Jonathan Brandis miał zrobić wielką karierę. Jego przedwczesna śmierć nadal wzbudza kontrowersje
Jeszcze w tym roku do kin wejdzie "To", film bazujący na prozie Stephena Kinga. Kultowy horror o grupie dzieciaków i koszmarnym klaunie został przeniesiony na mały ekran jako miniserial w 1990 roku i pomógł w karierze nastoletniemu Jonathanowi Brandisowi. Nieodżałowany aktor, który obchodziłby w kwietniu 41. urodziny, dzięki występowi w "To" błyskawicznie został idolem nastolatek.
Brandis miał zrobić wielką karierę, tymczasem jego losy potoczyły się zupełnie inaczej. Zmarł w 2003 roku, w wieku zaledwie 27 lat. Jego śmierć do dziś pozostawia wiele niedomówień i jest jedną z najbardziej wstrząsających w historii Hollywood.
Jonathan Gregory Brandis urodził się 13 kwietnia 1976 w Danbury w stanie Connecticut, w dobrze sytuowanej rodzinie. Rodzice rozpieszczali go od dzieciństwa i szybko zainwestowali w przyszłość ukochanego syna. Karierę zaczął już jako 4-latek, występując w szeregu reklam telewizyjnych i nawiązując współpracę z agencjami modeli.
Dwa lata później wygrał przesłuchanie i otrzymał rolę w telenoweli "Tylko jedno życie". Świat stał przed nim otworem. To matka – która została też jego agentką – dbała o karierę syna. Gdy chłopiec skończył 9 lat, zadecydowała o przeprowadzce do Los Angeles, by Brandis miał łatwiejszy start.
Dopięła swego – wkrótce posypały się propozycje i chłopak pojawiał się gościnnie w popularnych serialach ("Webster”, "Cudowne lata”, "Pełna chata”). Stamtąd zaś niedaleko już było do produkcji pełnometrażowych. Rok 1990 był dla Brandisa przełomowy – zagrał w dwóch filmach: horrorze "To” i "Niekończącej się opowieści II: Następnym rozdziale”. Za rolę Bastiana otrzymał nominację do Saturna.
Wkrótce Brandis nie musiał obawiać się o kolejne zlecenia. Wystąpił w podwójnej roli w "Drużynie biedronek”, zagrał w "Kumplach” u boku Chucka Norrisa, użyczał głosu w animacji "Aladyn” i dostał kilkuletni angaż w popularnym serialu "SeaQuest” Stevena Spielberga. Wtedy też stał się idolem nastolatek. Jego zdjęcia pojawiały się regularnie niemal we wszystkich magazynach młodzieżowych, a zakochane dziewczęta zasypywały go miłosnymi wyznaniami. Jak sam wspominał – tygodniowo dostawał jakieś 4 tys. listów. Do studia przychodził z ochroną, ponieważ nie był w stanie przedrzeć się przez tłumy fanów okupujących ulice.
Brandis miał jednak znacznie większe ambicje, niż bycie „ślicznym chłopcem z ekranu”.
- Mam nadzieję, że jestem oceniany również ze względu na moje aktorskie umiejętności, a nie tylko z powodu ślicznej twarzy – mówił, kwitując te wszystkie zachwyty na swój temat. - Chciałbym zostać reżyserem, zależy mi na kreatywności – dodawał. - Jako aktor boję się, że zostanę zaangażowany do czegoś marnego.
Chodził również na kurs pisania scenariuszy.
*- To jest coś, co naprawdę chciałbym robić *– zapewniał.
Ale dobra passa nie trwała wiecznie. Gdy w 1996 roku zakończono emisję "SeaQuest”, Brandis pozostał praktycznie bez pracy. Propozycje przestały przychodzić, na castingach był niewidzialny. Przegrywał kolejne przesłuchania – w tym to o rolę Anakina Skywalkera w "Gwiezdnych wojnach: Części II - Ataku klonów”.
- Nadchodzi czas, kiedy będę grywał w filmach ojców– żartował sobie, choć prywatnie raczej nie było mu do śmiechu. Próbował zerwać z wizerunkiem grzecznego chłopca, w wywiadach wspominał, że chciałby zagrać seryjnego mordercę, ale na próżno – wyglądało na to, że jego czas w Hollywood dobiegł końca.
Przyjaciele Brandisa mówili, że chłopak od dłuższego czasu zmagał się z depresją spowodowaną brakiem ról i kolejnymi zawodowymi niepowodzeniami. Radość z angażu w "Wojnie Harta” nie trwała długo, bo aktora poinformowano, że sceny z nim zostaną ostatecznie wycięte. Coraz częściej zaglądał do kieliszka, a któregoś dnia wspominał o samobójstwie. Nikt jednak nie brał jego słów na poważnie.
11 listopada wieczorem Brandis siedział ze swoimi przyjaciółmi w mieszkaniu. W pewnej chwili wstał i opuścił pokój. Kwadrans później jeden ze znajomych wyszedł, by go poszukać – i dokonał dramatycznego odkrycia. Brandis powiesił się na sznurze w korytarzu swojego apartamentu. Natychmiast poinformowano policję i pogotowie. Aktor trafił do szpitala, ale nie udało się go uratować. Zmarł 12 listopada 2003 o 2:45 nad ranem. Choć jego śmierć uznano za samobójstwo, niektórzy fani nadal nie wierzą, że Brandis odebrał sobie życie.