Jet Li: Na ekranie żądny krwi, prywatnie cichy domator
27.04.2015 | aktual.: 22.03.2017 18:45
Gołymi pięściami spuszczał łomot bandziorom i poprawiał ciosem z wyskoku. Dla jego bohaterów przemoc była nierzadko jedynym możliwym rozwiązaniem, aby wywalczyć sprawiedliwość i pomścić wyrządzone krzywdy. Na ekranie żądny krwi, sprawny i skuteczny zabójca – prywatnie cichy, spokojny, nieprzepadający za bronią wyznawca buddyzmu, dla którego najważniejsze jest życie rodzinne i ciepło domowego ogniska.
Gołymi pięściami spuszczał łomot bandziorom i poprawiał ciosem z wyskoku. Dla jego bohaterów przemoc była nierzadko jedynym możliwym rozwiązaniem, aby wywalczyć sprawiedliwość i pomścić wyrządzone krzywdy. Na ekranie żądny krwi, sprawny i skuteczny zabójca – prywatnie cichy, spokojny, nieprzepadający za bronią wyznawca buddyzmu, dla którego najważniejsze jest życie rodzinne i ciepło domowego ogniska.
Oczywiście odwagi odmówić mu nie można. Jet Li, który właśnie skończył 52 lata, jest wielokrotnym mistrzem sztuk walki, nie wahał się ryzykować życiem, aby ratować swoje córki, i od wielu lat zajmuje się szeroko pojętą działalnością charytatywną. Po prostu, jak podkreślał w jednym z wywiadów:
''Nie wiedziałem nic o sztukach walki''
Urodził się 26 kwietnia 1963 roku w Pekinie, jako Li Lian Jie. Jego ojciec zmarł, gdy chłopiec miał zaledwie dwa lata, a matka, wychowująca samotnie czwórkę dzieci, ledwo wiązała koniec z końcem.
Sportem, jak wyznawał, zainteresował się zupełnie przez przypadek, podczas kursu wakacyjnego.
- Kiedy miałem 8 lat, nie wiedziałem nic o sztukach walki. Trener powiedział mi, że mam wielki talent i zapisał mnie do specjalnej szkoły – wspominał.
Trafił do klasy wushu, w której uczył się pod okiem mistrza Wu Bina.
- Osiem godzin dziennie, sześć dni w tygodniu – opowiadał w CNN o swoich treningach. - Trzy lata później wziąłem udział w pierwszych mistrzostwach.
''Nie chciałbyś zostać gwiazdą filmową?''
Kariera aktorska nawet mu się nie śniła. Całkowicie poświęcał się sztukom walki, zdobywając kolejne tytuły. Kontakt z branżą filmową nawiązał w zasadzie przez przypadek.
- Miałem 11 lat, brałem udział w jakimś pokazie kung-fu w Hongkongu w 1974 roku – wspominał w CNN. - To było rok po śmierci Bruce'a Lee. Nagle producent ze studia zawołał do mnie: „Cześć, chłopczyku, nie chciałbyś zostać gwiazdą filmową, gdy dorośniesz?”. A ja na to: „Pewnie, czemu nie”. Potem, każdego roku, spotykałem się z tym producentem, ale ciągle mówił, że jestem za młody. Dopiero gdy skończyłem 17 lat, powiedział: „Okej, teraz możemy nagrać film”. I tak powstał „Klasztor Shaolin”.
Pierwszy angielski film
Po „Klasztorze Shaolin” nastoletni Li stał się w Chinach gwiazdą.
- Gdziekolwiek nie poszedłem, wszyscy mnie rozpoznawali – wspominał w „Kung-fu magazine”
Kilkanaście lat później popularnym azjatyckim aktorem zainteresowało się też Hollywood. Li zaproponowano rolę w „Zabójczej broni 4”.
- To był mój pierwszy angielski film i po raz pierwszy grałem złego gościa – mówił w CNN. - Azjatyckim widzom i dziennikarzom się to nie spodobało. Osobiście uważam, że jako aktor powinienem próbować różnych rzeczy.
Bariera językowa
Jak wyznawał, początkowo w Ameryce czuł się dziwnie.
- W Stanach wszyscy są dla ciebie bardzo mili, mówią miłe rzeczy, że jesteś świetny, a ja nie wiedziałem, czy to prawda, czy po prostu są uprzejmi – mówił w „Kung-fu magazine”. - Amerykanie są zbyt grzeczni – dodawał.
Ale szybko się uczył, zachwycony hollywoodzkim przemysłem i sposobem, w jaki kręci się tam filmy. Jego największy problem? Oczywiście język.
- Kiedy przyjechałem do Stanów, nie mówiłem za dobrze po angielsku – opowiadał, dodając, że obcy język wciąż sprawia mu trudności.
- Spędziłem więcej czasu, ucząc się o buddyzmie, niż na lekcjach angielskiego, dlatego mój angielski wciąż jest taki kiepski – żartował.
Bohaterski ojciec
W 1987 roku Li poślubił Huang Qiuyan, z którą ma dwie córki, ale małżonkowie rozstali się już po trzech latach.
Od 1999 roku aktor związany jest z aktorką Niną Li Chi - z tego związku również ma dwie dziewczynki, Jane (na zdjęciu) i Jadę.
W 2004 roku Li udowodnił, że jest bohaterem nie tylko na ekranie. Przebywał z rodziną na Malediwach, kiedy uderzyło tsunami. Aktor nie stracił głowy – choć sam został poważnie ranny w stopę, rzucił się na ratunek swojej rodzinie, chroniąc swoje córki przed pewną śmiercią i znajdując im schronienie, w którym mogły przeczekać katastrofę.
''Jesteśmy jedną wielką rodziną''
Od wielu lat Li jest zaangażowany w działalność charytatywną, wspiera rozmaite fundacje, został również Ambasadorem Dobrej Woli.
- Wierzę, że wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną i powinniśmy pomagać sobie nawzajem – mówił.
Obecnie kariera filmowa zeszła na dalszy plan. Li poświęca się filantropii i życiu rodzinnemu. Po raz ostatni na ekranie pojawił się w 2014 roku w „Niezniszczalnych 3”. Na razie nie wspomina o kolejnych projektach aktorskich. (sm/gk)