"Klub włóczykijów": Witaj, przygodo! [RECENZJA]
*"Klub Włóczykijów" Tomasza Szafrańskiego to film zrobiony z rozmachem, ale i z rozsądkiem – twórcy byli świadomi, że potrzebują dobrej historii, bo samymi efektami specjalnymi świetnego kina nie zrobią. Oparcie fabuły na powieści Edmunda Niziurskiego było strzałem w dziesiątkę.*
10.09.2015 15:36
Dobra literatura najwyraźniej nigdy się nie starzeje, a kiedyś przygoda miała inny smak – były to czasy, gdy ludzie wierzyli w istnienie skarbów, dzieciaki nie siedziały cały dzień przed Facebookiem, zaś wakacje były czasem radości i spontanicznych wypraw. Szalenie wdzięcznym, nieco naiwnym i z pewnością zupełnie niewinnym. Taki duch unosi się nad „Klubem Włóczykijów”, który co prawda pod wieloma względami jest filmem zupełnie niedzisiejszym, jakby z innej epoki, potrafiącym jednak swoją archaiczność obrócić w siłę.
Początek „Klubu Włóczykijów” zwiastuje kino niekoniecznie dla dzieci. Mroczne muzeum, dwie szajki spotykające się przed jedną gablotą, wielka walka i pogoń – za sobą nawzajem, za skarbem, którego nie udało się zdobyć i za kolejną grupą, która przyłącza się do poszukiwań jeszcze bardziej komplikując osiągnięcie celu. W centrum tego spektakularnego, rozgrywającego się w kilku miastach maratonu są: wuj Dionizy, prowodyr całej przygody, Roch, Kornel, Maks i Joanna – grupa zmontowana przypadkiem i skazana na siebie wbrew własnej woli. Z jednej strony próbują ich wyprzedzić dwóch rabusiów, Bogumił i Wieńczysław. Z drugiej, po piętach stąpa im dalsza rodzina w osobie urokliwego Cypriana i jego przyjaciela. Wszystkie trzy grupy są owładnięte chęcią znalezienia skarbu opisanego w pamiętniku dziadka Hieronima. Sprawa nie jest prosta, bo dziadek uwielbiał zagadki i mieszanie tropów. Toteż wszystkie bandy co i rusz błądzą, szukają w nieodpowiednich miejscach i dają się wodzić za nos.
Trzeba przyznać, że owo wodzenie sprawdza się na kinowym ekranie doskonale. Dzięki niemu film pełen jest wdzięku, poczucia humoru i dynamiki. Wydarzenia przeskakują tu w zawrotnym tempie. Akcja nie zwalnia ani ma moment. Klimat przypomina najlepsze filmy przygodowe z lat 90. – czasów kiedy kino młodzieżowe wyglądało co prawda zupełnie inaczej, ale miało w sobie jakiś szczególny rodzaj wrażliwości i nostalgii. Z tego też zapewne powodu, „Klub Włóczykijów” paradoksalnie może spodobać się widzom trochę starszym. Takim, którzy podejdą do niego z sentymentem i chęcią zanurzenia się w świat zapamiętany sprzed lat – czasowo niby nie tak daleki, a jednak niesamowicie odległy i kompletnie inny.