymyślaniu krasnoludzkich obyczajów oraz miała swój wkład w dobór obsady.
- Bardzo szybko wiedzieliśmy, że jedną z głównych ról zagra Jacek Chmielnik. Ale też nie pisaliśmy pod określonego aktora, np. chcieliśmy, żeby grał Jerzy Stuhr, ale o ile mnie pamięć nie myli, Julek dał mu dwie postacie do wyboru - opowiadała w "Kinie".
Metody chałupnicze
Twórcy doskonale zdawali sobie sprawę, jak wielkim wyzwaniem będzie stworzenie zminiaturyzowanego świata, zwłaszcza że nie mieli odpowiedniego sprzętu.
- Niestety, w naszych polskich warunkach nie dysponujemy pracownią trickową w pełnym rozumieniu słowa. Nie mamy np. możliwości skorzystania z przedniej projekcji, a więc tego, co wykorzystywał w swojej pracy Steven Spielberg i dzięki czemu widz nie dostrzegał na ekranie "kuchni" filmowej - opowiadał Andrzej Sołtysik, kierownik produkcji.
- Dlatego podjęliśmy decyzję, iż posłużymy się częściowo zdjęciami trickowymi, rozwiązując wiele problemów metodami chałupniczymi we własnym zakresie - dodał.
Wyzwanie dla scenografa
Za scenografię odpowiadał Janusz Sosnowski, mąż Hartwig - który za swoją pracę zebrał wielkie wyrazy uznania. A nie było łatwo. Jego żona wspominała, że musieli zamówić wiele ogromnych rekwizytów w skali 20:1. W hucie szkła w Sandomierzu wykonano np. dwumetrową szklankę, która musiała być bardzo odporna na wstrząsy. Na liście markorekwizytów znalazły się też inne rzeczy, w tym zapałki czy wielkie telefony.
Naga Figura
Wielkie emocje widzów wzbudziła erotyczna scena - nagrodzona po latach Złotą Kaczką - w której Jacek Chmielnik wędruje po ciele nagiej Katarzyny Figury. Aktorka wspominała później, że przy jej kręceniu nawet się z Chmielnikiem nie spotkała, wszystko zmontowano w studiu.
- Najpierw zostałam nakręcona nago na łóżku w zwolnionym tempie, a potem na podstawie nagrania w Barrandovie wybudowano moją wielką figurę, po której chodził Jacek Chmielnik. Później nałożono na siebie dwa obrazy w odpowiedniej konfiguracji - opowiadała w "Gazecie Wrocławskiej".
Krasnal Hałabała
Mało kto wie, że "Kingsajz" był debiutem pewnego popularnego dziś aktora - Borysa Szyca.
- Biegałem jako mały krasnoludek. W scenie, gdy Jacek Chmielnik kupuje muchę na dziko. Tam jest mnóstwo krasnoludków i ja wśród nich zasuwam – opowiadał o swoim pierwszym filmowym doświadczeniu w jednym z wywiadów, dodając, że angaż dostał po znajomości.
- Moja chrzestna pracowała z Julkiem Machulskim. Pojechałem w odwiedziny. Przebrali mnie za krasnoludka, dokleili uszy i pomalowali. Potem za ten kostium dostałem w podstawówce na balu karnawałowym nagrodę. Tylko koledzy nazywali mnie Krasnal Hałabała. Strasznie mnie to wku...ało.
Krytyczne opinie
"Kingsajz", podobnie jak kilka innych filmów Machulskiego, uchodzi za kultowy - jednak nie wszyscy recenzenci piali z zachwytu.
- Chciałbym bardzo zakochać się w "Kingsajzie", jak zakochałem się w "Seksmisji", ale nie potrafię - pisał po premierze w "Kinie" Maciej Pawlicki. Dodawał też, że nie był zachwycony obsadą.
- Jacek Chmielnik nie ma ani komicznej siły ani wdzięku Jerzego Stuhra, nie potrafi wyjść poza poprawność. Większość aktorów uległa zresztą pokusie szarży, potęgując tym wrażenie nieco wymuszonego szampańskiego nastroju. Bożena Janicka, krytyczka z "Filmu", zgadzała się z nim w wielu miejscach, ale podkreślała, że komedię ogląda się dobrze i że "są też sceny, których bronić przed nikim nie trzeba, świetne jako kino".