Małgorzata Rożniatowska: "Nie mam oporów przed tym, by na końcówkę życia wylądować w Skolimowie"
- Mam swoje lata. Mam też starsze koleżanki, które świetnie sobie radzą w życiu, ale twardo przyznają, że wybierają się do Skolimowa. Wydaje mi się, że to dobra wizja starości, gdy człowiek w ostatnich latach nie siedzi sam - mówi w rozmowie z WP Małgorzata Rożniatowska. Aktorkę można oglądać w filmie "Dalej jazda", poruszającym temat starości.
Magda Drozdek: "Dalej jazda" to komedia, ale niełatwo mi się to oglądało. Pani bohaterka, Elżbieta, odchodzi na oczach swoich bliskich.
Małgorzata Rożniatowska: Moja filmowa Elżbieta choruje na Alzheimera. To prawda, to straszna choroba. Coraz więcej osób na nią zapada, ale sposób, w jaki ten film podchodzi do tematu, jest wyjątkowy – z sympatią wobec osób poważnie chorych. To bardzo ważne. Film jest napisany w taki sposób, że można się pośmiać i uronić łzę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Filmy, których nie można przegapić. To będą petardy
W polskim kinie często pokazuje się starsze osoby w bardzo szary, smutny sposób. Tu tak nie jest.
Dlatego od razu poruszył mnie scenariusz. To, co najbardziej mi się podobało, to sposób, w jaki pokazano starość – z bardzo dobrej strony. Chodzi o to, że to małżeństwo kochało się przez całe życie. I nawet w obliczu choroby główny bohater potrafi trzymać twarz do końca, poświęcić się dla żony i sprawić, żeby odchodzenie było jak najmilsze, pogodne, a nawet wesołe i pełne przygód. Pokazujemy starość z przymrużeniem oka, a jednak nie zapominając, że ma też ona swoje szare barwy. Jak wiele słyszy się, że ludzie, którzy opiekują się swoimi schorowanymi, starszymi rodzicami, muszą rezygnować z pracy i w ogóle ze swojego życia, prawda? Staramy się pokazać, że starość, choć bywa trudna, może być pogodna i pełna radości. Nawet tragiczne momenty zostały tutaj przedstawione z humorem i sympatią.
Jest o piciu wódeczki i kochaniu się na pace.
Tak jest, wszystko można!
Pani męża gra Marian Opania, co musiało być dla pani dodatkowym plusem tej pracy, prawda?
Spotykamy się po 50 latach. Graliśmy kiedyś razem w filmie "Awans" Janusza Zaorskiego. Ja miałam tam małą rolę, Marian - główną. Wtedy się poznaliśmy, a później spotykaliśmy się w różnych okolicznościach, ale nie związanych z pracą. Nigdy nic przez te 50 lat wspólnie nie robiliśmy zawodowo. Aż do teraz. Na planie "Dalej jazda" czuliśmy, jakbyśmy znali się wieki. Marian jest wybitnym aktorem, zawodowcem i każdy dzień spędzony z nim na planie był przyjemnością.
W filmie pani bohaterka mówi o "wiadrze pełnym marzeń" i o tym, że chce je realizować, niezależnie od wieku. A jak to wygląda u pani? Ma pani swoje "wiadro pełne marzeń"?
Powiem pani szczerze, że specjalnie nie marzę. Z marzeniami bywa różnie – można coś zapeszyć. Kiedy dostaję propozycję, nie cieszę się na zapas. Czekam na moment, kiedy praca się rozpocznie albo przynajmniej podpiszę umowę. Wtedy mogę się cieszyć. Mój zawód jest niezwykle ciekawy. Moja kariera tak naprawdę zaczęła się w późnym wieku. Chyba musiałam po prostu poczekać na swój życiowy moment. Teraz nie traktuję tego jednak jak spełniania marzeń. Przyjmuję z pokorą to, co się u mnie dzieje.
A miała pani takie momenty w karierze, kiedy coś pani odebrano albo się nie spełniło?
Oczywiście, zdarzały się rozczarowania. Bywało, że brałam udział w projektach, które z różnych powodów nie doszły do skutku. Takie rozczarowania nauczyły mnie zachowawczości – czekam spokojnie na rozwój wydarzeń.
Czy ten zawód bywa brutalny?
Bywa, ale jest też niesamowicie pozytywny i zaskakujący. Człowiek może myśleć, że już nic go w życiu nie spotka, a tu nagle pojawia się nowa propozycja. Niedawno otrzymałam taką i, jeśli się spełni, będę bardzo szczęśliwa.
Aktorstwo było dla pani spełnieniem marzeń?
Absolutnie tak. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym wykonywać inny zawód. Kocham tę pracę miłością wielką – daje mi ogromną satysfakcję, choć bywa ciężko.
Za co jeszcze pani kocha swoją pracę?
Za to, że jest nieprzewidywalna. W każdej nowej roli przeżywam historie, których nigdy bym nie doświadczyła w prawdziwym życiu. To fascynujące i pozwala mi stale zaczynać od nowa. Nie wyobrażam sobie żadnej innej pracy. W byciu aktorem o rutynę jest naprawdę trudno, jeśli oczywiście twardo stąpa się po ziemi. Mam 74 lata. 50 lat temu ukończyłam szkołę aktorską. Najlepsze zawodowe życie mam teraz, po tak długim czasie. To wszystko jest zaskakujące. Nie chcę, żeby to zabrzmiało, jakbym deprecjonowała inne zawody. Absolutnie nie. Doceniam swój, bo czuję, że codziennie mogę uczyć się czegoś nowego.
Musiała pani poczekać na "swój moment". Nie kiełkowała w pani myśl, by to wszystko rzucić i nie czekać?
Pewnie, że myślałam o tym, żeby rzucić ten zawód. Niejednokrotnie. Ale za każdym razem, gdy ta decyzja już we mnie dojrzewała, to dostawałam jakąś super propozycję i wszystkie plany dotyczące zmiany zawodu legły w gruzach.
Tworząc filmową Elżbietę, opierała się pani na scenariuszu czy może szukała prawdziwych historii osób chorych na Alzheimera?
Miałam propozycję konsultacji z lekarzami, ale postanowiłam zaufać własnej wiedzy i doświadczeniom. Znam osoby chore na Alzheimera, ale w tym filmie chodziło przede wszystkim o miłość i radzenie sobie w trudnych momentach. To było dla mnie ważniejsze niż rozgryzanie szczegółów dotyczących objawów choroby.
Myśli pani, że taki film może pomóc oswoić starość i przemijanie?
Na pewno. Każdy widz odbierze ten film inaczej – jedni znajdą w nim coś pozytywnego, inni wspomną odejście bliskich. Ale przesłanie jest jasne: cieszyć się życiem, póki się da.
Podpisuje się pani pod tym?
Tak. Zawsze starałam się cieszyć z każdej chwili. Oczywiście, w życiu bywa różnie, ale zawsze staram się widzieć szklankę do połowy pełną.
Dobrze słyszeć takie pozytywne słowa. Ale skręcając w szarości codzienności. W filmie bohaterowie zastanawiają się, czy nie oddać rodziców do domu opieki. Z jednej strony pokazane jest to komediowo, no ale dla wielu widzów to może być czuły punkt.
Tak, to zawsze delikatna kwestia. W filmie pokazujemy, że dzieci podejmują taką decyzję nie z wygodnictwa, ale z troski o bezpieczeństwo rodziców. Gdy wyłącza się człowiekowi pamięć, gdy zaczyna stanowić dla siebie zagrożenie, to trudno, żeby bliscy nie próbowali pomóc i zabezpieczyć rodzinę, w tym tę starszą osobę, przed nieszczęściem. Nasza tradycja dopiero się otwiera na ten temat, ale są miejsca, takie jak Skolimów, gdzie starsi ludzie mają fantastyczne warunki.
Zauważyła pani, że zdjęcia do "Dalej jazda" były kręcone też właśnie w tym miejscu? Podopieczni mają w Skolimowie naprawdę dobrze. To pokazuje, że jest inna strona tego tematu. Że "oddanie rodziców do domu opieki" nie zawsze oznacza coś okrutnego i jednocześnie koniec życia tych starszych ludzi. Skolimów dla przykładu to jest właśnie fantastyczne miejsce. Pozostaje tylko kwestia przepracowania w swojej głowie tego, czy zdecydujemy się na taką końcówkę swojego życia.
Myślała pani o tym?
Mam swoje lata. Mam też starsze koleżanki, które świetnie sobie radzą w życiu, ale twardo przyznają, że wybierają się do Skolimowa, choć też mówią, że jeszcze nie teraz, jeszcze chcą coś zagrać, jeszcze coś muszą załatwić w swoim życiu. Wydaje mi się, że to dobra wizja starości, gdy człowiek w ostatnich latach nie siedzi sam i nie patrzy w cztery ściany, czy w telewizor, tylko ma cały czas kontakt z ludźmi. Ja nie mam oporów przed tym, by na końcówkę życia wylądować w Skolimowie. To może być dobry sposób na spędzenie ostatnich lat w otoczeniu ludzi i z poczuciem godności.
Moja babcia, która dożyła pięknego wieku, powiedziała kiedyś, że już nie chce żyć, bo się jej nudzi. Odeszli wszyscy jej przyjaciele, my mieliśmy swoje codzienne obowiązki, a ona zostawała na wiele godzin sama. Nie mogła też już za wiele zrobić w domu. Dzień był dla niej strasznie długi. Dlatego myślę dziś o tym, że w Skolimowie nie ma dnia, żeby coś się nie działo. Spotkania, prelekcje, koncerty, nowi ludzie odwiedzający dom, przyjaciele, wspólne dyskusje i przebywanie wśród osób, które przecież mają podobne doświadczenia, bo też byli artystami. Lepiej żyć w takim miejscu jak Skolimów, niż samemu.
Odczarowuje pani trochę ten temat.
Najważniejsze jest, żeby decyzja należała do samej osoby starszej, a nie była narzucona przez rodzinę. Każdy zasługuje na godne życie do samego końca. Mam nadzieję, że takich domów jak Skolimów będzie coraz więcej i że społeczeństwo przyzwyczai się do tego tematu. Musi trochę czasu upłynąć, by ludzie przekonali się, że to mogą być piękne miejsca i spadnie piętno z hasła "dom opieki".
Największe rozczarowanie roku? A największa beka mijającego 2024 r.? Wybieramy porażki i sukcesy w świecie filmu i seriali. Lista jest długa i kontrowersyjna, jak to w "Clickbaicie". Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: