Mads Mikkelsen: Hannibal z Danii skończył 50 lat
Najpierw był gimnastykiem, potem zdobywał uznanie jako tancerz, wreszcie postanowił zostać aktorem. Zadebiutował dość późno, dopiero w 1996 roku, ale od razu ściągnął na siebie uwagę ludzi z branży. Po „Dealerze” Nicolasa Refna właściwie nie znikał z ekranów, grywając w produkcjach duńskich i powoli torując sobie drogę za ocean.
Najpierw był gimnastykiem, potem zdobywał uznanie jako tancerz, wreszcie postanowił zostać aktorem. Zadebiutował dość późno, dopiero w 1996 roku, ale od razu ściągnął na siebie uwagę ludzi z branży. Po „Dealerze” Nicolasa Refna właściwie nie znikał z ekranów, grywając w produkcjach duńskich i powoli torując sobie drogę za ocean.
50-letni Mads Mikkelsen jest dziś jednym z najbardziej rozpoznawalnych duńskich aktorów. A fani już się nie mogą doczekać nowych produkcji z udziałem idola, które majaczą na horyzoncie.
href="http://film.wp.pl/mads-mikkelsen-hannibal-z-danii-skonczyl-50-lat-6025227653755521g">CZYTAJ DALEJ >>>
''Musiałem mieć ADHD''
Urodził się w Kopenhadze, 22 listopada 1965 roku, jako syn pielęgniarki i bankiera. Już od najmłodszych lat był niezwykle energiczny i nie mógł usiedzieć w jednym miejscu, angażując się w najrozmaitsze zajęcia.
- Prowadziłem szalony tryb życia. Biliony prac, dwie godziny gimnastyki każdego dnia, piłka ręczna, zresztą wszystkie sporty związane z piłką... Musiałem mieć ADHD lub coś podobnego. Byłem bardzo energiczny... i bardzo mały. Zacząłem rosnąć, dopiero kiedy skończyłem liceum – opowiadał.
Z baletu na ekrany
Przez lata Mikkelsen trenował gimnastykę, potem zaczął ćwiczyć balet. Jako profesjonalny tancerz występował na scenie przez prawie dekadę, dopóki nie zdecydował się na edukację w szkole aktorskiej.
Sukces filmu „Dealer” zagwarantował mu dostęp do kolejnych produkcji. Aktor pojawił się w „Otwartych sercach” (2002), „Królu Arturze” (2004)” (na zdjęciu), „Jabłkach Adama” (2005) czy zdobywającym uznanie krytyki, nominowanym do Oscara „Polowaniu” (2012).
Najseksowniejszy Duńczyk
Charyzmatyczny, utalentowany aktor szybko dorobił się licznego grona fanów – zdobył też (co naprawdę go zdziwiło) tytuł „najseksowniejszego mężczyzny w Danii”.
- Oczywiście wolę być „najseksowniejszym mężczyzną w Danii” niż „najbrzydszym mężczyzną w Danii” - komentował skromnie pytania dziennikarzy. - Przyjąłem to do wiadomości, ale szczerze mówiąc, nie myślę o tym jakoś zbyt często.
''Nigdy nie dam rady zagrać grubasa''
Praca aktora zmieniła jego dawne nawyki, choć Mikkelsen nie ukrywa, że wciąż kocha sport i aktywność fizyczną.
- Nie mam programu treningowego, wszystko zależy od aktualnego planu dnia – wyznawał. – Mam szybki metabolizm, nigdy nie udaje mi się przybrać na wadze do roli. Mogę grać chudzielców, ale muszę pogodzić się z tym, że nigdy nie dam rady zagrać grubasa. Kiedy mam trochę wolnego, jeżdżę po trzy godziny dziennie na rowerze, gram w tenisa, robię to, co lubię. Nie należę do ludzi, którzy ćwiczą na siłowni.
''Nie idę na żadne kompromisy''
Mimo że początkowo nie planował zostać aktorem, teraz w pełni poświęca się wybranemu zawodowi i z każdym kolejnym filmem chciałby być coraz lepszy, doszlifowując swój warsztat. Traktuję swoją pracę niesamowicie poważnie. Kiedy coś robię, muszę być do tego w pełni przekonany.
Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Każda rola jest dla mnie jednakowo ważna. Czasem potrafię być irytujący, myślę, że ciężko się ze mną pracuję, ponieważ nie idę na żadne kompromisy.
Fannibals
Aktor jest zachwycony tym, jak dobrze publiczność przyjęła jego serialowe wcielenie w „Hannibalu”.
- Nie znam się zbyt dobrze na komputerach i reszcie, ale wiem, że istnieje grupa fanów Hannibala, która zwie się „fannibals” i liczy sobie 700 000 ludzi... - mówił z dumą Mikkelsen. Niestety oddanie „fannibalsów” nie przekonało władz stacji NBC do kontynuowania serialu i zakończyła produkcję po trzech sezonach.
Poza telewizją Mikkelsena mogliśmy ostatnio oglądać chociażby w przejmującym westernie „Wybawiciel” i komediodramacie „Mężczyźni i kurczaki”. A już w przyszłym roku aktor pojawi się w pełnometrażowym spin-offie „Gwiezdnych wojen” pod tytułem „Rogue One”.
(sm/jz)