"Jest jeszcze gorzej". Po seansie filmu odczytali słowa Tuska
- W najgorszych snach nie przypuszczałem, że premier rządu, który miał być ucieleśnieniem bliskich mi wartości, powie coś, co jest jawną zachętą do rasistowskiej przemocy - powiedział współscenarzysta filmu "Zielona granica" po projekcji filmu na festiwalu w Gdyni. Padło wiele mocnych słów.
Ponad rok po premierze "Zielonej granicy" w Wenecji film pokazywany jest w Konkursie Głównym festiwalu w Gdyni. Przez ostatnie miesiące wokół tej produkcji działo się bardzo dużo. Pojawiały się akcje protestacyjne, próby blokowania projekcji, o filmie głośno wypowiadali się politycy poprzedniego rządu. Głośno było szczególnie o słowach Zbigniewa Ziobry, który we wrześniu 2023 r. napisał na Twitterze: "W III Rzeszy Niemcy produkowali propagandowe filmy pokazujące Polaków jako bandytów i morderców. Dziś mają od tego Agnieszkę Holland". Były groźby pozwów i sądowy zakaz wypowiadania się polityka o reżyserce. W rok po premierze "Zielonej granicy" emocje nie opadły.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Białystok. "Zielona granica" Holland. Reakcje ludzi po wyjściu z kina
Twórcy "Zielonej granicy" ostro o sytuacji rok po premierze filmu
- Niewiele się zmieniło na granicy polsko-białoruskiej - powiedział na konferencji "Zielonej granicy" na festiwalu w Gdyni współscenarzysta filmu, Maciej Pisuk.
Przypomniał, że w czerwcu tego roku zmarł żołnierz 1. Brygady Pancernej szer. Mateusz Sitek. Kilka dni wcześniej (28 maja) został ugodzony nożem podczas próby siłowego przekroczenia granicy przez grupę cudzoziemców. Tragedia wydarzyła się na odcinku granicy pod Dubiczami Cerkiewnymi (woj. podlaskie).
Pisuk postanowił w trakcie konferencji zacytować słowa premiera Donalda Tuska: "Macie pełne prawo, żeby nie powiedzieć obowiązek, aby używać wszelkich metod, a naszym obowiązkiem jest zapewnić wam bezpieczeństwo prawne. Nie będziemy się wahać, jeśli chodzi o pomoc we wszystkich aspektach także dla tych, którzy zdecydują się na najtwardsze działanie".
- W najgorszych snach nie przypuszczałem, że premier rządu, który miał być ucieleśnieniem bliskich mi wartości, powie coś, co jest jawną zachętą do rasistowskiej przemocy. Trudno to nazwać inaczej, jeśli zezwala się na przemoc wobec ludzi tylko dlatego, że są uchodźcami, że mają inny kolor skóry, że są słabsi, bezbronni, że nikt nich nie usłyszy - powiedział współtwórca filmu.
Maria Złonkiewicz, która była jedną z osób, które pracowały jako konsultanci przy produkcji, są związane z pomagającą uchodźcom Grupą Granica, przyznała zaś, że wśród aktywistów były duże nadzieje na to, że po zmianie rządu sytuacja na granicy ulegnie pozytywnej zmianie. Jej zdaniem, doszło do ogromnego rozczarowania.
- Na granicy jest gorzej, dlatego że służby poczuły poparcie. Był taki moment, gdy funkcjonariusze przycichli, byli powściągliwi, bo nie wiedzieli, jaka będzie sytuacja po zmianie władzy. Teraz czują, że mają pozwolenie na stosowanie przemocy. Ludziom w lesie dziś mówimy, że nie ma absolutnej gwarancji na to, że nie zostaną zepchnięci na Białoruś. Na pograniczu jest jeszcze gorzej, a my nie mamy już nadziei, że coś może się zmienić - powiedziała Złonkiewicz.
W trakcie konferencji aktywistka dodała: - Wiosną 2024 r. było więcej interwencji niż rok temu. Trudno mówić, że kryzys zamiera. Słyszeliśmy o ludziach, którym mówiono, że jeśli nie będą chcieli przejść przez granicę, to połamie się im ręce i nogi, i dla przykładu jednej osobie to robiono (...). Niezależnie od tego, jak wysoki będzie płot, ludzie będą przez niego przechodzić. Ważne jest to, by głośno o tym mówić.
Podczas spotkania głos zabrała kobieta w widowni, która wyznała, że jest byłą żoną żołnierza, który w ramach WOT służył na granicy z Białorusią. - Jestem byłą żoną, bo nie byłam już w stanie znosić tego, co przynosił do domu. Przemoc, której dokonywał na granicy, przynosił do domu. Oddał strzał z broni palnej, którą zdobył na granicy. Zrobił to przy małym dziecku (...). Ten film, pokazujący tych żołnierzy, jest naprawdę łagodnością - powiedziała widzka.
Na prośbę twórców do konferencji dołączyła Ewa Moroz-Keczyńska, jedna z osób, którym postawiono zarzuty po tym, jak pomagały uchodźcom wzdłuż granicy. - Jestem oskarżona o niesienie pomocy humanitarnej na granicy z Białorusią. Grozi mi pięć lat więzienia. Tak jak czterem innym osobom współoskarżonym. Za co? Że w 2022 r. pomogliśmy dziesięciu osobom, obywatelowi Egiptu i dziewięcioosobowej rodzinie Kurdów, wśród nich było siedmioro dzieci - powiedziała, dodając, że prokuratura postawiła im zarzut z art. 264a Kodeksu karnego, który dotyczy pomagania w nielegalnym pobycie osób na terenie RP.
- Prokuratura twierdzi, że uzyskaliśmy z tego korzyść osobistą. Idąc tym tokiem myślenia, jeśli dajesz komuś kanapki, to jest łapówka. Jak nie pozwalasz komuś umrzeć w lesie, to jest to przestępstwo (...). Dla mnie pomaganie to nie łapówka. To troska o zdrowie, o życie ludzi. To sposób na zmienianie życia na lepsze, zwłaszcza wtedy, gdy inni odwracają wzrok - powiedziała Moroz-Keczyńska po projekcji "Zielonej granicy".
Aktywistka dodała: - Jeden człowiek pomaga drugiemu bez względu na to, kim on jest. Tak mnie wychowywano, żeby zawsze widzieć człowieka w innym człowieku.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" opowiadamy o porażającym Colinie Farrellu w "Pingwinie", opowiadamy o prawdziwej żyle złota w kinie, ale uwaga; tylko dla widzów o mocnych nerwach! Przyznajemy się także do naszych "guilty pleasures", wiecie co to? Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: