Laurence Olivier: romanse, poronienia i choroba psychiczna. Małżeństwo jak ze snu okazało się koszmarem
Uważany jest za jednego z najlepszych aktorów szekspirowskich. Zdobywał uznanie zarówno na scenie, jak i przed kamerami. Do historii przeszedł również jego burzliwy związek z ekranową Scarlett O'Harą, czyli Vivien Leigh.
11.07.2017 | aktual.: 14.07.2017 08:54
Na scenie zaczął występować już w szkole. Wszystko przez naciski ojca, który przelał na syna własne niespełnione ambicje i chciał, by chłopak został gwiazdą. Z czasem okazało się, że aktorstwo sprawia mu ogromną przyjemność i wkrótce młody Olivier zrozumiał, że nie wyobraża sobie życia bez grania.
To właśnie w teatrze poznał młodą aktorkę, Jill Esmond (na zdjęciu poniżej), którą poślubił w 1930 r. Później jednak przyznawał, że decyzję podjął lekkomyślnie i nigdy nie powinien żenić się tak wcześnie. Ich związek nie należał do udanych. Jeszcze bardziej oddalili się od siebie, gdy Olivier trafił przed kamery i niemal całkowicie skupił się na karierze. Odnosił coraz większe sukcesy, zdobywał uznanie krytyki i publiczności. Umiejętnie łączył bowiem hollywoodzką karierę z występami scenicznymi, które dawały mu największą satysfakcję.
Olivier zachwycił się piękną Vivien Leigh już w 1935 r., kiedy zobaczył ją na scenie w "The Mask of Virtue", ale wówczas nie sądził, że ta znajomość przerodzi się w coś więcej. Jednak gdy dwa lata później spotkali się na planie "Wyspy w płomieniach", połączył ich płomienny romans.
Nie dbali o to, że oboje byli w związkach małżeńskich. Leigh, ulubienica dziennikarzy, nie słynęła zresztą ze stałości w uczuciach i chętnie wdawała się w romanse. W Olivierze podkochiwała się jeszcze jako nastolatka, dlatego od samego początku usilnie zabiegała o jego względy. Początkowo próbowali trzymać swoje uczucie w tajemnicy, ale wkrótce o ich związku wiedzieli wszyscy.
Leigh próbowała się nawet zaprzyjaźnić z żoną Oliviera, Jill Esmond – zapewne po to, by poznać rywalkę. Wiedziała jednak, że to, co robi, nie jest właściwe. Z czasem zaczęły ją dręczyć ogromne wyrzuty sumienia, które spowodowały, że aktorka miewała zaburzenia emocjonalne.
W 1940 roku Esmond wreszcie zgodziła się na rozwód. Leigh (na zdjęciu) rozstała się ze swoim mężem (choć, jak twierdziła, do końca życia pozostali bliskimi przyjaciółmi)
i kilka miesięcy później poślubiła Oliviera.
- To nie było tylko zwykłe pożądanie, to była prawdziwa miłość – twierdził później aktor.
Niestety, ich związek w niczym nie przypominał sielanki. Małżonkowie spędzali ze sobą niewiele czasu. Często byli w rozjazdach. Olivier coraz więcej pracował, Leigh zaś stawała się jeszcze bardziej smutna, ponura i zagubiona. Jej stan zdrowia stale się pogarszał. Lekarze zaobserwowali u niej pierwsze objawy gruźlicy, ale aktorka nie chciała się leczyć - bała się, że wówczas ktoś rozpozna u niej zaburzenia umysłowe.
Tylko Olivier wiedział, że zmagała się z chorobą maniakalno-depresyjną. Niezwykle podatna na krytykę, nie radziła sobie w Hollywood i zaczęła coraz częściej zaglądać do kieliszka. Paliła po cztery paczki papierosów dziennie. Wdawała się w romanse. Dwukrotnie była w ciąży i dwukrotnie poroniła, co wpędziło ją w depresję.
- Przez cały okres jej opętania przez niezwykle nikczemnego demona, psychozę maniakalno-depresyjną, z jej wciąż zawężającą się spiralą śmierci, udało jej się zatrzymać swoją przebiegłość, zdolność do ukrywania prawdziwego stanu psychicznego przed wszystkimi z wyjątkiem mnie, po którym nie powinna była oczekiwać udźwignięcia tego ciężaru - pisał po latach w autobiografii Olivier, wspominając ich małżeństwo.
Wreszcie aktor miał dość. Gdy Leigh odebrano rolę w "Ścieżce słoni", a on musiał przyjechać po nią na plan, by nieprzytomną od środków uspakajających zabrać do szpitala, wiedział, że ich małżeństwo dobiega końca. Związał się Joan Plowright i zaczął na nowo układać sobie życie. Odetchnął z ulgą, gdy usłyszał, że Leigh spotyka się z Johnem Merivale, który akceptował jej chorobę. Leigh zmarła 8 lipca 1967 r. Ponoć przy swoim łóżku zawsze miała zdjęcie Oliviera, którego nigdy nie przestała darzyć uczuciem.
Tymczasem Olivier nie krył, że u boku Plowright znalazł szczęście i spokój, za którym tak bardzo tęsknił. Wciąż grał, choć bliscy martwili się o jego zdrowie, a aktor coraz więcej czasu spędzał w szpitalu. Z powodu kiepskiej kondycji musiał odrzucać kolejne, co bardziej ambitne propozycje. Występował więc głównie w produkcjach telewizyjnych, często na drugim planie. Nie był z tego dumny, ale tłumaczył, że robi to z troski o rodzinę. Chciał, by po jego śmierci bliscy nie musieli martwić się o pieniądze. Zmarł z powodu ciężkiej choroby nerek 11 lipca 1989 r.