Judy Garland: jedna z najbardziej nieszczęśliwych gwiazd Hollywood
Widzowie ją uwielbiali, a rola w "Czarnoksiężniku z Oz" zapewniła jej miejsce w światowej kinematografii. Była piękna, popularna i niezwykle utalentowana - ale to nie zapewniło jej spokoju ducha; przeciwnie, Judy Garland uważa się za jedną z najbardziej nieszczęśliwych gwiazd w Fabryce Snów.
O jej życiu krążą legendy, biografowie odkrywają kolejne skandale, a ci, którzy ją znali, zdradzają coraz bardziej pikantne szczegóły z biografii artystki. Tak jak były mąż Garland, Sid Luft, który w swojej niedawno wydanej książce wyjawia kolejne, niezwykle szokujące tajemnice aktorki.
Odnaleziona książka
Sid Luft ożenił się z Garland w 1952 roku - byli małżeństwem przez 13 lat.
Jak wspominał, nie był to łatwy okres. Obserwował triumfy swojej żony, a także jej bolesne upadki, walkę z uzależnieniem od leków, niebezpieczne diety i próby samobójcze. Był przerażony jej skłonnościami autodestrukcyjnymi, ale równocześnie podziwiał jej pasję, magnetyzm, urodę.
- Była zupełnie inna od reszty kobiet – pisał.
Luft zmarł w 2005 roku. W jego archiwach odkryto książkę, którą pisał - biografia "Judy and I: My Life with Judy Garland" została niedawno wydana, a niektóre jej fragmenty wywołały niemałą konsternację.
„Poślubiła narkotyki”
Luft (na zdjęciu) pisał, że kiedy zaczął romansować z Garland, był wystraszony "bliznami na jej nadgarstkach"; przerażało go także, że tak często zażywa amfetaminę i chętnie opowiada o swoich myślach samobójczych.
- Poślubiła narkotyki, jeszcze zanim mnie poznała, i nigdy tak naprawdę nie wzięła z nimi rozwodu – twierdził.
Przyznawał też, że sam popełnił wiele błędów; kiedy Garland oznajmiła mu, że jest w ciąży, nie był zbyt zadowolony.
- Ponieważ zareagowałem mało przychylnie, Judy zajęła się tym sama, nie poinformowała mnie, kiedy i gdzie zamierza dokonać aborcji – dodawał.
Próby samobójcze
Ich związek powoli dogorywał - głównie z powodu uzależnienia Garland. Luft pisał, że kiedy kładł się obok żony, "było oczywiste, że jest na jakichś prochach". Kiedy w 1952 roku urodziła córkę (na zdjęciu), wpadła w depresję poporodową. Któregoś dnia Garland poszła się wykąpać i długo nie opuszczała łazienki. Zaniepokojony mąż postanowił sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Leżała między wanną i drzwiami. Wreszcie udało mi się wejść do pomieszczenia. Podniosłem ją. Krew, jasna czerwień kontrastująca z białą skórą, ciekła jej z szyi. Judy podcięła sobie gardło – wspominał.
Natychmiast wezwał lekarzy; aktorkę udało się uratować. Kilka lat później Garland podjęła kolejną próbę samobójczą.
- Patrz, kochanie, co sobie zrobiłam! - wołała, pokazując mu pocięte nadgarstki.
Molestowanie na planie
Luft wspominał także, że praca na planie "Czarnoksiężnika z Oz" była dla Garland koszmarem - głównie z powodu aktorów, którzy wcielali się w Manczkinów.
Gwiazda już wcześniej skarżyła się na ich zachowanie i wypowiadała się o nich w mało przychylny sposób.:
Mężowi wyznała jednak, że nie chodziło tylko o rozróby z ich udziałem. Twierdziła, że była przez nich molestowana.
„Uważali, że wszystko ujdzie im na sucho”
- Sprawili, że na planie była bardzo nieszczęśliwa. Wkładali jej ręce pod sukienkę... Ci mężczyźni mieli czterdzieści lat, może więcej. Uważali, że ponieważ są tacy mali, wszystko ujdzie im na sucho - pisał w swojej książce Luft.
Czy to prawda? Opowieści o hucznych imprezach, hazardzie i prostytutkach z udziałem ekranowych Manczkinów krążyły w Hollywood od dawna - ale oni sami stanowczo im zaprzeczali.
- Oni po prostu świetnie się bawili, niektórzy po raz pierwszy w życiu widzieli innych karłów - twierdziła osoba związana z produkcją. I dodawała, że należy ich docenić, ponieważ pracowali bardzo ciężko za bardzo niskie wynagrodzenie (dostawali znacznie mniejszą gażę niż pies Toto).
„Te historie są przykre”
- Owszem, wielu z nich lubiło gdzieś wyjść i wychylić kilka drinków, ale wszystko było pod kontrolą. Dobrze się bawiliśmy i miło spędzaliśmy czas w swoim towarzystwie. Nie było żadnych pijackich awantur ani nic podobnego; te historie są przykre - mówiła Margaret Pellegrini, jedna z aktorek wcielających się w Manczkinów.
Wtórował jej kolega z planu, Jerry Maren:
- Niby jak mielibyśmy się upijać za 50 dolców tygodniowo? - dodawał. - Ale fakt, była tam dwójka z Niemiec, która lubiła piwo. Pili piwo rano, popołudniu i wieczorem i sprawiali trochę problemów. Chcieli też poznawać dziewczyny. Ale to był wyjątek - zapewniał.