Jeden z najgłośniejszych romansów PRL‑u. "Nie traktowałam jej w kategorii potencjalnej rywalki" - wspominała żona
Daniel Olbrychski i Monika Dzienisiewicz pobrali się w 1967 roku. Ich małżeństwo od początku nie należało do udanych. Po jakimś czasie w życiu młodego aktora zaczęły pojawiać się inne kobiety. Ostatecznie o rozpadzie związku zdecydował romans Olbrychskiego z Marylą Rodowicz. O tym, jak zostali kochankami oraz dlaczego po kilku latach się rozeszli, pisze Sławomir Koper w książce "Gwiazdy kina PRL".
Znali się wcześniej z widzenia, a zbliżyły ich… śnieg i mróz.
Maryla Rodowicz wspominała:
(…) akurat byłam w trasie kiedy zaatakowała zima. Lód na drogach, o oponach zimowych nikt wtedy jeszcze nie słyszał. Nie odważyłam się jechać dalej i zostawiłam auto w Lublinie. Mój menadżer wrócił do Warszawy i w parku, w Łazienkach, spotkał Daniela.
"Chcesz się przejechać porsche?" – zagaił. "Pewnie, że chcę!" – Daniel na to. I ukradkiem, w tajemnicy przed żoną, pojechał pociągiem do Lublina. Towarowym zresztą. Przyprowadził mój samochód do Warszawy i wysłał mi zaczepną kartkę: "Nieznany fetyszysta porwał pani samochód. Na razie tulę się do kierownicy". Oho, wiedziałam, że będzie się działo.
"Nie zapalało się żadne ostrzegawcze światełko"
Wypadki potoczyły się błyskawicznie. Daniel podjął inicjatywę, uczył piosenkarkę jeździć konno i pewnego dnia w szatni klubu jeździeckiego cały "pachnący podniecająco koniem i potem" pocałował ją po raz pierwszy.
"Zaprosił mnie też na ostatnie przedstawienie Hamleta w Teatrze Narodowym – opowiadała Rodowicz. – Czułam się mocno zażenowana, bo posadził mnie w loży na balkonie, z boku sceny i przez cały spektakl Hamlet zwracał się do tej loży. Wszyscy ludzie na mnie patrzyli (…) Potem pojechałam z nim na festiwal filmowy do Gdańska, gdzie podarował mi rolę Kmicica i… pogalopowało".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zostali kochankami, chociaż pan Daniel wciąż był żonaty. Specjalnie chyba nie spieszyło mu się do rozwodu i nadal mieszkał razem z rodziną. A Maryla zgodziła się przyjąć rolę kochanki aktora. [Monika Dzienisiewicz twierdziła:]
Gdyby między mną i Danielem działo się dobrze – to ani Maryla Rodowicz, ani nikt inny nie zdołałby zauroczyć mojego męża. Nie traktowałam jej w kategorii potencjalnej rywalki. Dla mnie była to popularna piosenkarka. Jako kobieta w ogóle mnie nie interesowała. W związku z nią nie zapalało się żadne ostrzegawcze światełko.
Wiedziałam, że do Daniela dzwoni impresario pani Rodowicz, namawiając go, by uczył gwiazdę jeździć konno i prowadzić samochód. Sama przekazywałam mężowi informacje o tych telefonach.
Dlaczego Olbrychski nie chciał się rozwieść?
Do oficjalnego zerwania doszło dopiero wówczas, gdy Monika nakryła męża z Marylą w warszawskim hotelu MDM. Aktor okazał się nieostrożny, bo zaparkował swojego trabanta "klamka w klamkę" z porsche Rodowicz.
Po tym incydencie Daniel nie miał już wyboru – wyprowadził się z domu i razem z Marylą wynajęli mieszkanie. Związek ten od samego początku skazany był jednak na porażkę. Rodowicz oczekiwała oficjalnej deklaracji Olbrychskiego, czyli małżeństwa, natomiast aktor przez trzy lata wspólnego życia właściwie nic nie zrobił, aby spełnić oczekiwania partnerki.
"Z latami narastało coś, do czego nie przywiązywałem wagi – przyznawał pan Daniel. – Nie potrafiłem wyjaśnić swojej sytuacji prawnocywilnej. Wciąż byłem formalnym mężem Moniki Dzienisiewicz, więc nie mogłem zrobić nic, by doprowadzić do ślubu z Marylą. Nie chciałem, aby rozwód przeprowadzono z orzekaniem o winie; po co w sądzie wylewać na siebie pomyje?".
Zapewne zadecydowały względy ekonomiczne, bo w przypadku orzeczenia rozwodu z jego winy Monika mogłaby wystąpić o alimenty dla siebie z tytułu pogorszenia sytuacji życiowej. I dlatego nie zgadzała się na rozwód bez orzekania o winie.
"Z ojcem nie widywałem się za często"
Innym problemem była chorobliwa zazdrość Olbrychskiego o sławę i popularność. Cierpiał, gdy Maryla była rozpoznawana na ulicy, gdy proszono ją o autografy. Nie dostawał w tym czasie specjalnie atrakcyjnych ofert zawodowych, zarabiał na życie, jeżdżąc z recytacjami po Polsce. Miejsca swoich występów dobierał tak, aby być w pobliżu Maryli, która dużo koncertowała. I oczywiście wciąż nie miał czasu dla swojego syna.
"Byłem wychowywany przez babcię i mamę – wspominał [syn aktora] Rafał – a z ojcem nie widywałem się za często, praktycznie wychowywałem się bez niego. Ciągle był zajęty pracą i różnymi kobietami".
Chałturzenie w domach kultury zapewniało przyzwoity dochód, a Daniel mógł przebywać u boku ukochanej kobiety. I raczej nie dostrzegał, że ona odczuwała już zmęczenie jego obecnością. Zapewne gdyby doczekali się dziecka, wypadki potoczyłyby się inaczej. Ale Maryla poroniła, a w otoczeniu pojawił się kolejny konkurent do jej serca. Był nim Andrzej Jaroszewicz, starszy syn premiera PRL.
"Mijaliśmy się – wspominał Olbrychski ostatnie miesiące związku z Marylą. – Dosłownie i w przenośni… Wybuchały drobne z pozoru nieporozumienia, do których przywiązywaliśmy większą wagę, niż na to zasługiwały. Nie odnajdywaliśmy się w łóżku. Rozwodu wciąż nie było…".
Wybrała Jaroszewicza
Daniel przestał wyjeżdżać z Marylą, w zamian często przesiadywał w SPATiF-ie. Piosenkarka po powrocie "zastawała go pijanego albo nie zastawała w ogóle". W efekcie przedłużała trasy koncertowe, nie chcąc wracać do stolicy. I wreszcie stało się to, co musiało się stać – Rodowicz wybrała Jaroszewicza. Daniel prosił o interwencję matkę Maryli, a gdy to nie poskutkowało, uniósł się honorem i zamieszkał w hotelu.
"Wyprowadził się co prawda z mieszkania – opowiadała pani Maryla – ale zostawił sobie klucze i czasami tam przychodził. Wracam z trasy, a tam stolik i lampa spalone – w wynajętym mieszkaniu. Okazało się, że Daniel wpadł tam któregoś wieczora z Edwardem Stachurą. Akurat była wtedy rocznica śmierci Zbyszka Cybulskiego, więc panowie postanowili odtworzyć scenę z Popiołu i diamentu, tę z płonącym spirytusem. No i spalili wielką lampę i stolik".
Uczczenie pamięci zmarłego przyjaciela za pomocą płonącego wyposażenia mieszkania można jeszcze zrozumieć, ostatecznie niejeden mężczyzna pod wpływem procentów miał podobne występki na sumieniu. Gorzej, że Danielowi zdarzały się zachowania niemające nic wspólnego ani z dobrym smakiem, ani z kulturą osobistą.
"Przyszedł też kiedyś w nocy z kolegą i jakimiś panienkami, niespecjalnie przejmując się tym, że śpię. Całą noc musiałam znosić głośną muzykę i wrzaski. Nad ranem ucichło, ale kiedy szłam do łazienki, moim oczom ukazał się krajobraz po bitwie: jedna naga panienka spała na kanapie, druga w jakimś kącie, panowie też zalegali gdzieś nieprzytomni. Zamknęłam się w swoim pokoju, bo nie wiedziałam, co może im strzelić do głowy, jak się obudzą".
Sławomir Koper – pisarz i publicysta, autor książek historycznych, popularyzator historii. Jego książki wielokrotnie trafiały na listy bestsellerów i osiągnęły łączną sprzedaż sięgającą kilkuset tysięcy egzemplarzy. Uhonorowany Srebrnym Krzyżem Zasługi i odznaką Zasłużony dla Kultury Polskiej.