RecenzjeHolmes na jakiego czekaliśmy

Holmes na jakiego czekaliśmy

Chyba nie ma bardziej rozpoznawalnych bohaterów historii kryminalnych niż Sherlock Holmes i dr John Watson. Stworzone na kartach opowiadań sir Arthura Conana Doyle'a postaci przez dziesięciolecia bawiły miłośników literatury, by następnie urzekać swoimi przygodami również miłośników kina i telewizji. Prawdopodobnie nawet najwierniejsi miłośnicy uzdolnionego detektywa i jego kompana nie będą w stanie wymienić dokładnej liczby ekranowych adaptacji ich śledztw. Wielu twórców podejmowało się w założeniu prostego zadania ekranizacji, jednak dla niektórych trzymanie się ustalonego w XIX wieku kanonu było nie do pomyślenia. Wystarczy wspomnieć doskonałą komedię "Po kłębku do nitki" ("Without a Clue", 1988 r.) z Michaelem Caine'em i Benem Kingsleyem, gdzie to Watson był geniuszem kryminalistyki, a Holmes zaledwie marionetką na każde jego skinienie.

18.04.2012 18:37

Pierwsza dekada XXI wieku przyniosła kinomanom kolejną interpretację kultowych postaci za sprawą wybuchowych produkcji Guya Ritchiego, który zdecydowanie odmłodził skostniałe już nieco ikony, obsadzając w rolach głównych Roberta Downeya Jr. i Jude'a Law. I chociaż wypełniony spektakularnymi efektami specjalnymi, dynamicznymi pojedynkami i scenami w zwolnionym tempie "Sherlock Holmes" przypadł do gustu zarówno widzom jak i krytykom, to nie do twórcy "Przekrętu" i "Porachunków" należy prawdopodobnie jak dotąd najlepsze urzeczywistnienie Doyle'owskich pomysłów. Dość niespodziewanie to właśnie przeniesienie jego opowiadań w czasy współczesne, choć karkołomne i wymagające pisania "Przygód Sherlocka Holmesa" niemal na nowo, okazało się strzałem w dziesiątkę.

Para głównych bohaterów, chociaż cechami charakteru stosunkowo bliska literackiemu pierwowzorowi, musiała przejść metamorfozę narzuconą przez uwspółcześnienie świata przedstawionego. Holmes i Watson zamieniwszy dostojną, wiktoriańską stolicę Wielkiej Brytanii na pełen podejrzanych alejek, przestępców i przemocy Londyn XXI wieku, musiała uzbroić się w ułatwiające prowadzenie śledztw nowinki techniczne. Doradzający policji detektyw (Benedict Cumberbatch) nie stroni więc od używania telefonów komórkowych, nawigacji GPS, internetu, a wymagającą chwili wytchnienia i prywatności fajkę zamienił na ciągle aktywne i nieprzeszkadzające plastry nikotynowe. Jego współlokator (Martin Freeman) biografię Sherlocka nie zapisuje już w opasłym tomiszczu, lecz dzieli się ze światem na bieżąco za pomocą internetowego bloga, którego założył za namową psychoanalityka, pomagającemu mu w
aklimatyzacji w społeczeństwie po powrocie z wojny w Afganistanie (co ciekawe, w oryginale Watson również miał przeszłość związaną z krajem talibów). I jeśli ktokolwiek myśli, że dzięki temu łatwiej jest im rozwiązywać teoretycznie nierozwiązywalne zagadki kryminalne, to musi pamiętać, że ich antagoniści również nie zasypiali gruszek w popiele.

Para detektywów zostaje zmuszona do intensywnego wytężania swoich szarych komórek już w pierwszym odcinku (chociaż w przypadku tego serialu, bardziej pasowałoby określenie "film"), w którym dopiero co zaznajomieni ze sobą Sherlock i Watson zostają rzuceni w wir rozwiązywania sprawy seryjnych samobójstw. Wspomniane udogodnienia i gadżety pomagają co prawda w dochodzeniu, jednak bez klasycznej umiejętności dedukowania, z góry byliby skazani na porażkę, gdyż, jak się okazuje, nawet pośledni przestępca z łatwością może we współczesnym świecie wyprowadzić w pole zwyczajnych funkcjonariuszy. Na szczęście policjanci mogą liczyć na pomoc irytującego socjopaty (SH) oraz tęskniącego za wojną weterana (JW), a więc parę dość niezwykłą. Niemniej jednak, nawet oni w kolejnych odsłonach serii będą musieli zetknąć się z równie nieszablonowym antagonistą - osobą dobrze znaną miłośnikom fascynujących opowiadań wybitnego prozaika. Ocierający się o perfekcję "Studium w różu" to zaledwie przedsmak tego, co czeka na bohaterów i
widzów wraz z rozwojem akcji. Ci ostatni z pewnością nie będą zawiedzeni i nie pożałują przeznaczonego na brytyjski serial wolnego czasu.

Wydanie DVD:

Polski dystrybutor (Best Film) nie zdecydował się wydać "Sherlocka" w jednym zestawie, lecz sprzedaje każdy odcinek na osobnej płycie DVD. Niestety, na pierwszej z nich nie znajdziemy żadnych dodatków związanych z serialem, a jedynie zapowiedzi zupełnie innych wydań. Sam 90-minutowy film możemy oglądać w standardowej panoramie (16:9), z niestety jedynie dwukanałowym dźwiękiem (Dolby Digital 2.0 - oryginalny i z lektorem). Na płycie dostępne są także napisy w rodzimym języku.

filmsherlock holmesrecenzja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)