Magdalena Stużyńska: życie rodzinne ważniejsze od kariery. "Stosuję specjalną dietę, ale na trenera nie mam czasu"
Kiedyś praktycznie nie znikała z ekranów - popularność i sympatię publiczności zdobyła jako Marcysia ze "Złotopolskich". Później na jakiś czas wycofała się w cień. Jak tłumaczyła, życie rodzinne jest dla niej znacznie ważniejsze niż kariera.
Magdalena Stużyńska od dawna wiedziała, że chce zostać aktorką - uczęszczała do ogniska teatralnego przy Teatrze Ochoty, a po maturze wybrała warszawską Akademię Teatralną. Miała już wtedy za sobą doświadczenie sceniczne, a wkrótce zaczęła stawiać pierwsze kroki na planie filmowym. Zaczynała od epizodów, aż wreszcie, w 1998 roku, otrzymała rolę w popularnym serialu. "Złotopolscy" stali się jej przepustką do sławy, choć aktorka wyznawała, że długo musiała walczyć, by przestano ją wreszcie kojarzyć z Marcysią.
Potem pojawiała się w "Domu", "Na dobre i na złe", "Daleko od noszy" czy "Hotelu 52"; rzadziej można ją było oglądać w pełnym metrażu - zagrała w niewielu filmach, w tym "Słodko gorzki" czy "Drzazgi".
Mówiono, że Stużyńska mogłaby zrobić znacznie większą karierę - ale ona sama twierdziła, że zupełnie jej na tym nie zależy. Znacznie ważniejsze było dla niej życie rodzinne. Jest szczęśliwą żoną biznesmena Łukasza Brauera, z którym ma dwóch synów, Brunona i Gustawa. Kiedy chłopcy przyszli na świat, wolała zostać z nimi w domu. Odrzucała oferty i na jakiś czas wycofała się z branży.
– Udane życie rodzinne daje się pogodzić z pracą. Z karierą już trudniej – tłumaczyła w "Rewii". – Nie zrezygnuję z aktorstwa, bo to kocham. Nade wszystko jednak kocham moje dzieci.
Teraz, gdy chłopcy są już odchowani, Stużyńska wróciła do gry - występuje w teatrze, pojawia się w serialach, nawiązała też kontakt z Kabaretem Moralnego Niepokoju.
- I bardzo sobie cenię tę pracę - zapewniała w "Tele Tygodniu". - Jest wolna od stresu, fascynująca, bo daje bezpośredni kontakt z publicznością, i… zabawna, głównie dzięki moim kolegom, cudownym, twórczym, niezwykle przyjaznym i bardzo dowcipnym.
Ale wciąż trzyma się na uboczu, nie bryluje w mediach, rzadko kiedy pojawia się chociażby na imprezach branżowych.
- Gdybym tyle nie pracowała, to miałabym pewnie czas na chodzenie na imprezy, co być może zaowocowałoby kolejnymi propozycjami - mówiła w rozmowie z Newserią. - Ale na razie muszę po prostu dokonywać rozsądnych wyborów i dokonuję ich w taki sposób.
– Szum medialny nie jest mi potrzebny - dodawała w "Fakcie". - Jestem dosyć dobrze zorganizowana i staram się funkcjonować tak, by mieć czas na rzeczy najważniejsze. Wolę się skupić na domu, pracy, a na resztę już nie mam czasu. Wolę posiedzieć w domu z rodziną i książką. Na razie dzięki Bogu pracy nie muszę szukać na salonach…
Stużyńska nie przepada za prasą - i trudno się dziwić, bowiem tabloidy nader chętnie komentują jej problemy z wagą. Aktorka przyznawała, że faktycznie długo walczyła ze zbędnymi kilogramami i to bez większych rezultatów. W dodatku w serialu "Przyjaciółki" grała zaniedbaną bohaterkę i musiała nosić pogrubiający kostium, co niezbyt dobrze wpływało na jej samoocenę. Niedawno jednak jej postać wypiękniała - i schudła też sama Stużyńska.
- Stosuję specjalną dietę, ale na trenera nie mam czasu, bo jestem zapracowana, a do tego dom na głowie i dwóch synów. Zresztą nigdy nie przepadałam za siłownią - wyjawiła w rozmowie z "Dobrym Tygodniem".
I już pojawiły się głosy, że tym razem aktorka jest nawet... zbyt chuda. Jak widać, nigdy się wszystkim nie dogodzi.