"Jeszcze nie koniec": horror w rodzinie. Francuski film, na którym widzowie płaczą ze strachu
Widziałem wiele filmów opowiadających o rodzinie, ale mało który jest tak boleśnie dojmujący jak ten. Na przedpremierowym pokazie, po którym prowadziłem dyskusję, widziałem ludzi wychodzących z kina z płaczem. "Jeszcze nie koniec" na polskich ekranach od 16 lutego.
Zaczyna się jak wiele dramatów "z życia wziętych", ale pozory mylą. Ot, 11-letni Julien (rewelacyjny Thomas Gioria) staje się przedmiotem rozwodowej walki o opiekę nad dzieckiem. Od początku wiemy, że nie chce mieć żadnych kontaktów z ojcem (Denis Ménochet). Mówi o nim per “ten człowiek”, "ten mężczyzna", boi się, że znowu uderzy mamę (Léa Drucker). Sąd jednak wierzy ojcu, którego adwokat przedstawia jako wzorowego szefa ochrony straży pożarnej. Przyznaje mężczyźnie prawo do weekendowej opieki nad synem. Akcja filmu - po świetnie wyreżyserowanej scenie rozmowy rodziców z sędzią - rozgrywa się w czasie tych weekendowych spotkań. Trudno powiedzieć, w którym momencie zwykły dramat rodzinny staje się horrorem przypominającym "Lśnienie". Pamiętacie słynną scenę z siekierą? W tym filmie zobaczycie coś równie mocnego.
Renata Durda, szefowa "Niebieskiej Linii", telefonicznego pogotowia dla ofiar przemocy w rodzinie, zapewniała mnie niedawno, że historia, którą opowiada film, rozgrywa się każdego dnia w wielu polskich domach. Jego największą siłą jest ukazanie duszącego lęku przed zagrożeniem. Znamy takie emocje z horrorów, ale "Jeszcze nie koniec" uświadamia, że nigdy w kinie nie będzie nas tak przerażać abstrakcyjny duch, jak członek rodziny, który postanawia uczynić piekło swoim najbliższym.
Na pokazie w ramach DKF-u w podwarszawskiej Górze Kalwarii dało się zauważyć widzów, którym najwyraźniej brakowało tchu po napisach końcowych. Wszyscy zgodnie przyznawali, że "Jeszcze nie koniec" doskonale pozwala wyobrazić sobie sytuację rodzin, w których dzieje się coś niedobrego. Kto z nas nie czuł kiedyś strachu lub wstydu? Podczas projekcji do głosu dochodzą stłumione emocje, o których wolimy raczej milczeć.
Podobnie jak "Niemiłość" Andrieja Zwiagincewa, "Jeszcze nie koniec" przynosi obraz młodego chłopca przygniecionego poczuciem odpowiedzialności za swoich rodziców. Mało znam w kinie obrazów tak dobitnie uświadamiających, jak doświadczenia z dzieciństwa naznaczają nasze dalsze życie. Czy uda mu się pogodzić z tym, czego doświadczył w domu? Nie może zignorować swoich przeżyć. Zamiecie je pod dywan czy zmierzy się z nimi na terapii?
Za “Jeszcze nie koniec” Xavier Legrand dostał Srebrnego Lwa na Festiwalu w Wenecji. Duże wyróżnienie, biorąc pod uwagę, że film jest debiutem, ale to za mało, żeby zyskał on rozgłos, na jaki mogą liczyć jego koledzy lub koleżanki nagrodzeni w Cannes. Chciałbym, żeby zobaczyło go jak najwięcej osób. Bo jest wstrząsający i mądry. Fenomenalnie zagrany i wyreżyserowany. Byłoby świetnie, gdyby mogły go zobaczyć rodziny i szkoły. Idealnie nadaje się też na współne wyjście do kina ze znajomymi. Silne emocje gwarantowane.
Ocena 8/10
Łukasz Knap