Scena pierwsza: wysoko postawiony dostojnik muzułmański bez mrugnięcia okiem morduje nastoletniego chłopca. Scena druga: Ormianie katują na ulicy grekokatolików, ubrani w szaty liturgiczne. Miejsce akcji: Jerozolima.
Już te dwie sceny z "Jerusalem" wywołały ostrą dyskusję na festiwalu Séries Mania we francuskim Lille, gdzie serial miał swoją światową premierę. Dzieło Davida Akermana i Ilana Aboody'ego pokazuje pożerającą miasto od środka religijną nienawiść i brudne interesy.
Przedmiotem zainteresowań religijnych oficjeli są na ekranie nie tylko portfele wiernych, ale też rynek nieruchomości, narkotyków, a nawet prostytucji. W "Jerusalem" nie padają nazwiska prawdziwych postaci, używa się tylko ich funkcji i tytułów. Ale to wystarczyło, izraelska prasa pisała o skandalu i nazwała go antypaństwową prowokacją, która ma na celu odciągnąć wiernych od kościołów.
Kilka miesięcy temu wyszło na jaw, że David Akerman, który przez wiele lat pracował w rządowej agencji ochrony na terenie Jerozolimy, wykorzystał zdobyte doświadczenie, by opowiedzieć o tym, co dzieje się w mieście. Rzecznicy poszczególnych ugrupowań religijnych odcinają się od pokazanych w "Jerusalem" wydarzeń, tak samo jak izraelska policja. I nic dziwnego, bo pokazani są jako przeżarci złem, zdegenerowani i pozbawieni skrupułów.
Głównym bohaterem produkcji jest Amir, który pracuje w policji (gra go Doron Ben David, znany z głośnej "Faudy"). Zna hebrajski i arabski, świetnie orientuje się w rozgrywkach politycznych na terenie Jerozolimy. Ma jeden cel: utrzymać status quo, za co płaci wysoką cenę. Poznajemy go w chwili rosnącego napięcia w Jerozolimie: gdy nachodzą na siebie obchody dwóch świąt - żydowskiego Tisza be-Aw, upamiętniającego rocznicę zburzenia Pierwszej i Drugiej Świątyni Jerozolimskiej i muzułmańskiego Id al-Adha, najważniejszego święta dla wyznawców islamu. Wojna wisi w powietrzu, w czym swój interes mają także religijni liderzy.
Artur Zaborski: W serialu "Jerusalem" pokazujecie bezwzględną walkę o wpływy przedstawicieli różnych odłamów chrześcijaństwa, judaizmu i islamu. Na ekranie kipi od napięć. Podczas seansu czułem się, jakbym siedział na tykającej bombie. To, co pokazujecie, nijak nie przypomina mi tego, co widziałem w Jerozolimie na własne oczy.
David Akerman: To tylko dwa procent tego, co się dzieje w Starym Mieście. Naprawdę. To, co widzisz, gdy przyjeżdżasz, to tylko fasada, za którą wrze. Jerozolima to tykająca bomba, która w każdej chwili grozi odpaleniem. Tak jest 24 godziny na dobę. Będąc w środku tego wszystkiego, zadajesz sobie pytanie nie o to, czy kiedyś wybuchnie, tylko kiedy wybuchnie.
Co powoduje, że jeszcze nie wybuchła?
DA: Status quo pomiędzy światem żydów, chrześcijan i muzułmanów.
Na czym polega?
DA: Nie ma reguły. Każdy patrzy na sprawę inaczej. Oficjalny jest status quo chrześcijański. Uregulowano go jeszcze w XIX wieku po paru wiekach walk pomiędzy odłamami chrześcijaństwa.
(Status quo lub statu quo to używane w Ziemi Świętej pojęcie określające "niezmieniony stan rzeczy, własności i praw" posiadanych przez każde z chrześcijańskich wyznań we wspólnych miejscach kultu religijnego na terenie Izraela i Autonomii Palestyńskiej (m.in. Grób Święty, bazylika Bożego Narodzenia w Betlejem i Grób Marii Panny w Jerozolimie - przyp. aut.).
Walki rozgrywały się w obrębie jednej religii?
Ilan Aboody: Oczywiście. Wszyscy walczą ze wszystkimi. Ormianie z grekokatolikami, a ci z ortodoksami i z katolikami rzymskimi. Każdy wie, że żydzi walczą z muzułmanami, ale do poważnych starć dochodzi również pomiędzy odłamami tej samej wiary. W Ziemi Świętej swoje kościoły mają przedstawiciele dziewięciu odmian chrześcijaństwa. Patrząc na to z boku, można pomyśleć, że się wspierają i jednoczą wobec wspólnych wrogów. Ale prawda jest taka, że rozgrywają siebie nawzajem w niezwykle brutalny sposób. Komuś z zewnątrz trudno uwierzyć, jak bardzo ich liderzy nienawidzą się nawzajem.
Skąd się ten konflikt bierze?
IA: Ziemia Święta to miejsce, do którego podróżują wierni z całego świata. Nawet jeśli jesteś ubogim katolikiem, ale uzbierasz pieniądze na pielgrzymkę do Jerozolimy, to zostawisz w niej pieniądze, nawet gdybyś miał się zapożyczyć. Tak to działa. Ofiara składana w świątyniach w Ziemi Świętej to dla wierzących moralny obowiązek. Nie mówiąc już o bogaczach, którzy składają tu w ofierze ogromne sumy. Efekt jest taki, że mnóstwo pieniędzy skupionych jest w jednym miejscu, co skazuje czerpiących z nich zyski ludzi na konflikt. Władza i chciwość motywuje religijnych liderów do działania. Gra nie o toczy się przecież o groszowe sprawy, tylko o bizantyjskie bogactwo. Walka trwa cały rok.
DA: To jednocześnie smutne i śmieszne, ale jest jeden dzień, kiedy wrogowie jednoczą się i mają wspólne stanowisko. Zgadniesz który?
Nie mam pojęcia.
DA: Dzień Parady Równości w Jerozolimie. Wszyscy - każdy odłam chrześcijaństwa, islamu i judaizmu - łączą się wtedy w zgodnym potępieniu tego wydarzenia. Jednoczy ich wspólny wróg - zupełnie niegroźni w całym tym systemie geje, lesbijki i inne osoby nieheteronormatywne.
Wróćmy do status quo. Jak jest naruszane?
IA: Jerozolima jest podzielona od linijki. I nie mówimy tutaj tylko o budynkach, które przynależą do katolików, żydów, muzułmanów czy prawosławnych, ale na przykład o pięciu kamieniach leżących gdzieś przy drodze, bo to po nich miał stąpać Jezus. Nawet miejsca zupełnie nieistotne topograficznie mogą stać się przedmiotem sporu.
No ale skoro miasto jest podzielone, to chyba każdy wie, gdzie może się poruszać, a gdzie nie?
DA: Nie na tym polega problem, tylko na tym, że każdy chce zgarnąć dla siebie jeszcze więcej i poszerzyć swoją strefę wpływów. W Jerozolimie nie da się już nic zagarnąć, bo wszystko jest rozdzielone, więc można tylko coś komuś odebrać. A chętnych nie brakuje, zwłaszcza że w Jerozolimie chcą mieć udziały rosnące w siłę mocarstwa z zewnątrz. W ostatnim czasie nasiliły się działania Turków oraz Rosji. Putin to bardzo inteligentny gracz, który dobrze wie, jakie zyski mógłby czerpać z Jerozolimy, gdyby poszerzył strefę wpływów cerkwi rosyjskiej. Inwestuje więc w nią pieniądze, bo wie, że wiara to potężny narkotyk, który otumania ludzi. A jak jesteś dilerem narkotyku, to chcesz kontrolować rynek, w którym jest dystrybuowany. Dzisiaj Rosja ma już bardzo duże udziały w Starym Mieście, chociaż wcześniej Jerozolima Rosjan niemal zupełnie nie obchodziła.
IA: To nie jest problem Izraela, który robi, co może, żeby utrzymać status quo, tylko globalny. Izraelskie siły długo tak nie pociągną. Zresztą co chwilę oglądamy, co się dzieje, gdy dojdzie do naruszenia równowagi.
A co się dzieje?
DA: Zamieszki wybuchają w Jerozolimie co tydzień, walki trwają nieustannie. Świetnie pokazuje to przykład sprzed paru miesięcy. Komuś zależało na rozgrzaniu konfliktu pomiędzy policją a muzułmanami, a pomiędzy nimi też istnieje status quo, zawarte pomiędzy rządem Izraela a instytucjami stosującymi Wakf, czyli sformalizowaną w islamskim prawie procedurę przekazu pieniędzy na cele religijne i społeczne. Na mocy owego układu policja izraelska ma zakaz wejścia na terytorium Wzgórza Świątynnego, bo to święte miejsce dla muzułmanów, uważających, że obecność żydów w nim je zbezcześci. Status quo wspiera bardzo mocno zamożna Jordania, a cały świat muzułmański bardzo ostro reaguje na wszelkie próby jego naruszania.
Kilka miesięcy temu tak się stało.
DA: Komuś bardzo zależało, żeby w społeczności muzułmańskiej zawrzało, więc zgłoszono, że na Wzgórzu Świątynnym ukrywają się przedstawiciele Hamasu. Policja wiedziała, że nie może się tam udać, ale nie miała wyjścia. Zamieszki wybuchły od razu. Starcia pomiędzy Palestyńczykami a policją izraelską trwały kilka dni. Rannych zostało ponad 300 muzułmanów i ponad 20 policjantów. W ruch poszły kamienie, koktajle Mołotowa, granaty hukowe i gaz.
Od redakcji: Zarzewiem konfliktu stał się marsz nacjonalistów izraelskich, którzy dostali od rządu zgodę, by przejść przez Wzgórze Świątynne, co rozwścieczyło Hamas. Rząd cofnął pozwolenie, ale to nie powstrzymało nacjonalistów przed pochodem. Na Wzgórze Świątynne weszła izraelska policja, by powstrzymać ewentualną eskalację konfliktu. To tylko dolało oliwy do ognia: Hamas postawił ultimatum, zapowiadając atak, jeśli Izrael nie wycofa policji ze świętego dla muzułmanów miejsca. Napięcia i walki trwały dwa miesiące. Zakończyły się 21 maja, gdy po naciskach społeczności międzynarodowej podpisano wynegocjowane przez Egipt zawieszenie broni.
To wszystko wygląda jak wojna domowa.
IA: A jest codziennością tego miejsca. Mamy wojnę, która regularnie eskaluje co kilka tygodni. A policja jedyne, co może zrobić, to pilnować, by nie doszło do naruszenia status quo. Bo jak dojdzie, poleje się krew.
Jak policji się to udaje?
IA: Działając w tym systemie policjanci izraelscy muszą się ubrudzić. Nie zawsze są w stanie działać w imię litery prawa. Muszą rozgrywać każdą stronę, bo bez tego nie miałaby szans jako tako w ryzach trzymać tego, co dzieje się w Jerozolimie.
Media nie relacjonują tego, co dzieje się w Jerozolimie?
DA: Gdy policja poszła na Wzgórze Świątynne, informacje były przekazywane na całym świecie. Ale mało kto szukał powodu i zadał pytanie, dlaczego policja tam poszła? Przedstawiciele mediów albo o tym nie wiedzą, albo nie chcą o tym mówić. W relacjach medialnych możemy zobaczyć to, co się stało, oglądać efekty wojny, ale nie znajdziemy w nich wytłumaczenia, jak do niej doszło. Nikt nie mówi, że to efekt starannych działań, bo komuś zależy na eskalacji konfliktu. A to podstawa, by zrozumieć Jerozolimę i zachodzące w niej starcia o wpływy, władzę i pieniądze.
IA: Myślę, że dziennikarze, którzy wiedzą, co tam się dzieje, nie chcą się angażować, bo to dla nich zbyt ryzykowne, mają zbyt wiele do stracenia.
Wy się nie baliście angażować, robiąc wasz serial?
IA: Nie, bo nie sądzę, by mogło nam się coś stać poza tym, że dostaniemy dożywotni zakaz wstępu do Jerozolimy. Pogodziłem się z myślą, że już nigdy nie będę mógł tam zamieszkać. Jeśli chcesz kręcić w Jerozolimie, musisz mieć zgodę na wszystko. Policja nie chciała nas ochraniać, gdy kręciliśmy "Jerusalem", bo wiedziała, że wpakuje się w ten sposób w kłopoty.
DA: Dlatego przed wejściem na plan nie mówiliśmy im, o czym jest serial. Ale gdy kręciliśmy sceny starcia Ormian napadających i brutalnie bijących grekokatolików, zorientowali się, co się dzieje. Chociaż mieliśmy od nich zgody, by wchodzić w poszczególne miejsca, nagle okazały się nieważne. "Nie możecie iść tu, nie możecie iść tam, nie możecie robić tego i tamtego". Powiedzieli nam, że robimy bałagan i że narażamy status quo.
IA: Był jeden policjant, który nas lubił i nam pomagał. Oficjalnie nie otrzymaliśmy żadnej pomocy, nieoficjalnie - on nas wspierał. Dużo mu zawdzięczamy.
To jak nakręciliście serial bez pomocy policji i zgód na kręcenie w tak ważnych miejscach Starego Miasta?
DA: Cóż, do religijnych liderów przemawiają dwie rzeczy. Pierwsza to pieniądze, tych jednak zbyt wiele nie mieliśmy. Druga to występowanie przeciwko ich wrogom. Gdy mówisz Ormianom, że kręcisz serial o złych Grekach, patrzą na ciebie przyjaźniej. Gdy muzułmanom mówisz, że robisz rzecz o bezwzględności żydów, też podchodzą do ciebie inaczej.
Skąd właściwie dowiedzieliście się, jak wyglądają te wszystkie napięcia w Jerozolimie?
DA: Niestety nie mogę o tym zbyt wiele mówić, ale wykonywałem pracę, która pozwoliła mi wiele zobaczyć na własne oczy. Kiedy w tym wszystkim uczestniczyłem, miałem wrażenie, jakbym wszedł w świat z "Ojca chrzestnego" albo "Rodziny Soprano". Mogę ci zagwarantować, że to, co widzisz na ekranie, to tylko jakieś dwa procent tego, jak to wygląda naprawdę. Fasada w życia w Jerozolimie jest bardzo silna. Tak silna, że nawet mieszkańcy nie widzą, co się dzieje.
IA: Urodziłem się w Jerozolimie. Dorastałem tam, a i tak nie wiedziałem nic o obowiązujących tam zasadach. Byłem w Starym Mieście milion razy i nawet przez myśl mi nie przeszło, co dzieje się za tymi wszystkimi murami. Jestem przekonany, że nasz serial nawet dla mieszkańców Jerozolimy będzie głębokim szokiem. Wszyscy mamy świadomość napięć na linii żydzi-muzułmanie, a to tylko wierzchołek góry lodowej.
DA: Myślę, że dobrą metaforą tego, co dzieje się w Jerozolimie, są stare, opuszczone, walące się domy i budowle, które są w centrum zainteresowania wszystkich.
Dlaczego?
DA: Bo nagminnym procederem w Jerozolimie jest grzebanie w ziemi w poszukiwaniu antyków. Znalezienie antycznej kolumny albo innej pozostałości po czasach starożytnych to gwarancja szybkiego wzbogacenia się. Oczywiście nielegalnie. Jeśli tylko gdzieś wali się dom, natychmiast zjawią się hieny, które będą pod nim kopać. Taka właśnie jest Jerozolima - widzisz jedno, a w środku kryje się coś zupełnie innego.
Jaki macie stosunek do wiary po tym wszystkim, co odkryliście?
DA: W moim przypadku nic się nie zmieniło. Zawsze uważałem religię za coś prywatnego. Wiarę trzeba oddzielić od instytucji, która ją reprezentuje. W Jerozolimie chodzi tylko o pieniądze.
IA: Organizacjom religijnym zależy wyłącznie na władzy i bogaceniu się. Takie mam przekonanie od małego, więc moje postrzeganie wiary też się nie zmieniło się, a wręcz umocniło. Ten serial wyciąga esencję tego, jak instytucje religijne wykorzystują wiarę, często bardzo szczerą, ludzi niezależnie od tego, w co wierzą. Politycy również wykorzystują poglądy ludzi, ale w tym przypadku ludzie o tym wiedzą. Instytucje religijne są bardziej zepsute i groźne, bo ludzie naprawdę im ufają.