Jak w szkole na lekcji historii
Tytuł może wprowadzać w błąd. Bo sugeruje film historyczny. A tymczasem to filmowy komiks przy którym „Walka o ogień“ urasta do rangi kina, które należałoby pokazywać w szkole na lekcjach historii.
Choć akcja „10.000 B.C.“ rozgrywa się w czasach prehistorycznych, wszyscy bohaterowie mają wymodelowane zarosty, artystyczne dredy i hollywoodzkie uzębienie. Są czyści i zadbani. Porozumiewają się dziwacznym bełkotem (jednostki bardziej prymitywne) albo perfekcyjną angielszczyzną (osobnicy stojący wyżej na drabinie ewolucji).
W tym prehistorycznym świecie obok siebie żyją mamuty, tygrysy szablozębne, dinozaury i udomowione konie. Niemożliwe? A kto by się przejmował ustaleniami naukowców?!
Na pewno nie przejmuje się nimi reżyser Roland Emmerich, który ma już na swoim koncie „Dzień Niepodległości“, hollywoodzką wersję „Godzilli“ i katastroficzne - w sensie gatunkowym i w sensie dosłownym - „Pojutrze“ (to ten film, w którym Jake Gyllenhaal był ścigany przez mróz).
Pretekstem do tych wszystkich prehistorycznych nonsensów są perypetie dziarskiego i muskularnego młodzieńca imieniem D’Leh, który... wyrusza na ratunek swojej ukochanej. Dziewczyna została porwana.
„10.000 B.C.“ przypomina widowiska pseudohistoryczne, w których niegdyś specjalizował się legendarny hollywoodzki reżyser i producent Cecil B. DeMille – „Samson and Delilah“, „The Crusades“, „Cleopatra“ (ta z 1934) i oczywiście „10 przykazań“ (które nakręcił dwa razy – w wersji niemej i dźwiękowej). Ta sama nonszalancja w podejściu do historii (czytaj: ignorancja). To samo zamiłowanie do wizualno-inscenizacyjnej przesady (czytaj: kiczu). I tak samo beztroskie traktowanie intrygi, w której nie sposób doszukać się logiki.
Słowa uznania należą się tylko ekipie od komputerowej animacji i efektów specjalnych. Tak naprawdę cały film to jej dzieło, bo „10.000 B.C.“ to jeden długi (trwający około dwóch godzin) efekt specjalny. Bez nich nie dałoby się w kinie wytrzymać.
Właściwie aktorów też trzeba było komputerowo wygenerować. Bo ci, których Emmerich zatrudnił, pod względem ekspresji czy gry aktorskiej wypadają znacznie gorzej nawet od komputerowych mamutów.