Krzysztof Fus - legenda polskiego kaskaderstwa. Trzy razy przeżył śmierć kliniczną.
Jego twarz widzom nie jest powszechnie znana, mimo że wystąpił w tysiącu filmów fabularnych, przedstawień teatralnych i odcinków seriali. Mowa o Krzysztofie Fusie, legendarnym nestorze polskich kaskaderów, który w swojej 50-letniej karierze niejednokrotnie gruchotał kości, doznawał poparzeń, a nawet trzy razy znalazł się w stanie śmierci klinicznej.
Szpitale, paraliże, sprężyny w kręgosłupie – takie są okrutne strony zawodu kaskadera. Krzysztof Fus, który współpracował na planie m.in. ze Zbyszkiem Cybulskim czy Markiem Perepeczko, poznał je wszystkie bardzo dokładnie.
W swojej karierze grał ochroniarzy, dublował Zofię Merle, wcielał się w lwa oraz krokodyla. Przyznaje też, że jego twarz ma 100 lat. Jak to możliwe?
Pół wieku na ekranie
Krzysztof Fus to prawdziwa legenda polskiego filmu. Urodzony w 1941 r. w Sandomierzu przez kilkadziesiąt lat zawodowo zajmował się kaskaderstwem, zazwyczaj przemykając przez ekran, rzadko pojawiając się na pierwszym planie.
Debiutował w 1966 r. rolą marynarza w "Cała naprzód" Stanisława Lenartowicza. Później przyszły role w "Stawce większej niż życie" czy "Trzeciej części nocy" Andrzeja Żuławskiego.
W szczytowym okresie swojej kariery Krzysztof Fus uchodził za najlepszego fachowca w swojej dziedzinie, choć przypłacił to sporym uszczerbkiem na zdrowiu i trzykrotnym otarciem się o śmierć.
Spalona twarz i urwana noga
O tym, że kaskaderka to trudny kawałek chleba wiadomo nie od dziś. Potwierdza to Fus, który w wywiadzie dla "Głosu Szczecińskiego" opowiedział o ciemnych stronach swojego zawodu.
- To, że jestem taki piękny, to zasługa mojej mamy. W 1967 r. na planie spaliła mi się twarz, a mama dała mi swoją skórę spod piersi. Śmieję się, że moja twarz ma ponad sto lat, chociaż ja młody chłopak jeszcze jestem – wyznał z rozbrajającą szczerością.
To nie wszystko. Na planie "Dublerów”" Marcina Ziębińskiego kaskaderowi urwało nogę, choć jak zaznacza, był to błąd pirotechnika, a nie jego.
Śmieje się, że w ciele ma więcej śrubek i metalu niż włosów na głowie. Choć uratowały mu zdrowie i życie, to na co dzień mogą okazać się prawdziwym utrapieniem. Zwłaszcza podczas odprawy na lotniskach.
- Na każdym lotnisku proszą mnie, żebym wyjął metalowe przedmioty, bo ciągle brzęczę na bramce. Kiedyś się zbuntowałem i mówię, że nie wyjmę i na pytanie, dlaczego, powiedziałem, że mam je w zadku! To są te okrutne strony zawodu, szpitale, paraliże i sprężyny w kręgosłupie – wspominał dziś 76-letni filmowiec.
Światło w tunelu
O swoich wypadkach mówi chętnie, zaznaczając, że taka jest przykra konsekwencja jego zawodu.
- Skakałem z kolejki linowej w Zakopanem, dwa razy skok się udał, za trzecim razem z 40 m spadłem na ziemię. Dlaczego żyję? Tego nie wiem, jestem człowiekiem wierzącym i sądzę, że był to cud. Kiedy leciałem, bałem się, że nie przeżyję, więc walczyłem o pozycję, bo gdybym spadł na nogi, roztrzaskałbym kręgosłup. Kiedy się obudziłem w szpitalu w Warszawie, nie mogłem uwierzyć, że mi się udało.
Plotka głosi, że od tego czasu turyści wjeżdżając na Kasprowy pokazują sobie miejsce tego feralnego upadku.
W licznych wywiadach kaskader zdradził, co czuł, kiedy znalazł się w stanie śmierci klinicznej. Jego zeznanie pokrywa się z opowieściami innych ludzi, którzy znaleźli się "po drugiej stronie" i wrócili.
- Widziałem pulsujące ściany tunelu, na jego końcu było światło, ale nie dostrzegłem źródła tego światła. Miałem wrażenie chłodu, ale przyjemnego. Zbliżałem się do granicy tunelu. Widziałem siebie, swoje ciało, chodzące postacie. Było mi coraz cieplej – relacjonuje.
W rozmowie z "Newsweekiem" potwierdził, że kiedy znajdował się w stanie śmierci klinicznej, towarzyszyło mu uczucie oddzielenia umysłu od ciała, a życie przelatywało mu przed oczyma – zdarzenia, które miały miejsce, jak i te, które mogły się zdarzyć w przyszłości.
Łysa kobieta z ''Misia''
Fus zaznacza, że w jego karierze role polegające na dublowaniu pierwszoplanowych aktorów stanowiły zaledwie 1-2 proc.
Choć kaskader jest zazwyczaj obsadzany w roli mogącej narazić aktora na utratę życia i zdrowia, to w dalszym ciągu jest to samodzielny epizod aktorski.
A takich Fus ma na koncie bez liku. Najbardziej znanym jest oczywiście rola łysej kobiety w kultowym "Misiu", która straciła włosy w skutek używania szamponu "Samson".
Czasem robi wyjątki
Nestor polskiego kaskaderstwa skończył niedawno 76 lat. Jest inwalidą i przeważnie stroni od planów filmowych. Ale od czasu do czasu robi wyjątki. Jak w 2014 r., kiedy zasilił ekipę "Jacka Stronga" w reżyserii Władysława Pasikowskiego.
Krzysztof Fus był również dyrektorem artystycznym Międzynarodowego Festiwal Zawodów Filmowych, Telewizyjnych i Teatralnych im. Gustawa Holoubka w Białymstoku, skupiającego się na nagradzaniu filmowców zazwyczaj "niewidocznych" dla widzów – m.in. scenografów czy kaskaderów.