Michał Burszta: Kobieta za burtą

Pisanie o festiwalu w Gdyni należy do stałego zestawu masochistycznych zachowań ludzi piszących o filmie. Co roku ponawia się ten sam rytuał, wszyscy mówią, że będzie źle, następnie diagnoza się potwierdza, po czy następują pełne fałszu szlochy i dramatyczne pytanie: dlaczego? Dlaczego znowu tak mizernie, przewidywanie a czasem po prostu żenująco?

Rytuały powtarzane bez przekonania są zwyczajnie nudne, więc nie zamierzam w nich uczestniczyć. Mnie tegoroczny festiwal nie zaskoczył a więc i nie rozczarował. Zaskoczyła mnie za to opinia wygłaszana przez niektórych twórców już po zakończeniu imprezy, a mianowicie, że to był w kinie rok „mocnych kobiecych postaci”. Czyżby?

Michał Burszta: Kobieta za burtą

30.06.2010 11:50

Zacznijmy od truizmu: w polskim kinie postaci kobiecych nie ma. Nawet „Katyń” szumnie zapowiadany, jako historia tragedii przedstawiona z punktu widzenia żon zamordowanych oficerów, okazał się opowiastką o matronach i świętych dziewicach, jakichś widmach idei kobiecości. I jest to w naszym kinie niestety normą. W tym roku w Gdyni rzeczywiście było sporo ról granych przez kobiety, ale ani jednej pełnokrwistej kobiecej postaci.

Zacznijmy od nagrodzonej za najlepszą rolę kobiecą Magdaleny Boczarskiej. Zakochana agentka, która w „Różyczce” rozdarta jest między posągowo uczciwym intelektualistą a nieokrzesanym, ale zmysłowym UB-ekiem, mimo starań aktorki jest tylko marionetką. Zabawką w rękach historii i mężczyzn. Trudno kupić tę postać, choć rozumiem założenie historii dziewczyny „bez właściwości” i kolejnej wariacji wokół mitu o Pigmalionie. Wolałbym jednak raz zobaczyć jakąś kobietę, której nie trzeba kształtować od podstaw, bo doskonale radzi sobie z tym sama.

Statystycznie najwięcej kobiet wystąpiło w „Wenecji” Jana Jakuba Kolskiego, ale na liczbach się kończy. Postaci tworzą tu bowiem pewien portret zbiorowy, sentymentalny ornament dla wspomnień głównego bohatera. Magdalena Cielecka, Agnieszka Grochowska, czy Teresa Budisz – Krzyżanowska, mimo ciekawych kreacji, nie są tu nikim więcej jak personifikacją kobiecego mitu, który uosabia się w spojrzeniu małego chłopca.

Zobacz także:

**[

LEGENDARNA KUSICIELKA. O KIM MOWA? ]( http://film.wp.pl/mezczyzni-padaja-jej-do-stop-o-kim-mowa-6025282670335105g ) * *[

PIERWSZE PIERSI POLSKI ]( http://film.wp.pl/top-10-najbardziej-obfitych-biustow-polskich-aktorek-6025282550993537g ) * *[

WSTYDLIWE WPADKI GWIAZD ]( http://film.wp.pl/10-filmow-ktorych-sie-wstydza-6025282273682561g ) * *[

POLSKIE SEKSBOMBY BEZ MAKIJAŻU I STYLIZACJI ]( http://aleseriale.pl/gid,6625,img,233038,fototemat.html ) ** W najbardziej maczystowskim filmie, czyli „Chrzcie’ Marcina Wrony, kobieta uosabia z kolei kogoś w rodzaju „świętej dziwki”. Żona głównego bohatera, to mówiąc jego słowami, „dobra i pracowita kobieta”, rodząca piękne dzieci blondynka, którą można przekazać koledze jak przedmiot, nawet nie pytając jej o zadanie, a w sytuacji frustracji nawet zgwałcić w
łazience.

Najciekawiej prezentowały się kobiece postaci w nagrodzonej za scenariusz i reżyserię „Joannie” Feliksa Falka. Urszula Grabowska, jako kobieta ukrywająca w czasie wojny żydowską dziewczynkę potrafi pokazać cały wachlarz emocji, niestety jej wysiłki tracą na sile wyrazu przygniecione sztampowa, telewizyjną narracją. Znowu Historia staje się ważniejsza od osobistej historii bohaterki.

Postać tytułowej „Matki Teresy od kotów” kreśli ciekawie (niesłusznie pominięta przez jury) Ewa Skibińska. Jednak logika scenariusza nie pozwala jej wyjść poza aktorski szkic. Nawet w chwalonym „Erratum” postać kobieca pojawia się tylko na początku, jako symbol życiowego marazmu, który zaczyna doskwierać bohaterowi granym przez Tomasza Kota. Gdy zwróciłem uwagę, że mam dość oglądania historii faceta, który zostawia żonę z córeczką na kilka dni przed komunią i jadą w siną dal „szukać siebie”, zarzucono mi spłaszczanie i trywializowanie problemu.

A problemem jest właśnie jedyny i wyłączny męski punkt widzenia, jaki zdominował polskie kino. Męska przyjaźń, Wielka Historia, kryzys wieku średniego – wszystko to znajdzie mniej lub bardziej poradne (paradne?) odzwierciedlenie w tegorocznych produkcjach.. Jedynym w ciągu ostatnich kilku lat filmem, który dał nam obraz próbujący pokazać kobietę nie będącą męski fantazmatem, był „Plac Zbawiciela” Joanny i Krzysztofa Krauze. Trochę to mało. W badaniach przekonuje się nas, że to właśnie panie stanowią grupę najżywiej uczestniczącej w kulturze, a jednocześnie nie mają szans na żadna w tej kulturze reprezentację. Przynajmniej w kinie. Czy dlatego, że słówko film jest rodzaju męskiego? Chyba średnio, bo pomijając historię kobiet staje się zwykłym kastratem.

Michał Burszta, nFilmHD

Zobacz także:

**[

LEGENDARNA KUSICIELKA. O KIM MOWA? ]( http://film.wp.pl/mezczyzni-padaja-jej-do-stop-o-kim-mowa-6025282670335105g ) * *[

PIERWSZE PIERSI POLSKI ]( http://film.wp.pl/top-10-najbardziej-obfitych-biustow-polskich-aktorek-6025282550993537g ) * *[

WSTYDLIWE WPADKI GWIAZD ]( http://film.wp.pl/10-filmow-ktorych-sie-wstydza-6025282273682561g ) * *[

POLSKIE SEKSBOMBY BEZ MAKIJAŻU I STYLIZACJI ]( http://aleseriale.pl/gid,6625,img,233038,fototemat.html ) **

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)