Mimo bolesnych wspomnień z jej twarzy nie znika uśmiech. Barbara Krafftówna skończyła 89 lat
Aktorka, słynna Felicja w "Jak być kochaną" Wojciecha Jerzego Hasa i Honorata z "Czterech pancernych i psa", niezapomniana wykonawczyni piosenek kabaretowych, w tym "Przeklnę cię" z Kabaretu Starszych Panów, skończyła 89 lat.
Barbara Krafftówna przez blisko 70 lat aktywności zawodowej zapracowała na ogromne uznanie, przyczyniając się do wykreowania niezapomnianych ról teatralnych i filmowych.
I mimo że los jej nie oszczędzał (pochowała dwóch mężów i jedynego syna), aktorka zdaje się być w doskonałej formie. Najwyraźniej wciąż trzyma się pewnej zasady, którą już w dzieciństwie wpoiła jej matka…
''Zawsze bądź przygotowana, jakbyś szła na bal''
O jakiej zasadzie mowa? Krafftówna wyznaje, że kiedy wychodzi z domu, poświęca wiele czasu na przygotowania i zawsze stara się wyglądać jak najlepiej.
- Jest pewna metoda, wpojona jeszcze przez moją matkę i sprawdzona przez całe życie - zawsze bądź przygotowana, jakbyś szła na bal. Należy zawsze być przygotowanym, bo nigdy nie wiadomo, kogo się spotka. Zalecam to i polecam wszystkim, nie tylko kobietom – śmiała się w wywiadzie dla "Magazynu VIP".
''Człowiek musi być miły''
To zresztą nie jedyna rada otrzymana od mamy. Druga zasada? "Nie zamęczaj ludzi swymi problemami. Uśmiechaj się". Krafftówna zapewnia, że to dzięki uśmiechowi udało się jej zajść tak daleko.
- Od dziecka uczono mnie, że człowiek musi być miły – opowiadała aktorka w "Claudii".
- Nie należy okazywać złego samopoczucia. Warczenie na świat "bo ja mam akurat problem" jest bez sensu. Na ogół martwi mnie, że jesteśmy dość ponurym społeczeństwem. Ja wychodzę do świata z uśmiechem i świat to odwzajemnia. Też się uśmiecha.
Osobista tragedia
Niestety, ten uśmiech nie ustrzegł jej przed tragediami w życiu osobistym.
Ze swoim pierwszym mężem, aktorem Michałem Gazdą, występowała w Teatrze Rozmaitości. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Oświadczył się jej po zaledwie dwóch tygodniach znajomości. Pobrali się szybko, razem wychowywali syna Piotra. Spędzili razem kilkanaście lat – rozdzieliła ich dopiero jego śmierć.
- Mąż zginął tragicznie w listopadzie 1969 r. Jechał samochodem mostem Gdańskim w Warszawie, dostał zawału serca. Gdyby to się wydarzyło w domu, teatrze... a nie za kierownicą. Lekarze mówili mi potem, że im człowiek młodszy, tym ma mniejsze szanse na odratowanie – wspominała po latach aktorka.
Nie znała angielskiego
14 lat później Krafftówna wybrała się do Stanów Zjednoczonych – zaproszono ją, by zagrała w spektaklu opartym na dramacie "Matka" Witkacego. Aktorka nie znała języka angielskiego, ale przez wiele miesięcy uczyła się tekstu fonetycznie.
Jej występ doceniono i nagrodzono, ale nie było to najważniejsze wydarzenie podczas jej zagranicznego pobytu...
''Piękny polonus''
Podczas jednego z recitali w oko wpadł jej pewien mężczyzna...
- Wypatrzyłam go, stojąc na estradzie, siedział w pierwszym rzędzie – opowiadała "Claudii". - "Piękny polonus", pomyślałam. Tymczasem okazało się, że to dyrektor instytutu, którego polska sekcja zorganizowała mój koncert…
Mężczyzna nazywał się Arnold Seidner i wkrótce został mężem aktorki.
- Porozumieliśmy się od pierwszego spotkania, choć on nie znał słowa po polsku, a ja tylko angielskie archaizmy ze sztuki Witkacego. Wierzę, że wszystko jest zapisane w górze… - opowiadała Krafftówna.
Kolejne tragedie
Ich małżeństwo, choć szczęśliwe, trwało zaledwie pół roku.
Seidner, tak jak i Gazda, zmarł na zawał serca. Aktorka ciężko przeżyła jego śmierć, choć obiecała sobie, że nigdy się nie podda. Była wdzięczna za każdą chwilę, którą mogła spędzić z mężem, i starała się nie załamywać. Poświęciła się pracy i postanowiła nie opuszczać Ameryki.
- Wróciłam, kiedy w Polsce skończył się komunizm i przyszła wolność. Ale i tak następnych dziesięć lat jeździłam w tę i we w tę – tłumaczyła w "Claudii".
Tymczasem jej jedyny syn Piotr zamieszkał z rodziną w Kanadzie. W 2009 r. Krafftówna otrzymała kolejny cios, dowiadując się o jego śmierci. Jak sobie radziła po tych tragediach?
- Bardzo pomagają pigułki. Najpierw przychodzi otępienie, a potem trzeba spróbować jakoś z niego wyjść. W końcu pozostaje blizna, dotkliwa, wyraźna, własna - mówiła Remigiuszowi Grzeli w książce "Krafftówna. W krainie czarów".
''Zegar bije''
Mimo tych wszystkich bolesnych wspomnień z twarzy aktorki nie znika uśmiech. Nawet starość powitała bez lęku. I choć zdaje sobie sprawę, że pewnych rzeczy, ze względu na wiek, robić nie powinna, wciąż snuje wiele planów.
- Zegar bije i zaskakuje mnie w pewnych sytuacjach – opowiadała "Rzeczpospolitej".
- Ze zdumieniem odkryłam, że kupując wodę w sklepie, muszę prosić o jej odkręcenie, bo sama nie daję rady. Pytam więc nieustannie samą siebie: chciałabym wsiąść na rower, ale czy to jest bezpieczne? Chciałabym pojechać do Japonii, ale jak to zorganizować, żeby nie zrobić sobie krzywdy? Ale marzenia, nawet uniemożliwiane przez biologię, zostają przecież do końca życia.