Kowalewski "żył i biesiadował". Taki był prywatnie
W sobotę 6 lutego zmarł Krzysztof Kowalewski. Wybitnego aktora wspominał na antenie TVN24 krytyk filmowy Wiesław Kot. Dla niego, podobnie jak i milionów Polaków, Kowalewski był przede wszystkim człowiekiem z filmów Stanisława Barei.
- Żył, tak jak grał, na jednym ślizgu, na jednym oddechu - powiedział o Krzysztofie Kowalewskim na antenie TVN24 krytyk filmowy Wiesław Kot. Komentując telefonicznie smutną informację o śmierci aktora, która obiegła media w sobotę 6 lutego, opowiadał o jego najpopularniejszych filmowych, telewizyjnych czy radiowych rolach. Jemu, podobnie jak i większości Polaków, którzy pamiętają komedie z czasów PRL-u, Kowalewski kojarzył się przede wszystkim z rolami z filmów Stanisława Barei.
- Pasowali do siebie jak puzzle, dlatego, że Kowalewski z urody, temperamentu to był po prostu Polak uśredniony, niezwykle przekonujący. Takiego Polaka-cwaniaka, jakiego pokazał w "Misiu", nikt przed nim ani nikt po nim nie potrafił zagrać i tak zapadł w naszą pamięć, jako taki uśredniony obywatel Polski Ludowej - wspominał Wiesław Kot.
Jak przekonywał krytyk filmowy, rola, którą Kowalewski wykreował w "Misiu", w pełni obrazuje mentalność przeciętnego obywatela tzw. demoludów i mówi o tamtych czasach więcej niż niejeden podręcznik.
Wiesław Kot, który znał Krzysztofa Kowalewskiego nie tylko z licznych filmowych ról, ale także prywatnie, opisał go jako niezwykle ciepłego, otwartego człowieka. Wspominał, jak aktor np. potrafił się dosiąść do stolika w restauracji, swojsko dopytywać, co podają i kto, co poleca.
- Jak zaczynał opowiadać, jaką ostatnio jadł kaczkę i jaka ona była z wszelkimi niuansami, to nagle się uświadamiało, że rozmawia się z aktorem, który całe życie mówi swoim tekstem. (...) Miało się wrażenie, że ten człowiek żyje i biesiaduje - mówił Wiesław Kot, z którego wspomnień Kowalewski jawił się nie tylko jako "swojak", ale i osoba o doskonałej pamięci, skarbnica anegdot i opowieści.
- W jego pamięci, umysłowości, wszystko się zachowało. Wystarczyło mu jednym gestem pamięci przypomnieć, a on wydobywał już cały stragan, cały bazar najrozmaitszych powiedzonek, wspomnień, postaci czy tekstów. To było nieprzebrane bogactwo. Rozkoszą było siedzieć i słuchać, co Krzysztof Kowalewski ma do powiedzenia - wyznał krytyk.
Wiesław Kot podkreślał też, że Krzysztof Kowalewski był nie tylko niezwykle zdolny, ale też "odpowiednio swoim talentem gospodarował". - Wiedział, że talent trzeba szlifować. Że trzeba zjeść śniadanko i zasuwać do roboty, ćwiczyć kwestie. I to, że on nieustannie występował w teatrze oznaczało, że musiał się codziennie konkretnej partii tekstu nauczyć na pamięć. To jest ciężka harówka - podkreślał Kot.