John Madden: Same żarty nie wystarczą

- Same żarty nie wystarczą – mówi – Moi bohaterowie mają typowe bolączki, ale konfrontują się z nimi w niestandardowy sposób. Trzeba zaangażować widzów w opowieść o losach postaci. Wtedy zyskuje się pole do popisu i podłoże, na którym wyrasta komedia. Na ekrany kin wchodzi kolejny film nagrodzonego Oscarem reżysera „Zakochanego Szekspira”. „Drugi Hotel Marigold” uwodzi silniej, niż pierwszy. Jest bardziej egzotyczny, mocniej wzruszający, niebywale zabawny i odrobinę melancholijny. Jego reżyser opowiada o sposobach na zachowanie młodości; Judi Dench, która radośnie skacze w ogień, Richardzie Gere dopominającym się o rolę, Indiach i przepisie na dobrą zabawę.

John Madden: Same żarty nie wystarczą
Źródło zdjęć: © ONS.pl

JOHN MADDEN: O tak! Po każdej filmowej katastrofie, która mi się przydarza, musiałem rodzić się na nowo [śmiech].

*AB: Ma pan na myśli jakieś konkretne tytuły? * JM: Kiedy jest się reżyserem trzeba wierzyć w każdy projekt, który wprawia się w ruch. Więcej! Za każdym razem wypada myśleć, że kręci się arcydzieło, jakim cały świat zachłyśnie się w podziwie. Takie przekonanie jest paliwem. Dzięki niemu znajduje się towarzyszy i wyrusza w wielką podróż. Niestety między tym, co chciało się osiągnąć a tym, co dostają widzowie, często pojawia się przepaść. Autentyczne dzieła sztuki kręci się rzadko. Znacznie częściej trzeba z pokorą zaakceptować krytykę. Sukces „Zakochanego Szekspira“ szalenie mnie zaskoczył. To było coś pięknego! Zaciążyło jednak na każdym kolejnym projekcie, w jaki się angażowałem. Wszyscy mieli niebotyczne oczekiwania wobec „Kapitana Corelliego“. Recenzje filmu, który w pełni nie zaspokoił pokładanych w nim nadziei, były więc bardzo mieszane. Co w takiej sytuacji pozostaje reżyserowi? Narodzić się na nowo! Po każdym sukcesie wypada odnaleźć w sobie pokorę, po porażce trzeba powstać jak Feniks z popiołów.

*AB: Judi Dench grająca w „Drugim Hotelu...“ jedną z głównych ról ma metodę na to, by bez względu na sytuację, w jakiej się znajduje, cieszyć się życiem. Twierdzi, że codziennie uczy się czegoś nowego. Co pan robi, żeby nie stracić zainteresowania światem? * JM: Ciągle stawiam sobie wyzwania. Jeśli jesteś szczęściarzem i po latach pracy w branży filmowej ciągle dostajesz propozycje, powinieneś już wiedzieć, by do niczego się nie przywiązywać. Ani do gatunków, ani do aktorów, ani do tematów. Wiesz, że dasz radę wszystkiemu i stać cię na podejmowanie ryzyka, na wypływanie na głęboką wodę. Stawianie sobie wyzwań konserwuje w nas młodość. Myślę, że Judi miała dokładnie to samo na myśli, kiedy mówiła, że ciągle uczy się nowych rzeczy. To aktorka, która nie boi się rzucić w przepaść i kiedy skacze nie zastanawia się, czy nad ziemią jest rozciągnięta siatka, która zamortyzuje upadek. Judi wierzy w idee, kiedy za tą wiarą stoi wiara w człowieka. Prawie nigdy nie czyta scenariuszy, które do niej spływają! Dla niej
liczy się reżyser. I są tacy, za którymi poszłaby w ogień.

*AB: Pan ewidentnie jest dla niej jednym z tych, dla których warto ryzykować; wejść drugi raz do tej samej rzeki i wyjechać do Indii na półtora miesiąca, żeby nakręcić sequel. * JM: Bo praca na planie pierwszego „Hotelu Marigold“ była dla ekipy fantastycznym doświadczeniem! Dzieliliśmy się emocjami, kręciliśmy kolejne sceny z niebywałą przyjemnością i darzyliśmy się szacunkiem, dzięki któremu mieliśmy do siebie dystans. Ciągle żartowaliśmy. Niespodziewanie dla nas okazało się, że publiczność dzieli emocje, które nas niosły przez historię. Podobnej fali sukcesu nikt się nie spodziewał. I nie mówię tego z fałszywą skromnością, choć wcześniej powtarzałem, że reżyser musi święcie wierzyć w jakość projektu! Najbardziej zaskoczył nas fakt, że w kinach pojawiło się mnóstwo młodych ludzi – dwudziesto- i trzydziestolatków!

*AB: Nie dziwi mnie to. Wszyscy bohaterowie „Drugiego Hotelu Marigold” zachowują się jakby mieli naście lat – zakochują się, boją się emocji, uczą się je wyrażać, kłócą, godzą, szukają swojego miejsca w życiu i grupie. * JM: Absolutnie! Niektórzy pewnie uważają, że to idiotyczne, ale wielu uznaje takie spojrzenie na dojrzałość za świeże i niebanalne. Spójrzmy na ekranową parę, którą tworzą Judi Dench i Bill Nighy. W jednej z ostatnich scen pierwszego filmu odjeżdżają na motorze. W języku kina to zapowiedź pięknego, nowego życia we dwoje. W istocie tak nie musi być. Każde z nich miało za sobą trudny związek, więc zaczynanie czegoś nowego w tak dojrzałym wieku może się wiązać z lękiem nawet większym od tego, który odczuwają nastolatki mierzące się z pierwszym uczuciem. Oboje oprócz szalonej miłości mają przed oczami trudną przeszłość. I to kobieta, a nie mężczyzna, boi się zaangażowania! Jest podekscytowana, ale ma w sobie mnóstwo lęku, z jakim nie może sobie poradzić. Takie odwrócenie stereotypu to podstawa
dobrej komedii! Zależało mi na potraktowaniu historii starszych ludzi z humorem, którym rzadko przesycone są opowieści o starości. Szczególny nacisk położyłem na szczerość i emocjonalną wiarygodność. Starałem się też wydobyć melancholię – z sytuacji, okoliczności, barwnego i jaskrawego świata. Mam nadzieję, że „Drugi Hotel…” jest nie tylko komedią, ale i refleksją o życiu – lekką, ale i autentyczną oraz przejmującą. Nie planowalibyśmy jednak realizacji sequela, gdyby nie było szans na powtórne zebranie tej samej ekipy. Bez obecności Judi, Maggie Smith, Billa Nighy czy Deva Patela nic nie miałoby sensu. Żaden z aktorów jednak nie odmówił powrotu na plan!

* AB: Podobno każdego na wstępie poprosił pan, żeby to zrobił, jeśli uważa, że proponuje pan mu coś, co przyniesie więcej wstydu, niż satysfakcji. * JM: Dokładnie tak było. Wszyscy jednak przeczytali scenariusz i uznali, że sequel w niczym nie ustępuje pierwszej części. Poza tym zależało mi, żeby oba filmy nie były bliźniaczo do siebie podobne. Nie nakręciłem kopii pierwszego „Hotelu…”, bo nie chciałem żerować na jego sukcesie i liczyć, że ludzie przyjdą tłumami do kina oglądać coś, co już widzieli. Same Indie miały ogromne wpływ na nasze nastawienie. Sądzę, że zmieniają każdego, kto spędzi tam trochę czasu i otworzy się na nowe przeżycia. Wiem, że dziś wszyscy darzymy je wielkim sentymentem.

* AB: Dlaczego? Co ma w sobie kraj, do którego ludzie jeżdżą szukać swojej zagubionej tożsamości i wracają odmienieni i spokojniejsi o jutro? * JM: Indie oferują ekstremalne przeżycia. Na pierwszy rzut oka to kraj biedny i przeludniony. Kiedy pojechałem tam po raz pierwszy uznałem, że w takim miejscu nie da się nakręcić komedii; że byłoby to niewłaściwe. To uczucie bardzo szybko minęło. Pokazałem ludzi, którzy zdecydowali się zmienić swoje życie i choć zrobiłem to w konwencji komediowej nie zapomniałem, że za taką zmianą stoją konkretne realia. Indie to nie tylko bieda, ale przede wszystkim fantastyczna kultura i tworzący ją ludzie – niebywale otwarci, cierpliwi, gościnni i hojni. Kultura bardzo mocno kształtuje tam człowieka, wpływa na jego wrażliwość. Ilość bodźców, jakich dostarcza tamtejszy świat, jest niebywała! Uwielbiam tam być i zawsze będę tam wracał, choć naturalnie są aspekty indyjskiej kultury, których nie chcę komentować. Należy do nich m.in. stosunek do kobiet. Nie podoba mi się też
nastawienie rządu Indii do kwestii cenzury. Zdaję sobie sprawę z tego, co się dzieje, ale staram się skupiać na tym, co ma pozytywny wpływ na ludzi.

*AB: W Indiach zakochany jest też Richard Gere, który dołączył do ekipy „ Drugiego Hotelu…” jako Guy – tajemniczy nieznajomy. Od jego humoru zależą losy wszystkich bohaterów. To Indie przyciągnęły go do projektu? * JM: Między innymi! Richard Gere od dawna jest po uszy zadurzony w Indiach. My już na wczesnych etapach pracy wiedzieliśmy, że hotel będzie potrzebował kilku nowych mieszkańców. Długo szukaliśmy pomysłów. Nie byliśmy pewni czy bardziej potrzebujemy kobiety, czy mężczyzny? Znaleźliśmy jednak postać Guya (nie chcę teraz zdradzać na czym dokładnie polega jego rola). Myśl, że idealnie wcieliłby się w niego Richard Gere była dla odmiany natychmiastowa! Richard kilkakrotnie wspominał, że chciałby ze mną pracować, ale nigdy wcześniej nie było ku temu odpowiedniej okazji. W końcu zadzwoniłem! [śmiech]

* AB: Nie było mu trudno dołączyć do tak zgranej ekipy? * JM: Richard pojawił się na planie i momentalnie stał się częścią drużyny. Nie pozował na gwiazdę, na wstępie się przyznał, że jest wielkim fanem pierwszej części. Poza tym ostatnimi czasy przykłada wielką wagę do pojawiania się w niezależnych filmach opowiadających o prawdziwych ludziach, a za taki uważam „Drugi Hotel…”, choć etykietka sequel chciałaby temu przeczyć. Sądzę, że Richard stracił cierpliwość do mainstreamowych, hollywoodzkich produkcji o tym, że życie kończy się wraz z czterdziestymi piątymi urodzinami. Z nami został przez całe siedem tygodni. Był ogromnie zaangażowany, świetnie rozumiał się z Devem Patelem.

* AB: To znakomity aktor, który wyrobił sobie nazwisko oszałamiającą kreacją w filmie Danny’ego Boyla „Slumdog. Milioner z ulicy”. * JM: Cała ekipa go uwielbia! Judi i Maggie są w nim zakochane! [śmiech] I nie bez powodu! Dev Patel jest szalenie utalentowany. To geniusz komedii i nieustraszony aktor – zdyscyplinowany, ale ceniący twórczą wolność. Gdybym obsadził kogoś innego, mógłby on sprawić, że Sonny stałby się karykaturą siebie samego – byłby zbyt otwarty, wylewny, optymistyczny. Energia, którą Dev operuje przed kamerą uchroniła jego postać przed śmiesznością, nadała jej charakter.

* AB: Jaki ma pan przepis na dobrą komedię? * JM: Jej korzenie muszą tkwić w czymś prawdziwym, w jakichś konkretnych realiach. Możesz nakręcić komedię zbudowaną z samych gagów. Osiągniesz szybki sukces, ale pewnie równie szybko zostanie on zapomniany.„Dziennik Bridget Jones” pamiętasz zaś do tej pory, prawda?

*AB: Jasne! * JM: No właśnie – bo główna bohaterka to kobieta z krwi i kości, która ma problemy podobne tym, z jakimi mierzą się tysiące dziewczyn na świecie. Jest prawdziwa, a nie wydumana. Żarty nie wystarczą. Bohaterowie „Hotelu Marigold” też mają typowe bolączki, ale konfrontują się z nimi w niestandardowy sposób. Trzeba zaangażować widzów w opowieść o losach postaci. Wtedy zyskuje się pole do popisu i podłoże, na którym wyrasta komedia. Kiedy wrzucisz zwykłe postaci w świat, który będzie im stawiał niekończące się wyzwania, zbudujesz dramaturgię, a z niej wyłoni się komedia. Trzeba brać świat takim, jakim jest; wierzyć, że wszystkie jego elementy mogą mieć kluczowe znaczenie i wtedy zabawa przyjdzie sama – gotowa na to, by ją podkręcić.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)