Marzenia się spełniają
"Dziewczyna z ekstraklasy" to zaskoczenie. Nie dlatego, że jest dobrym filmem, ani nawet nie dlatego, że jest dobrym filmem dla młodzieży. Bo nie jest. To typowy średniak. Ale przyjemnym rozczarowaniem jest jego humor - prosty, ale niekoniecznie prostacki, niewyszukany, ale też wyzbyty typowo młodzieńczej obelżywości.
Owszem, jednym z istotniejszych wątków jest tu golenie jąder i przedwczesny wytrysk w obecności rodziców tytułowej dziewoi, ale szczęśliwie na tym swawola twórców się kończy. Fabularnie, ale i językowo, komedia Jima Fielda Smitha przypomina inną "Dziewczynę..." - tę ''...z sąsiedztwa" z Elishą Cuthbert i Emile'em Hirschem, co sugeruje, że jeśli tylko chcieć, wciąż można jeszcze nakręcić komedię dla młodzieży, która nie nokautuje gastryką, szaleńczą obsesją ciała i serią nieuzasadnionych wulgaryzmów.
Inna sprawa, że Field tylko przetwarza romantyczne schematy. Niewiele tu własnej inwencji, za to sporo znajomych banałów: pogoń przez lotnisko, kontrasty osobowościowe, niegodziwa rodzinka. Echem pobrzmiewa pierwsze "American Pie", powracają niezliczone standardy kina lat dziewięćdziesiątych, pojawia się otwartość komedii Judda Apatowa. "Dziewczyna z ekstraklasy" ma z nimi wszystkimi wiele wspólnego, choć zarówno pod względem warsztatu, jak i zaangażowanych nazwisk jest to, wbrew tytułowi, druga liga. Filmowi Smitha brak kreatywnej przebojowości, by wznieść się ponad ograne standardy, ale też polotu, by przezwyciężyć wrażenie rozrywkowej zaściankowości.
Fabuła jest dość banalna: nieporadny i średnio atrakcyjny chłopak (Jay Baruchel) przypadkiem poznaje prawdziwą piękność (Alice Eve). Ich niespodziewane zauroczenie sprostać musi presji otoczenia, zazdrosnego, pełnego niewiary. Zestawiając blond-anioła i wystraszonego młodziaka, twórcy mówią niejako, że wszystko jest możliwe. Że ta miłość nie jest nierealna, że każdy ma szansę, jeśli tylko mu ją dać, a miejsce ograniczających stereotypów jest głęboko w szufladzie. Oczywiście to tylko retoryka naiwnej komedii romantycznej, ale być może dlatego warto właśnie na "Dziewczynę z ekstraklasy" zwrócić uwagę. W Hollywood promowanie podobnych wartości nie jest ostatnio na porządku dziennym, przynajmniej jeśli chodzi o widza niedorosłego.