Ian Ziering: rockman i ulubieniec rekinów [WYWIAD]
Przez dziesięć lat był Steve'em Sandersem, teraz ma szansę być po prostu Ianem Zieringiem. Grywa tu i tam, śpiewa w kapeli rockowej, rozbiera się przed rozkrzyczanym tłumem. I znowu jest na ustach wszystkich za sprawą serii „Rekinado”; premierę drugiej części zaplanowano na 31 lipca.
Bartosz Czartoryski: Rozprawiłeś się z rekinami w Los Angeles, teraz przenieśliście się na drugie wybrzeże, ale czeka was tam istna powtórka z rozrywki.
Ian Ziering: Uwierz albo nie, ale Nowy Jork zawsze wydawał mi się miastem, które potrafi kolektywnie stawić czoła niebezpieczeństwu. Nie chcę zdradzić fabuły filmu i powiem tylko tyle, że przypadło mi w udziale dowodzenie kontratakiem i przeciwstawienie się tytułowemu Rekinado!
Trudniej kręciło się sequel?
Tak. Pod paroma względami. Po pierwsze, to znacznie większa produkcja niż część pierwsza, a po drugie, Nowy Jork dał nam nieźle w kość. Kręciliśmy w marcu i było cholernie zimno! To nie Kalifornia, kiedy dwadzieścia stopni to chłód. Czasem gęba mi zamarzała.
Ciekawi mnie, jak zareagowałeś, kiedy zaproponowano ci rolę w „Rekinado”.
Nie miałem złudzeń, w czym gram. Niskobudżetowy film science-fiction z pokręconą fabułą. Nie dawałem nawet wiary, że ten projekt w ogóle zostanie zrealizowany. Przyjąłem rolę z prozaicznego powodu – aby utrzymać rodzinę, dla kasy. Moje ubezpieczenie zdrowotne pochodzi ze związku zawodowego i muszę zarobić określoną kwotę rocznie, żeby zapewnić opiekę lekarską żonie i dziecku. A kiedy dotarło do mnie, że mamy w drodze kolejne, nie było czasu na wahanie. I co miałem robić? Sądziłem, że to odfajkuję i zapomnę, a teraz, proszę bardzo, rozmawiam o tym filmie z dziennikarzem z Polski przed premierą sequela. Szaleństwo.
Aż strach pomyśleć, co będzie działo się przy trójce.
Która jest już potwierdzona! Będzie jeszcze lepiej. Jedynka zrobiła furorę w Stanach, dwójka ma premierę w iluś tam krajach na świecie, wszyscy zobaczą „Rekinado 2” tego samego dnia! Poprzednio spędziłem na promowaniu filmu pięć pełnych miesięcy, aż boję się, co będzie teraz. Trudno mi to sobie wyobrazić, serwery Twittera chyba tego nie wytrzymają. A pamiętajmy, że to nie „Avatar”, a film telewizyjny.
No właśnie, dysponowaliście małym budżetem, a jednak nakręciliście film oparty głównie na efektach specjalnych.
Nasz reżyser, Anthony Ferrante, to facet dysponujący niesamowitą wyobraźnią, potrafiący robić cuda z niczego. Dlatego też nie obawiałem się o „Rekinado 2”, green screen i inne rzeczy, po prostu trzeba zaufać reżyserowi i ludziom od efektów specjalnych. Tym filmem pokazaliśmy, że nie można przyczepiać odgórnie łatek i etykietek, dopiero publika określi, czym dane dzieło jest; to lekcja pokory udzielona nawet wielkim studiom, które bezmyślnie robią rzeczy za grube pieniądze. Sci-Fi Channel rozważa produkcję kolejnych części „Rekinado” co lato! To niesamowite. Rok temu Johnny Depp biegał po ekranie z ptakiem na głowie. I kto jeszcze pamięta o „Jeźdźcu znikąd”? A o „Rekinado” pamiętają wszyscy.
Pomogły wam wydatnie media społecznościowe, dzięki nim „Rekinado” odniosło sukces.
Nie inaczej! Trzeba pamiętać, że podobny efekt nie może zostać kupiony za pieniądze. Naturalne podniecenie towarzyszące premierze filmowej jest najlepszą reklamą. Jasne, potrzebne jest szczęście, ale też musisz mieć odpowiedni produkt. A czy go faktycznie posiadasz? Tego chyba nigdy nie wiesz, to się dopiero okazuje w praniu. Nam pomogły oczywiście pozytywne oceny od znanych postaci świata show-businessu.
Zwiastun:
Zajmujesz się jednak tego lata nie tylko „Rekinado”, ale też i występami z grupą Chippendales.
Kurcze, dla mnie to bardzo pochlebiające, że ludzie chcą przyjść i oglądać moją gołą klatę. Nie robiłem tego nigdy wcześniej, lecz lubię próbować nowych rzeczy, uważam, że nawet doświadczenia pozornie niemające wiele wspólnego z aktorstwem rozwijają moje możliwości, poszerzają horyzonty. Do połowy lipca pracuję z Chippendalami, co daje łącznie sześć tygodni wyprzedanych występów w Las Vegas! Bawię się tak dobrze, jak za młodu na obozie letnim, a poza tym liczę na to, że może na któreś show przyjdzie jakiś reżyser hollywoodzki i zobaczy, że nie jestem tylko Steve'em Sandersem.
O właśnie. Zerkasz czasem na powtórki „Beverly Hills 90210”?
Od dłuższego czasu nie oglądałem żadnego odcinka. Stacja, która niegdyś emitowała u nas powtórki popularnych seriali, już nie istnieje. Lecz od czasu do czasu natrafiałem na jakiś odcinek na którymś z zagranicznych kanałów i zawsze fajnie jest móc pooglądać siebie przed laty, ocenić postępy aktorskie. Dumny jestem z tego serialu, naprawdę. To był projekt, który nadal ma jakiś tam wpływ na ludzi, czego dowodzi nawet twoje pytanie, zadane przecież po dwudziestu paru latach od premiery pierwszego odcinka!
WP Film na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski