Michał Lorenc: zmagał się z ciemną stroną życia. Biografia kompozytora przypomina historię gwiazdy rocka

Michał Lorenc: zmagał się z ciemną stroną życia. Biografia kompozytora przypomina historię gwiazdy rocka
Źródło zdjęć: © East News

31.01.2017 | aktual.: 02.02.2017 15:01

Stworzył muzykę do wielu polskich filmów, seriali i dokumentów, która dziś uchodzi za żelazną klasykę. Jego kompozycje można usłyszeć w "Psach", "Krollu", "300 mil do nieba", "Glinie", "Bandycie" czy "Smoleńsku". Zdobył mnóstwo nagród, cieszy się ogromnym uznaniem za granicą. Jednak Michał Lornec długo nie potrafił czerpać prawdziwej satysfakcji ze swoich osiągnięć.

- Biorąc pod uwagę, przez co przeszedłem, trochę jestem zaskoczony, że wciąż żyję – wyznawał w jednym z wywiadów.

Lorenc nie radził sobie ani z sukcesami, ani towarzyszącej pracy presją. Coraz częściej sięgał po alkohol i narkotyki. Dopiero odnalezienie Boga pozwoliło mu przejść przez piekło uzależnienia.

1 / 6

Umiarkowanie zdolny i niezbyt przebojowy

Obraz
© East News

Był chłopcem inteligentnym, samodzielnym i zbuntowanym. Miał 16 lat, kiedy jego rodzina się rozpadła, a on uciekł z domu w Bieszczady. Historia mogła się skończyć naprawdę źle, ale nastolatek miał dużo szczęścia i przypadkiem trafił do zespołu Bukowina. To był jego pierwszy krok w karierze kompozytora.

2 / 6

"Ten sukces to nie był przypadek"

Obraz
© ONS.pl

Jednak początkowo nie sądził, że on, chłopak bez żadnego muzycznego wykształcenia, będzie mógł realizować się w muzyce. Niedługo potem wyjechał do Szwecji, gdzie dostał pracę na budowie.

– Byłem już żonaty, pojawiło się dziecko, trzeba było wziąć odpowiedzialność za rodzinę* – tłumaczył w "Polityce". *- Moją muzykę z "Przyjaciół" emitowało tamtejsze radio solidarnościowe. Ale coraz częściej miałem poczucie, że po powrocie do Polski już do zawodu kompozytora nie wrócę.

Mimo to reżyserzy coraz częściej proponowali mu współpracę. Przełomem w jego karierze okazała się muzyka do "300 mil do nieba" Macieja Dejczera.

- Musiałem udowadniać, że mam pomysł, że ten sukces to nie był przypadek. Często zresztą takiego pomysłu nie miałem, ale dzięki intuicji jakoś udawało mi się tym zadaniom podołać *– dodawał. *- Zdarzało się, że towarzyszyło mi poczucie klęski, ale potem muzyka była nagradzana, jak choćby do filmu "Zabić Sekala".

3 / 6

Amerykański koszmar

Obraz
© AKPA

Wreszcie o Lorencu zrobiło się też głośno w Hollywood. Głównie za sprawą zachwyconego jego talentem Jerzego Skolimowskiego. Wkrótce pracę kompozytorowi zaproponował Bob Rafelson, który kręcił film "Krew i wino" z Jackiem Nicholsonem.

Jednak Lornec wyznał, że nie potrafił odnaleźć się w fabryce snów. Życie tam było intensywne, wyniszczające, nie radził sobie ze stresem. By móc jakoś funkcjonować, coraz częściej sięgał po alkohol i narkotyki.

– Spotkałem kiedyś na bankiecie Andrzeja Sekułę, operatora Tarantino. Mówi mi: teraz noszą cię w lektyce, ale za chwilę cię z niej zrzucą i będziesz ją wlókł za sobą przez Sunset Boulevard – wspominał w "Polityce".* - Na planie filmu "Osaczony" Mickey Rourke, niemiłosiernie upokarzany przez producenta, spojrzał na mnie oczami zbitego psa i powiedział: "LA is shit".*

4 / 6

"Epizody schizofreniczne"

Obraz
© Filmpolski.pl

Lornec przyznawał, że dał się oszołomić sukcesom, woda sodowa uderzyła mu do głowy.

- Byłem sobą zachwycony. Towarzyszyło mi poczucie absolutnej wyjątkowości – mówił.

Nie radził sobie z uzależnieniem, wpadł w alkoholizm, miał również powiązania z mafią, od której kupował narkotyki. Przyznawał, że jego małżeństwo wisiało na włosku. Czasami przez kilka nocy z rzędu nie wracał do domu, miał coraz poważniejsze problemy emocjonalne.

- Stan mojego upadku i psychicznego załamania trwał latami. Zdarzały się epizody schizofreniczne – wyznawał. Wydarzyła się też kolejna tragedia – zmarło jedno z jego dzieci. - Po śmierci dziecka poczułem, że świat nie ma sensu. Miałem już taki moment, że chciałem ze sobą skończyć – mówił.

5 / 6

"Zaczął się nade mną modlić"

Obraz
© WP.PL

I choć robił wszystko, aby zniszczyć swoje małżeństwo, żona wciąż trwała u jego boku, modląc się o nawrócenie męża. On do jej modlitw podchodził sceptycznie.

* - Nie wierzyłem wtedy w nic, nie miałem nic wspólnego z Kościołem* – przyznawał. Największy wpływ na jego zachowanie miała jednak wizyta przyjaciela.

* - Przyjechał do mnie Marcin Pospieszalski i zaczął się nade mną modlić *– opowiadał.

- To mnie rozjuszyło, bo oto do kolegi przychodzi kolega muzyk i zamiast pociechy, zaczyna się modlić. Uznałem to za upokarzające, ale pomyślałem: skoro on robi z siebie takiego idiotę i błazna, to może ja te narkotyki wyrzucę, żeby też zrobić jakiś ruch. Wyrzuciłem je do ubikacji i spuściłem wodę. Po latach zrozumiałem, że wtedy już działała modlitwa Marcina. Ale to tylko jedna z tysięcy rzeczy, które mi się wtedy przytrafiły.

6 / 6

"Miałem szczęście"

Obraz
© Agencja Gazeta

- To nadzwyczajne, że mając skłonności ku ciemnej stronie życia, udało mi się ocaleć i uniknąć losu wielu moich przyjaciół i znajomych – mówił w radiowej Dwójce. Nawrócił się, dołączył do Wspólnoty Neokatechumenalnej.

- Gdybym nie trafił do tego miejsca, nie jest pewne, czy bym żył* – wyznawał.* - Nastąpiło mozolne odbudowywanie relacji z żoną, dziećmi. To było coś nadprzyrodzonego. Nie zasługiwałem na to, ale otrzymałem szansę. Wiara jest łaską. Ja miałem szczęście.

Twierdzi, że ten moment, kiedy dołączył do Kościoła, jest dla niego doświadczeniem ważniejszym niż wszystkie międzynarodowe sukcesy.

- Codziennie czytam brewiarz, który jest dla mnie podstawowym narzędziem, instrukcją obsługi własnej duszy, ale także rzeczywistości. Wielokrotnie pomógł mi w wyjaśnieniu zdarzeń, rozumieniu świata - mówił w tygodniku "Idziemy".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (65)