Lucyna Winnicka: zaryzykowała wszystko. Aktorstwo porzuciła bez żalu
Jedna z najpiękniejszych i najwybitniejszych polskich aktorek - a przy tym kobieta z charakterem, gotowa walczyć o swoje szczęście. Gdy stwierdziła, że kariera w filmie ją nuży, zaryzykowała wszystko, zmieniając profesję. I nie żałowała - od tamtej pory realizowała się jako dziennikarka i podróżniczka, publikując reportaże ze swoich wypraw.
Ale po latach szczęście się od niej odwróciło. Lucyna Winnicka, gwiazda "Pociągu", który trafił na ekrany kin dokładnie 58 lat temu, i "Matki Joanny od aniołów", ostatnie lata spędziła w domu spokojnej starości w Palmirach. Artystka podupadła na zdrowiu, miała problemy z pamięcią. W 2008 r. trafiła do domu opieki, gdzie do śmierci mieszkała w trzyosobowym pokoju.
22 stycznia obchodzimy piątą rocznicę jej śmierci. Gdyby żyła, miałaby dziś 89 lat.
Pociągowa inspiracja
Urodziła się 14 lipca 1928 roku w Warszawie. Pochodziła z rodziny o szlacheckich korzeniach. Jak sama mówiła - jako zodiakalny Rak często zmieniała profesje i decyzje. Zanim ukończyła studia aktorskie w PWST w Warszawie (dyplom 1953), została absolwentką Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego (1950).
Być może gdyby nie ona, "Pociąg" (jeden z najważniejszych filmów w polskiej kinematografii) nigdy by nie powstał.
Jerzy Kawalerowicz wymyślił fabułę, podróżując pociągiem – jechał wtedy do Szczecina, gdzie akurat przebywała jego ukochana, aktorka Lucyna Winnicka. I wiedział, że to ona powinna zagrać główną rolę.
- Ten film jest ciągle aktualny – mówił w "Przeglądzie" reżyser Tadeusz Bystram. - Pociągami się jeździło i jeździ. W pociągach się dzieją różne rzeczy, często nieprzewidziane. I pociąg jest pewną metaforą. Symbolizuje życie, jak mawiał Kawalerowicz, i tak należy rozumieć ten film. A jednym z motywów tej podróży jest niespełniona miłość – twierdził, dodając, że Kawalerowicz całe życie szukał miłości. - Łatwo się było domyślić, analizując jego obrazy i życie prywatne. Świadczą o tym choćby okoliczności powstania "Pociągu".
"Romantyczna przygoda"
Winnicka nie była pierwszą miłością Kawalerowicza – wcześniej ożenił się z Marią Güntner, malarką, która również miała ogromny wpływ na jego twórczość. Małżeństwo skończyło się rozstaniem. Potem spotkał Winnicką.
- Pojawiła się na planie "Celulozy". Zburzyła jego dotychczasowe życie. Odtąd tylko z nią robił filmy, dla niej specjalnie były pisane role - mówił w "Przeglądzie" Bystram.
- Widziałem go w znakomitym humorze. Był bezbłędnie przygotowany do planu. Nic dziwnego, zaczęła się bowiem jego romantyczna przygoda z wykonawczynią roli głównej – wspominał Kawalerowicza podczas prac na "Celulozą" Edward Zajicek, były szef produkcji Studia Kadr.
''Żona obsadzana, bo jest żoną''
Od tamtej pory Kawalerowicz i Winnicka byli niemal nierozłączni – zarówno prywatnie, jak i zawodowo. Oczywiście wielu twórców miało reżyserowi za złe, że stale wypycha swoją małżonkę na pierwszy plan.
- Byłam pierwszą żoną angażowaną w Polsce przez męża reżysera, co trochę napsuło ludziom krwi. Naprawdę miałam kompleks "żony obsadzanej, bo jest żoną". Zrobiliśmy razem kilka ważnych filmów, chociaż jak na 30 lat małżeństwa w sumie niewiele. Ale to on nauczył mnie aktorstwa filmowego - wspominała aktorka po latach.
Włoski romans
Wybaczali sobie wiele – Winnicka przymykała oko na romanse męża, na przykład ten z Lisą Gastoni, włoską aktorką, którą poznał na planie filmu "Maddalena".
- Nie mógł zrealizować w kraju "Austerii", był rozgoryczony, dlatego skorzystał z zaproszenia producenta włoskiego i wyjechał do Włoch. A tam na początku doszło do spięcia. Producent chciał, aby Kawalerowicz powtórzył "Matkę Joannę od Aniołów", przenosząc ją do czasów współczesnych. A to było niemożliwe. W końcu jakoś się dogadali i Kawalerowicz zaangażował się w pracę. Ale przy okazji poderwał Włochowi jego narzeczoną – opowiadał w "Przeglądzie" Bystram.
Producent się obraził i napisał list ze skargą do polskiego ministra kultury. - Na co szef polskiej kinematografii zareagował, wysyłając do Włoch Winnicką. Ona odbiła Kawalerowicza pięknej Włoszce i wróciła z nim do kraju, i tym sposobem uzdrowiła sytuację – dodawał Bystram.
''To było piękne uczucie''
Ale wreszcie małżeństwo i tak się rozpadło. Kawalerowicz ożenił się później po raz trzeci, z Małgorzatą Dipont, krytyczką filmową – byli razem aż do śmierci reżysera w 2007 r.
Winnicka nigdy już nie wyszła za mąż, ale nie miała żalu do byłego partnera – utrzymywali przyjacielskie stosunki i pozostali sobie bardzo bliscy.
- To było piękne uczucie, które potem przerodziło się w przyjaźń – mówiła w jednym z wywiadów. - Mamy dwójkę wspaniałych dzieci. Jerzy do końca pozostał bliskim mi człowiekiem, bo oboje mieliśmy świadomość, że spędziliśmy ze sobą kawał życia.
''Spojrzenie w głąb siebie''
Kawalerowicz nigdy, dopóki starczało mu sił, nie zrezygnował z reżyserowania. Winnicka przeciwnie – w latach 70. występowała coraz mniej, aż wreszcie porzuciła karierę aktorską.
- Szłam po niewłaściwych torach. Czułam, że nie rosnę, ale schnę. Przyglądałam się wzajemnemu podgryzaniu i oskarżaniu o kradzież ról, nie umiałam walczyć o swoje, zamykałam się w skorupie - wyznała w wywiadzie dla "Polityki".
W 1975 roku została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Była inicjatorką akcji zbierania podpisów pod apelem-protestem przeciw brutalności i agresji w programach telewizji, prowadzonej wraz z Markiem Kotańskim. Mimo rozwodu z Kawalerowiczem, aktorka pozostawała z nim w przyjacielskich stosunkach aż do jego śmierci w 2007 roku.
- Nigdy nie żałowałam, że pożegnałam się z aktorstwem – dodawała po latach w "Rzeczpospolitej". - Żal łączyłby się z goryczą i niczego by nie zmienił. Aktorstwo traktuję jako bardzo ważny etap w życiu. Oddałam mu ogromnie dużo, ale w którymś momencie zrozumiałam, że nie daje mi ono szans na pełną samorealizację. Nie wyczerpuje wszystkich zainteresowań. Bałam się, że w którymś momencie mogę odczuć wewnętrzną pustkę, i postanowiłam zmienić swoje życie. Pomogła mi w tym filozofia Wschodu, podróże i medytacje. To nauczyło mnie spojrzenia w głąb siebie.