Magdalena Lankosz: Detektywie, jesteś wieczny!
*Robert Downey Jr. rozsmakował się w rolach detektywów. Jego druga przygoda z Sherlockiem Holmesem w reżyserii Guya Ritchie już rozpoczęła kampanie promocyjna przed bożonarodzeniowa premierą, a tymczasem aktor potwierdził wczoraj, że pracuje nad filmem, w którym wcieli się w inną ikonę powieści kryminalnych – Perry’ego Masona.*
07.10.2011 14:53
Od razu podniosły się głosy po cóż wytwórnia Warnera do spółki ze znanym aktorem ożywiają postać, która na ekranie wystąpiła ponad 40 razy (w tym w sześciu filmach fabularnych)! Ano, choć jestem przeciwniczką odgrzewanych kotletów, tym razem uważam, że warto.
Robert Downey Jr. swoją kreacją Sherlocka Holmesa udowodnił, że nawet o tak wyeksploatowanej przez popkulturę nie powiedziano jeszcze wszystkiego. Na nic przecież zdałaby się wizualna koncepcja, na nic pełna urody gra z konwencjami i popkulturą w filmie Guya Ritchie, gdyby w obsadzie zabrakło genialnego Roberta. Ten jeden z najbardziej utalentowanych współczesnych aktorów, nonszalancko i spektakularnie trwoniący swój talent na pijacko-narkotyczne spektakle dla prasy brukowej stworzył Sherlocka jakiego jeszcze nie było, nadał mu rys szaleństwa zakodowany w tekstach Arthura Conan Doyle’a, choć przez kino do tej pory nie dostatecznie wykorzystany. W jego wersji genialny detektyw jest pozbawionym skrupułów ekscentrykiem, egoistycznym geniuszem, jednostką kompletnie nieprzystosowaną społecznie. Jest też niebezpiecznym przystojniakiem, awanturnikiem, pozbawionym hamulców pijakiem i ćpunem (nie gardzi nawet płynem do operacji oczu), testuje środki paraliżujące na Bogu ducha winnym buldogu Watsona, demoluje wynajęty
dom próbując wynaleźć tłumik do rewolweru.
Wygląda to wszystko awangardowo, a jednak wszystkie wykorzystane przez reżysera dziwactwa Holmesa wzięły się z tekstów Conan Doyle’a. W jego książkach Sherlock trenuje strzelanie w salonie – ślady po kulach układają się w inicjały królowej Wiktorii, w tym samym miejscu przeprowadza eksperymenty chemiczne i przybija korespondencję sztyletem do kominka.
Od takich portretów detektywów kino prze jakiś czas stroniło. Powielało ugrzecznione klisze, rzadko kiedy bywało zgodne z literackim źródłem, jakby obawiając się czerpać z szaleństwa powieści. Z wielkich ekscentryków takich jak Holmes czy Poirot z powieści Agathy Christie czyniło mózgowców z nieszkodliwymi dziwactwami przyprószonych poczciwa patynką. Tymczasem sięgniecie do powieści i przeczytanie jej przez filtr dzisiejszej wrażliwości, może wydobyć z nich zgoła inną wizję. Ritchie napisał oryginalny scenariusz inspirowany powieściami Doyle’a. To co wyeksponował na pierwszym planie nie było kopią jednej z detektywistycznych fabuł opowiadań o detektywie z Baker Street, ale esencją jego osobowości, ekstraktem otrzymanym z wizerunku Sherlocka jaki wyłania się ze wszystkich napisanych o nim tekstów. Podobnie zamierzają postąpić producenci nowego filmu o Perrym Masonie. Robert Downey Jr. już napisał własny tekst inspirowany przygodami prawnika z powieści Gardnera, teraz szuka specjalisty, który jego wizję
przeniósłby na ekran.
Mam nadzieję, że znajdzie godnego siebie wizjonera. Bo jako Perry Mason Downey Jr. może zająć w historii filmu miejsce równe Bogartowi w roli Marlowa. Istnieje typ literatury rozrywkowej, który się nie starzeje i jestem przekonana, że należą do niego właśnie powieści detektywistyczne. Potrzebują tylko nowych czytelników i odważnych i bystrych interpretatorów.
Inna sprawa, że lata robienia z detektywów z klasycznych powieści kryminalnych genialnych poczciwin na ekranie zrobiły swoje i widz przyzwyczajony do Holmesa w pelerynie i czapce z kłapouchami na wstępie może się bronić przed nowym… No właśnie, nie do końca nowym. Badacze literatury dawno rozbroili mity o bohaterach popkultury, przyjrzeli się im z odwagą, wyłowili to, co przez lata było nieczytelne lub niezrozumiane. Tymczasem kino – medium tylko pozornie nowocześniejsze niż literatura – bywa w tej sprawie dużo bardziej zachowawcze. Odrzućmy uprzedzenia, a okaże się, że grzeczni bohaterowie lektur naszych babek byli dużo bardziej wywrotowi niż przypuszczaliśmy.