Mija 40 lat od premiery filmu "Zmory" Wojciecha Marczewskiego
13.04.2018 | aktual.: 13.04.2018 10:52
Krytycy byli zachwyceni; film, powstały na podstawie kontrowersyjnej powieści Emila Zegadłowicza, ze scenariuszem Pavela Hajněgo, zdobył wiele nagród (między innymi Grand Prix na festiwalu w Gdańsku, nagrodę im. Andrzeja Munka czy Złotą Kamerę od tygodnika "Film") i zapewnił reżyserowi istotne miejsce w branży artystycznej.
Kontrowersyjna powieść
Powieść "Zmory" Zegadłowicza światło dzienne ujrzała w 1935 roku - i wywołała niemałe kontrowersje, zwłaszcza w środowiskach prawicowych. Czytelników oburzały odważne sceny erotyczne, a także negatywny sposób przedstawienia systemu szkolnego. Drugie wydanie zostało więc skonfiskowane, a sam autor został przez niektórych odsądzony od czci i wiary.
Gdy kilkadziesiąt lat później Marczewski postanowił sfilmować powieść, ekranizacja nie wzbudziła już podobnych negatywnych emocji; przeciwnie, otrzymała nawet nagrodę Międzynarodowej Organizacji Katolickiej ds. Filmu na MFF w San Sebastian.
Film autobiograficzny
Za scenariusz odpowiadał pochodzący z Czech Pavel Hajny (który pracował wcześniej przy doskonałych "Zaklętych rewirach" Janusza Majewskiego). Dla Marczewskiego miał to być kinowy debiut - wcześniej pracował dla telewizji, gdzie nakręcił kilka filmów, między innymi "Podróżni jak inni" czy "Bielszy niż śnieg".
"Zmory" to opowieść o dojrzewaniu, która była reżyserowi niezwykle bliska. - Chociaż "Zmory" dzieją się na początku wieku, starałem się opowiadać tak, jakbym opowiadał o własnym życiu, o swoim dzieciństwie - mówił w "Kinie". - Zależało mi na tym, żeby nie były odbierane jako film historyczny. To film zdecydowanie autobiograficzny, pod względem emocji, lęków, przeczuć i fascynacji.
Wstydliwy statysta
Główną rolę Mikołaja Srebrnego otrzymał Piotr Łysak (który z filmem na dobre pożegnał się 10 lat później); obok niego na ekranie wystąpili Bronisław Pawlik, Teresa Marczewska (prywatnie żona reżysera), Hanna Skarżanka, Maria Chwalibóg czy Janusz Michałowski. Na planie debiutował również Andrzej Zieliński - choć tej przygody nie wspominał najlepiej.
- Jako uczeń drugiej klasy liceum statystowałem przy "Zmorach" - opowiadał Małgorzacie Karnaszewskiej. - I w pewnym momencie okazało się, że czterech z nas, dorastających chłopców, wybrano do sceny w której musieliśmy udawać, że się masturbujemy. Byłem wtedy potwornie zażenowany i zawstydzony... A ujęcie później nawet nie weszło do filmu.
Walka z cenzurą
Marczewski wspominał, że wiele zawdzięcza Stanisławowi Różewiczowi, który był wówczas szefem Toru.
- Po obejrzeniu pierwszej wersji montażowej dał mi kartkę, na której były 44 punkty, w których należało coś zmienić. Skorzystałem tylko z ośmiu. Jako szef zespołu mógł wyegzekwować wszystko. "To pański film, pan za to odpowiada", powiedział jednak - opowiadał w "Gazecie Wyborczej".
Oczywiście nie obeszło się bez problemów z cenzurą.
- W "Zmorach" cenzor chciał wyrzucić scenę, w której grupa lewicowo nastawionej młodzieży idzie przez wieś z czerwonym sztandarem. Jest ciepło, młodzi ludzie widzą rzekę, rzucają sztandary, ściągają gacie i skaczą do wody - dodawał. - Było dla nich nie do przyjęcia, że woda i dziecięca uciecha były silniejsze od myśli rewolucyjnej.
Osobliwy artysta
Trzy lata później Marczewski nakręcił "Dreszcze", mające być rozwinięciem wątków poruszonych w "Zmorach". A potem, z powodów ideologicznych, zamilkł na 9 lat.
- Koledzy, czy musieliście robić te filmy, które zrobiliście? – zapytał na pierwszym po 1989 roku festiwalu filmowym w Gdyni.
W 1990 roku nakręcił "Ucieczkę z kina Wolność", a dekadę później "Weisera". Co robi, kiedy nie jest na planie? Wykłada w łódzkiej filmówce i Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy, jest członkiem Polskiej Akademii Filmowej i Europejskiej Akademii Filmowej, a ostatnio został przewodniczącym Rady Programowej Festiwalu Filmowego w Gdyni
- Uczy, pomaga młodszym; osobliwy charakter jak na artystę. Nic dziwnego, że nie ma imponującej filmografii, ale za to każdy tytuł, pod którym się podpisał, coś znaczy w historii polskiego kin - kwitował w "Polityce" Zdzisław Pietrasik.